Muzykofilia
Zgodnie z obietnicą (lub groźbą, jak wolicie), zamieszczam listę kulturalnych nowinek z ostatniego tygodnia (no, może dwóch). Nie ma tu niestety wszystkiego, o czym chciałam napisać, bo jestem ofiarą losu i skasowałam sobie spory fragment tekstu, ale może uda mi się odtworzyć większość z nich. Ready? Go!
MUZYKA
1. Hey z nowym klipem do kawałka „Co tam”. Nie jestem do końca przekonana – od Nosowskiej po prostu oczekuję czegoś, co wbije mnie w podłogę. Tutaj jest dobrze, ale nic nie zostaje mi w pamięci. Z jednej strony wiem, że trudno bez przerwy nagrywać same wybitne rzeczy, ale do kroćset – w końcu to Hey!
2. Bat for Lashes – „Lillies”. Natashę Khan pokochałam za „What a girl to do” z niesamowitym klipem (skojarzenia z „Rabbits Lyncha i „Donniem Darko” są jak najbardziej na miejscu), ale żaden późniejszy kawałek nie zrobił już na mnie takiego wrażenia. W ogóle żadnego wrażenia. Tutaj jest baśniowo, magicznie i klimatycznie, ale Bat for Lashes z intrygującego projektu stało się kolejnym produktem kultury indie.
4. Gossip promuje ostatni album kawałkiem „Get a job”. Jest dynamicznie, kolorowo, zabawnie, a melodia wpada w ucho prawie tak bardzo jak głośne „Heavy Cross”. Beth Ditto można kochać lub nienawidzić, ale nie można zaprzeczyć, że jest JAKAŚ. A to więcej, niż niektórzy artyści mogą o sobie powiedzieć.
5. Margaret J z kawałkiem „Thank you very much”. Lubię bloga Małgosi, ale nigdy nie szalałam na punkcie jej muzyki – dopiero ten kawałek przekonał mnie, żeby przyjrzeć się z bliska jej twórczości. Gwarantowany przebój – tak mogłabym to określić, z żalem dodając, że gdyby Margaret tworzyła w USA, prawdopodobnie podpisałaby już niezły kontrakt z dużą wytwórnią. Gatunek to nie moja bajka, ale słucham z przyjemnością, dla przyjemności i dobrze się przy tym bawię.
MODA
1. Warsaw Fashion Film Festival. Od Polly Magoo do Diany Vreeland: przegląd ważnych filmów o modzie. I nie, nie ma tu mowy o „Seksie w wielkim mieście”. Mam wielką ochotę wybrać się na ten festiwal, ale poprzednio ustalone plany skutecznie mi to uniemożliwią. A Wy? Będziecie tam?
2. Michelle Williams dla AnOther Magazine. Jedna osoba, wiele osobowości – prawdopodobnie moja ulubiona sesja ostatnich tygodni. Zwłaszcza wersja „na Indiankę”. Mam dużo sympatii do samej Michelle – nie widziałam jej nigdy w żadnym żenującym filmie i nie pamiętam, żebym kiedyś musiała oglądać świadectwa towarzyskich skandali z jej udziałem.
3. Zwierz popkulturalny o tym, dlaczego pragniemy kolorowych magazynów. Czytam i zgadzam się. Nie wiem jak Was, ale mnie ta świadomość uwiera. Przypomina mi się „Jedwab duszy” Herberta i szczerze powiem, że nie do końca potrafię znaleźć w tym umiar. Sama kupuję magazyny dla sesji zdjęciowych, ale próbuję się tego oduczyć, jako że sesje mam przecież w sieci, a z włoskiego Vogue’a nic nie rozumiem (czytanie tych anglojęzycznych jest stratą cennego czasu). Lubię też dobre teksty i nowinki, ale czy mogę powiedzieć, że interesują mnie same ubrania? Chyba nie.
4. Otwarcie wystawy „Cuda niewidy” w Toruniu już 15. marca. Lista artystów, których prace będą tam prezentowane, wygląda naprawdę imponująco – w oczy rzucają się zwłaszcza dwa nazwiska: Hussein Chalayan i Iris van Herpen. Do Torunia mam okrutnie daleko, ale co tam. Raz się żyje – pojadę.