Wygrzebki #38: zagadki kobiecego ciała
Dzisiaj trochę dziewczyńskich spraw. Wiem, że większość z Was to dorośli ludzie, ale być może nie wiecie jeszcze wszystkiego o kobiecym ciele i emocjonalności. A raczej na pewno nie wiecie wszystkiego. Ja czasami sama siebie nie rozumiem.
Kolejna porcja dobrych linków do kawy już jutro rano!
1. Niby mamy XXI wiek, a menstruacja ciągle jest tematem tabu w wielu kręgach. Sytuacji nie poprawia fakt, że żyjemy w kraju, w którym każdy jest fachowcem od wszystkiego, co oznacza, że co drugi polityk ma zaoczną specjalizację z ginekologii. A przynajmniej tak się zachowuje.
Być może wiecie już to wszystko, a może jeszcze nie. A może macie córki, kuzynki, siostrzenice, którym przyda się dawka teoretycznej wiedzy? Zajrzyjcie do Kasi Gandor, ona wytłumaczy jasno i przystępnie, co dzieje się w kobiecym organizmie na kilka dni przed menstruacją. W bonusie: cudowne rysunki Kasi. Gdyby tak wyglądały szkolne podręczniki, gimnazjaliści wynosiliby zdecydowanie więcej z lekcji.
2. Co to znaczy być kobietą? Tajwańska artystka Yung Cheng Lin stworzyła serię niepokojących zdjęć, które w metaforyczny sposób poruszają kobiece problemy. Mocne obrazy niosą za sobą wyraźny przekaz i mówią o opresyjności świata, trudach dojrzewania, seksualności, nierealnych standardach piękna i wstydzie. Ku refleksji.
3. Chociaż ten tekst zaczyna sie irytującą frazą „women are moody”, nie przekreślajcie go tak od razu. Psychiatra Julie Holland przekonuje, że coraz częściej mylimy naturalne stany emocjonalne z oznakami zaburzeń psychicznych i zbyt często stosujemy leki, które wcale nam nie pomagają. Zdaniem lekarki problemem pozostaje to, że wciąż wiele osób naprawdę potrzebujących pomocy nie sięga po pomoc i nie zażywa koniecznych leków, jednak z drugiej strony rośnie liczba pacjentów (a zwłaszcza pacjentek), którzy leczeniem farmakologicznym tłumią po prostu naturalną reakcję organizmu na czynniki stresogenne: niedobór snu, ruchu, słońca, witamin i makroelementów oraz… kontaktu wzrokowego z innymi członkami społeczności, koniecznego wszystkim prymatom.
Women’s emotionality is a sign of health, not disease; it is a source of power. But we are under constant pressure to restrain our emotional lives. We have been taught to apologize for our tears, to suppress our anger and to fear being called hysterical.
Doktor Julie Holland jest autorką książki „Moody Bitches: The Truth About the Drugs You’re Taking, the Sleep You’re Missing, the Sex You’re Not Having and What’s Really Making You Crazy”.
4. Jednym z wyrażeń, którego nienawidzę najbardziej w świecie, jest „prawdziwa kobieta”. Bo co to niby znaczy, prawdziwa? W określonym rozmiarze? Z krągłościami? Z biustem? Z długimi włosami, z makijażem czy bez makijażu, zadbana, „kobieca”, cokolwiek to znaczy? Przeczytajcie ten stary tekst, w którym Carthy Relf rozrywa mit „prawdziwej kobiety” na kawałki. Nie płaczcie po nim. Naprawdę, nie ma po czym.
There is no real woman. She is a backlash, albeit an understandable one, against the super-slim ideal of the past decade plus. She’ s not like the real man. He’s redolent of spanners, chest hair and sweat. He may glower, but he’s kind to his mother. He’s defined by what he does, not what he isn’t – he’s not in opposition to slightly podgy man, or hunch-shouldered man.
The real woman, however, is defined in opposition and bitterness. Her vagueness contrasts with the specificity of what she is not: beanpole, waif, stick insect, undernourished. At the extreme is Platell, howling: „No breasts, no curves, so desiccated by starvation they’d be unable to have a child even if they wanted to.” Even leaving aside the implication that you’re not a real woman if you can’t conceive, or choose not to, this is still an insidious way to talk about thin women.
5. Wspominałam już powyżej o menstuacji, zapomniałam jednak dodać, że i tak nie jesteśmy w najgorszej sytacji: na świecie wciąż istnieją miejsca, w których miesiączkującą kobietę uważa się za nieczystą, grzeszną i wymagającą izolacji. Tak jest na przykład w zachodnim Nepalu, gdzie niektórzy hinduiści – pomimo prawnego zakazu, obowiazującego od roku 2005 – praktykują wciąż rytuał Chhaupadi.
„Nieczyste” kobiety muszą opuścić dom na czas trwania menstruacji i zamieszkać na kilka dni w specjalnie w tym celu zbudowanej chatce lub szałasie. Podobna zasada obowiązuje kobiety bezpośrednio po narodzinach dziecka. Z uwagi na osamotnienie i warunki kobiety te narażone są na różne niebezpieczeństwa związane z brakiem żywności, niemożnością utrzymania odpowiedniej higieny, atakami dzikich zwierząt, na przykład jadowitych węży i szakali, a także nieumiejętnością opakowania ognia, niezbędnego do utrzymania w szałasie temperatury umożliwiającej przetrwanie. Znane są także przypadki porwań, gwałtów, a nawet zabójstw.
O tym zwyczaju zrobiło się głośno pod koniec ubiegłego roku, kiedy świat obiegła informacja o 15-latce, która udusiła się dymem z rozpalonego własnoręcznie ogniska. W samym Tybecie informacja nie była jednak niczym nadzwyczajnym – zaledwie kilka tygodni wcześniej w podobny sposób zginęła tam 21-latka.
Fotografka Poulomi Basu spędziła w Nepalu 3 lata (2013-2016), dokumentując zwyczaj Chhaupadi. Efektem jej pracy jest projekt „A Ritual of Exile”: