Tego lata zakochuję się codziennie od nowa, ale nie jestem przesadnie stała w uczuciach. Niby to trwam w stałym związku z miską czereśni, ale kiedy nie patrzą już, pożarte, daję się uwieść truskawkom. Chciałabym móc obiecać im wierność, ale oto arbuz puszcza do mnie oko – za każdym razem, kiedy otwieram lodówkę, szczerzy się do mnie, szelma, szerokim uśmiechem zachęca do konsumpcji tej zakazanej miłości. Cóż zrobić! Pomiędzy jednym i drugim odcinkiem CSI: Miami głaszczę dyskretnie morele po ich złotych krągłościach: nie mogę się doczekać, aż zostaniemy sam na sam.
Żołądek mam pełen zmiksowanych owoców, bo przecież ślinianki pracują jak trzeba i wewnętrzne fale kwasów trawią wszystko, co wrzucam na ruszt. Nieodmiennie zachwyca mnie ta poetyka ciała, monotonia precyzji i niezauważalność rytmu. Mam wrażenie, jakby płynęła mną rzeka przyzwyczajeń: machinalnie trawię, bezustannie świat przetrawiam.
Czasami po prostu jestem, skupiam się na odczuwaniu swoich komórek, próbuję rozkładać się na cząsteczki. Idzie mi łatwiej, gdy znajduję się w brzuchu autubusu linii 152 w Krakowie, w drodze do pracy lub do domu, czyli w skrócie: tam i z powrotem. We wnętrzu brzucha trzęsie bardzo, jak to w brzuchu – zastanawiam się notorycznie, bo cierpię na tę przypadłość, czy siły wyższe rządzące rekrutują w MPK kierowców na podstawie umiejętności rajdowych czy po prostu poszukują jednostek, u których brawura graniczy z szaleństwem? Zaprawdę, mówię Wam: jeśli przyjdzie nam kiedyś zostać dziećmi wojny, to właśnie ci nieustraszeni powinni chwycić za stery maszyn bojowych. Zaiste, nie lękają się śmierci i pozwów o odszkodowania, gdy dziarsko przeskakują nad dziurami i rozpadlinami miasta królów. Nieważne, w którą stronę, pędzimy więc jak szaleni, bo czas goni nas wszystkich bardzo i niepodobna się spóźnić przecież. Naszymi cechami – dystynktywną i konstytutywną – są, (przyswój to i zapamiętaj): uwięzienie w czasie i tknięcie obłędem, ergo: bycie, mówiąc brzydko, pojebanym.
Drażni Mnie, Kiedy Nadużywasz Wielkich Liter, Kiedy Tytułujesz Uniżenie Ludzi i Rzeczy. Nadmiar szacunku zadaje gwałt ortografii, ja patrzeć nie mogę, zwijam się w kłębek i uciekam do wewnątrz. Wiesz, czytałam Liberę i on potrafi mówić godnie i pięknie, chociaż wcale nie szafuje przesadnie majuskułą. Nie wiem, skąd w Tobie to przekonanie, że Mąż lub Siostra znaczą więcej, gdy dorzucisz im gratis wersalik. Być może, gdyby rzecz szła o wersalkę lub meblościankę typu „Kopernik”, sprawa wyglądałaby zgoła inaczej, a tak tylko zostaje Ci słowo, gołe słowo, które ma dokładnie tyle sensu, ile zdołasz zamknąć mu pod wieczkiem. Powiem Ci w sekrecie, tak między nami: zapis jest tylko narzędziem. Koniec końców liczy się bardziej to, jak sprawnie budujesz wieżę z sensów. Moje są zawsze obłąkane i chwiejne.
I oto z rękawa wyciągam jeden sens: z samego dołu.