To wraca. W niektóre dni powietrze jest już cieplejsze i bardziej wilgotne, chociaż pada wciąż za mało, żeby zmyć z ulic ślady zimy. Mógłbyś iść za węchem, zamknąć oczy, wsłuchać się tylko w rytm kroków i czuć, czuć aż po koniuszki tych włosków w nosie, które filtrują dla Ciebie powietrze i zatrzymują brud. Cóż, w Krakowie mają ręce pełne roboty.
kołysani przez szum samolotów Kraków Balice – Chopina Warszawa ćwiczymy na sobie nawzajem mimowolne zwroty od-do
w takiej ciszy
jako rasowe zwierzęta śródmiejskie wolimy zgiełk: codzienne nasze 15 minut donikąd na puste przystanki i do kiosku Ruchu
Ostatnio wraca do mnie Berkeley i dużo myślę o byciu postrzeganym: z jednej strony fascynuje mnie, jak ma się do kwantów i co powiedziałby Heisenberg, z drugiej – czasami trochę się boję, że zniknę, jeśli zaniecham interakcji. Bo wiesz, z interaktywnością mam ostatnio trochę problem: nie odpowiadam na bodźce, nie reaguję zbyt ochoczo, najczęściej zawieszam osąd. Nie chcę mówić już o tym, co naprawdę ważne, wygodniej jest mi patrzeć przez palce i nie dostrzegać. I spać chcę, chcę spać tak bardzo i tak długo, żeby obudzić się już innym razem: niech świat wykona obrót i da mi znać, kiedy będzie można wracać bez lęku.
Nie mam już w sobie tej cierpliwości, co kiedyś, a zatem mówię, że lepiej milczeć jest i unikać, niż trząść się w rozpadlinie własnej głowy, słuchać słów bez pokrycia. Bycie miłą kosztuje mnie ostatnio zbyt wiele, pozwalam sobie na okazywanie znużenia, odmawiam coraz więcej i coraz chętniej, czuję potrzebę, żeby uciekać.
Zmęczenie daje się coraz bardziej we znaki, w aktach – mimo woli – straceńczej odwagi szukamy przez internet przyjaciół, chociaż jest przecież z kim iść na wódkę: nie ma o czym rozmawiać i trudno znaleźć kogoś, z kim można milczeć bez ogródek.
O tym, o czym piszę, nie lubię rozmawiać. Zrób coś dla mnie i nie pytaj mnie o słowa, zazwyczaj rzucam je po prostu przed siebie, ostatnio zmyślam całkiem nieźle nawet i bez nut. Czuję się wtedy naga jak dziewczyny w świerszczykach: słucham zbyt starej muzyki, za dużo i jednocześnie za mało wciąż czytam, zbyt często leżę bez ruchu, zapadając w letarg.
Przeważa w nas chęć bycia z.
Nie traktuj mnie przesadnie serio, nie bierz do siebie tego, co mówię: pielęgnuję w sobie dziesiątki zaburzeń, oburzeń codziennych i małych wzruszeń – pomiędzy ramionami, w płucach bo ja płucami (się) wzruszam.
Myślę rzeczy oczywiste, nadpisuję, nadmawiam i nadmyślam.
Zwrócono mi uwagę, że kłamię coraz piękniej.