Wiosna przydarzyła mi się wczoraj. Wiosna, czyli zmiana. Siedziałam na tylnym siedzeniu samochodu, jadąc, chociaż nie powinnam była jechać, chociaż rozsądek mówił mi wyraźnie (ma taką dobrą dykcję, w przeciwieństwie do ducha) – zostań. Nie zostałam.
Świat ciemniał powoli i pochłaniał dźwięki lepkim mrokiem. Lubię obserwować ten moment, kiedy rzeczywistość się zmienia, kiedy coś mówi mi (cichy głos szepcze z tyłu głowy), że wszystko, w czego istnienie wierzyłam za dnia, nagle staje się jedynie domyślne, bo ciemność to przecież czas wiary. Dlatego łatwiej wtedy o duchy i magię, dlatego wtedy właśnie rodzi się lęk, dlatego właśnie jesteśmy dziećmi światła – tak bardzo realni i fizyczni. Tak mali w zetknięciu z leśmianowskim zaświatem.
Otworzyłeś na moment okno. Zimny wiatr wdarł mi się we włosy, wtłoczył oddech z powrotem do płuc, przyniósł ze sobą zapach. Wszystko było mokre i ciemne, ziemia pulsowała spazmatycznie, wydając nowe życie. Chociaż widzieliśmy już słoneczne dni, to nie słońce a woda budzi wszelki ruch – także ten we mnie. Wilgoć w powietrzu, bo powietrze pachnie tak niesamowicie tylko wczesną wiosną, kiedy wszystko budzi się, przeciąga wdzięcznie i zaczyna wyć do księżyca podczas pełni. To wycie wiosną brzmi inaczej, jest pełne triumfu, że oto jesteśmy, że udało nam się przetrwać, że wracamy do walki – wiem, bo ja czasami też wyję.
Gdzieś pomiędzy Krakowem a Warszawą poczułam, że jest już nowe. Że to, na co czekałam tak długo, nareszcie nadeszło i wypełniło mnie od środka. Świat jest mokry i tętni, przygotowując się do orgii. Jest ruch. I jest zmiana. Przypominam sobie – w takie wilgotne wieczory lubiłam jechać konno przez las: rzeczywistość załamywała się pod kopytami, tylko ja i zwierzę jak jeden umysł, kredyt zaufania, że to drugie wie, co robi. Moja myśl, mój zamysł i ciało zwierzęcia, które przecież lepiej ode mnie wiedziało, jak stawiać kroki w mroku. Dziwne poczucie jedności, jakby wszystko oddychało w jednym rytmie. Czy jest większa magia?
Przed nami otwarta droga – w takich chwilach chcę zawsze jechać już bez końca, bo przecież nie chodzi tu o cel ani o przemieszczanie – ze wszystkich stron ciemność, w radiu – Otherside Red Hotów i wiem, że wciąż mam 16 lat, tylko jestem bardziej świadoma i więcej czuję. Jakbym do pewnych emocji musiała dopiero dorosnąć. Jakbym wyrosła z bycia cyniczną i nieufną. Za nic w świecie nie chciałabym być znowu młodsza, niż jestem. Właśnie tak mocno kocham swój umysł i swojego ducha – zwłaszcza gdy duch ten błądzi, dokąd chce.
Wciąż boję się zatrzymać. Powiedzieć to tu, to jest moje miejsce i mój czas, to nią właśnie będę. Wciąż jeszcze chciałabym iść przed siebie, czuć w sobie ruch i zmianę. Wiosną chcę nosić na ciele raido, chociaż naprawdę jestem przecież sowelo. Bo to się po prostu czuje, jeśli wierzysz w takie rzeczy. Jeśli to świat jest Twoim bogiem, a dla mnie nie ma nic bardziej boskiego niż świat.