Doris Lessing zmarła wczoraj, 17 listopada 2013 roku, w wieku 94 lat. Trudno oszacować rozmiar strat, jakie tego dnia poniosła literatura piękna.
***
Trzeba to powiedzieć: proza sygnowana nazwiskiem Doris Lessing nie należy do łatwych i – chociaż wydaje się przystępna i przyjemna w odbiorze – nie pozwala na zachowanie neutralności. Autorka Piątego dziecka po raz kolejny zmusza czytelnika do dokonania oceny charakterów i zachowań bohaterów rzuconych w świat pozbawiony idealnych i oczywistych rozwiązań. Cztery opowiadania, cztery różne historie, tylko pozornie pozbawione wspólnego mianownika – chociaż wydawca krzyczy z okładki dużymi literami o miłości i próbie uczuć, uważny odbiorca szybko zorientuje się, że tematyka ta nie jest celem, a środkiem. Do czego? To trzeba odkryć podczas lektury.
Bohaterowie Lessing są piękni – przynajmniej fizycznie. Różnią się kolorem oczu, włosów i skóry, jednak wszyscy zdają się pochodzić z innego, lepszego świata – nieskazitelne sylwetki otacza niesamowity błysk, twarze przyciągają zachwycone spojrzenia przechodniów. Nie oznacza to jednak, że są doskonali pod każdym względem lub że pod maskami aniołów kryją się potwory w ludzkiej skórze – autorka nie popada w skrajności, a świat widziany jej oczami nigdy nie staje się czarno-biały. Roz i Lil, Ian i Tom, Wiktoria, Thomas i Edward, DeRod i w końcu James – wszyscy oni pozostają po prostu ludźmi, z typowo ludzkimi słabościami, namiętnościami, lękami. Wydaje się, że to właśnie tu znajduje się punkt, w którym zbiegają się losy głównych postaci ze wszystkich czterech opowiadań: ich historie są opowiedziane przez pryzmat ciała, które w trudny do zaprzeczenia sposób wpływa na możliwości, wybory i konsekwencje.
Gdyby na okładce Dwóch kobiet widniało nazwisko innej pisarki, być może otrzymalibyśmy zbiór miałkich historyjek o różnych formach miłości, opatrzony wytartymi frazesami w stylu „prawdziwe piękno to piękno duszy”, „uroda szczęścia nie daje” lub wyeksploatowanego do granic cierpliwości czytelnika „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Grupą docelową twórczości Lessing nie są jednak borykające się z kompleksami nastolatki poszukujące w literaturze duchowego wsparcia ani znudzone szarą rzeczywistością fanki rozmaitych wariacji baśni o Kopciuszku. Nie warto czekać tu na dramatyczne zwroty akcji i szczęśliwe zbiegi okoliczności, które w magiczny sposób odmienią życie bezwładnie niesionych prądem wydarzeń bohaterów. To proza życia w każdym możliwym rozumieniu tego określenia. Nawet jeśli wydawać się może, że historie będące udziałem opisanych postaci nie przytrafiają się zbyt często (jeśli w ogóle), to ich reakcje pozostają wiarygodne, chociaż nierzadko wymagają dużej dozy wyrozumiałości dla ludzkich słabostek i niedoskonałości.
Komunistyczna przeszłość noblistki (Doris Lessing otrzymała Literacką Nagrodę Nobla w 2007 roku) także w Dwóch kobietach daje o sobie znać – nie powinno zdziwić to jej wiernych czytelników, którzy podczas lektury innych książek autorki na pewno zetknęli się z mniejszymi lub większymi śladami myśli marksistowskiej ukrytymi w złożonym systemie wartości. Świadomość bohaterów jest określona przez warunki bytowe – są uwięzieni w świecie, w którym wychowywali się i dojrzewali, a próby ucieczki nie przynoszą spodziewanego rezultatu. Wyzwoleni wbrew swojej woli Ian i Tom dobrowolnie kontynuują specyficzną relację ze swoimi matkami, tęskniąc za czasem Arkadii, a ambitnej – wydawałoby się – Wiktorii na przeszkodzie stają jej własne ograniczenia i niezdolność do wyobrażenia sobie siebie samej w świecie, za którym skrycie tęskni. Szanse na wyjście z impasu są marnowane, jedna po drugiej przepadają niewykorzystane – nie z powodu złej woli czy buntu, ale z winy słabych charakterów, głupoty, lęku przed nieznanym. Lessing subtelnie i brutalnie zarazem uświadamia, że to, jak wiele dostajemy od życia, nie ma nic wspólnego z przymiotami ciała – niezależnie od nich każdego dnia nie zauważamy potencjalnych punktów zwrotnych, mijamy obojętnie wyjścia z pułapek własnych problemów. Piękni czy brzydcy, wspaniali czy do bólu przeciętni, czasami otrzymujemy po prostu więcej szans niż inni – nie ozacza to jednak, że zawsze wiemy, jak je wykorzystać.
Punta wisi na końcu każdego z opowiadań jak przecinek w niedokończonym zdaniu, czekający na dopełnienie myśli. Ale to zakończenie, wraz z refleksją na temat bohaterów i oceną ich postępowania, czytelnik musi dopisać sobie sam. Dowiadując się przy okazji czegoś o sobie – być może wbrew swojej woli.
RECENZJA OPUBLIKOWANA NA PORTALU GILDIA.PL.
W czerwcu 2013 w polskich kinach pojawił się film pt. Idealne matki, będący ekranizacją tytułowego opowiadania zamieszczonego w zbiorze Dwie kobiety.