Jak się bać? Porażenie
Jeśli lubicie czytać, na pewno znacie tu uczucie. Jesteście w trakcie lektury, spokojnie przewracacie kolejne strony, aż w końcu natrafiacie na zdanie, akapit – czasami pojedyncze wyrażenie – które poraża Was swoją siłą. To nie musi być literatura ambitna (cokolwiek to znaczy) – nawet w lekkiej powieści o wszystkim i niczym możecie znaleźć coś, co przemówi akurat do Was. Wiecie, o czym mówię?
Pisząc ostatnio notki praktycznie codziennie, potrzebuję raz na jakiś czas odpoczynku od tworzenia własnej treści. Ale wciąż jest tyle rzeczy, które chciałabym Wam pokazać, podzielić się nimi. Facebook, Twitter czy Google+ nie wydają mi się dobrym na to miejscem – w natłoku linków przegląda się pobieżnie treść, nie zatrzymując się nigdzie na dłużej. Sama tak robię.
Dzisiaj mam dla Was kawałek, który powala mnie za każdym razem, kiedy sięgam po książkę, z których pochodzi. Macie swoje ulubione fragmenty? To jestem ja, próbująca wciągnąć Was do dyskusji – podzielcie się swoimi ulubionymi książkami. Dlaczego tak Was poruszają?
JAK SIĘ BAĆ
Instrukcja – przykład
W pewnym szkockim miasteczku sprzedają książki z białą stronicą w środku tomu. Kto otworzy książkę na tej stronicy o trzeciej po południu – umrze.
Na Piazza del Quirinale w Rzymie istnieje punkt (do dziewiętnastego wieku znany wtajemniczonym), skąd widać przy pełni księżyca posągi Dioskurów, jak z wolna poruszają się walcząc ze swymi stającymi dęba końmi.
W Amalfi, tam gdzie kończy się strefa przybrzeżna, jest molo wchodzące w morze i w noc.
Hen poza ostatnią latarnią słychać szczekanie psa.
Pewien pan wyciska pastę z tubki na szczotkę do zębów. Nagle widzi drobną figurkę kobiety leżącej na wznak, z koralu lub miękiszu chleba, pociągniętego farbą.
Gdy otwierasz szafę, by wyjąć koszulę, wypada na ziemię stary kalendarz, który rozlatuje się, pokrywając bieliznę tysiącami brudnych motyli z papieru.
Słyszano o pewnym komiwojażerze, którego zaczął boleć lewy nadgarstek, dokładnie pod zegarkiem. Kiedy zdjął zegarek, trysnęła krew: na ciele był ślad drobnych spiczastych ząbków. Doktor kończy swe badanie, a diagnoza uspokaja nas: jego niski, kordialny głos poprzedza leki, na które, siedząc za biurkiem, właśnie wypisuje receptę. Od czasu do czasu podnosi głowę i uśmiecha się, by dodać nam otuchy:
nie ma się czym przejmować, za tydzień będziemy zdrowi. Uszczęśliwieni mościmy się w fotelu i z roztargnieniem rozglądamy dokoła. W półcieniu pod stołem widzimy nogi doktora: podkasał sobie spodnie ponad kolana i widać, że na nogach ma damskie pończochy.
/Julio Cortazar, Opowieści o kronopiach i famach i inne historie/
Na Cortazara trafiłam przypadkiem – siedząc u przyjaciółki i czekając, aż się przebierze, bezwiednie zaczęłam przeglądać książki i notatki leżące na jej biurku. Robiła akurat jakieś tłumaczenie na studia – nie pamiętam nawet, czy to był ten właśnie fragment, po powrocie do domu gorączkowo szukałam tej książki tak długo, aż znalazłam. Nie mogłam przestać czytać.
To nie jest powieść. Trudno powiedzieć, co to właściwie jest – zbiór krótkich refleksji, literackich miniaturek, króciutkich opowiadań. Przeczytanie całości zajmie Wam godzinę, maksymalnie dwie. Polecam.