Już dawno, dawno temu obiecywałam, że wrzucę tu instruktaż farbowania włosia na „dziwny kolor”. Nie wiem, co w nim dziwnego, bo kiedy ogląda się anime i produkcje z cyklu My Little Pony nikt się specjalnie nie dziwi, ale rozumiem, że niektórym trudno wykroczyć poza ramy szeroko pojętej normalności. Na temat moich włosów padało jak dotąd chyba najwięcej pytań, dlatego postaram się zbiorczo odpowiedzieć na większość z nich i pokazać Wam, jakimi ekstremalnymi metodami uzyskuję ten tęczowy blask:
Dlaczego? Po co?
Głównie po to, żeby odwrócić uwagę od sylwetki i twarzy. Nikt nie mówi „ta gruba” czy „ta brzydka” tylko „ta z fioletowymi włosami”. Nie mam też problemu z byciem zapamiętywaną, gdziekolwiek pójdę – kupuję w okolicznych sklepach „na zeszyt”, nie muszę kombinować, jak zapaść komuś w pamięć. Ale tak naprawdę, odpowiedzi szukać należy o wiele bliżej: BO MOGĘ. I na pohybel wszystkim, którzy komentują to szeptem za moimi plecami. Szybko się nudzę, nie jestem w stanie ubierać się w tym samym stylu dłużej niż rok, dwa. Regularnie wymieniam całą garderobę, w ciągu ostatnich 13 lat przeszłam od bycia metalową subkulturą poprzez wszystkie inne mroczne subkultury aż do biegania codziennie na obcasach i tzw. pingwinie (zestaw ciemny żakiet + spódnica) z Simple. Ten ostatni (nudny) etap, to jedyny, którego nie wspominam z uśmiechem.
Czy jestem odważna?
Zależy o co chodzi. Ogólnie sądzę, że tak – ostatnio, kiedy miałam okazję to sprawdzić, rzucałam się zasłaniać własnym ciałem zaatakowanego przez dresów kolegę. Z drugiej strony, boję się pojechać sama stopem nawet do Wieliczki. Ale jeśli chodzi o włosy, naprawdę uważam, że nie wymaga to żadnej odwagi. Jeśli sądzicie inaczej, to tylko dlatego, że przejmujecie się opinią innych. Zafarbowanie włosów na fioletowo NIE JEST aktem odwagi. Aktem odwagi jest wystąpienie przeciwko stadu i zamknięcie sobie drogi odwrotu, poświęcenie czegoś, ryzykowanie swoim życiem, zdrowiem itd. Wszystko inne to tylko kwestia tego, jak poukładacie sobie w głowie priorytety. Jeśli wygląd i wizerunek – a więc i to, jak jesteście postrzegani – jest dla Was najważniejszą rzeczą na świecie, to macie lekko pod górkę. Jeśli macie świadomość tego, że możecie przejąć kontrolę w każdej sytuacji, niezależnie od tego, jak wyglądacie, świat stoi przed Wami otworem.
Czy czuję się wyjątkowa / oryginalna / alternatywna?
Pewnie. Ale czułam się tak samo, kiedy byłam ruda i kiedy byłam brunetką. To kwestia osobowości, a nie tego, jak wyglądam. Teraz na przykład czuję się super wyjątkowo, mimo, że siedzę w dresie, owinięta różowym, puchatym szlafrokiem mojej siostry, a na twarzy mam zieloną maseczkę oczyszczającą z glinką. Jeśli chodzi o bycie alternatywnym, to jest to ślepa uliczka. Kluczem do spokojnego snu jest nastawienie zakładające, że robię co chcę, kiedy chcę i z kim chcę, niezależnie od tego, czy otoczeniu się to podoba, czy nie. Jeśli robimy coś (lub nie robimy) tylko dlatego, żeby odróżnić się od szeroko pojętej reszty, kończymy jako smutna ofiara losu w okularach zerówkach z allegro za 3,99zł, oglądając niezależne kino bułgarskie, z którego nie rozumiemy kompletnie NIC. Robiąc cokolwiek, nie warto oglądać się na stado – motywacja do zrobienia każdej rzeczy w życiu powinna wypływać tylko i wyłącznie z osobistego poczucia obowiązku i chęci. Nie dlatego, że „wypada”, „powinno się”, „wszyscy tak robią”. Dotyczy to zarówno farbowania włosów na dziwne kolory, jak i posiadania dzieci czy pójścia na studia.
Czy mam z tego powodu problemy?
Nie przypominam sobie. A przynajmniej nie mogę przywołać w pamięci żadnej sytuacji, w której mój kolor włosów został użyty jako argument przez kogoś na poziomie – moi wykładowcy nigdy nie zwracali na to uwagi, w banku nie traktują mnie jak klienta drugiej kategorii, panie w drogich sklepach obsługują mnie uprzejmie i z uśmiechem, nie przypominam sobie żadnej naprawdę złośliwej uwagi na ten temat. Często jestem zaczepiana – na ulicy, w klubie, na dworcu, w sklepie – niektórzy uśmiechają się i rzucają tylko „zajebisty kolor”, inni pytają „jak to zrobiłam” i „czy to nie peruka”. Dzieci obracają się za mną, krzycząc „mamo! patrz! patrz!”. Tłumaczę sobie to tym, że naprawdę staram się być sympatycznym człowiekiem i co wychodzi – to wraca. Karma, proszę państwa.
Jeśli w otwartym konflikcie ktoś sięga po argumenty związane z Waszym wyglądem, żeby podkopać Waszą pewność siebie lub obalić Wasz autorytet, wytrzymajcie jeszcze kilka minut. To ostateczny znak, że przeciwnik właśnie wypstrykał się intelektualnie jak długopis z Biedronki i nie ma już nic do powiedzenia. Z osobami posługującymi się uproszczoną erystyką w wersji dla ubogich duchem można wygrać każdą dyskusję, pod warunkiem, że nie dacie sprowokować. Osoby w jakiś sposób odbiegające wyglądem od szeroko pojętej „normalności” – mocno wytatuowane, należące do subkultur lub do mniejszości etnicznych i rasowych doskonale wiedzą, że czasami trzeba po prostu zmilczeć i albo ignorować zaczepkę, albo błyskawicznie ustawić samozwańczego mistrza ciętej riposty do pionu. To tylko kwestia cierpliwości i opanowania.
Jak?
I wreszcie clou programu. JAK stać się zaginioną siostrą kucyka Rarity? Potrzebne będą:
– utleniacz do włosów – ja osobiście używam tego z Joanny, bo jest najmocniejszy (nie sugerujcie się tym, że jest do pasemek – ten po prostu rozjaśnia o więcej tonów), ale jeśli macie delikatne włosy, wybierzcie lepiej coś porządniejszej firmy; jeśli macie zamiar bawić się w farbowanie na fioletowo przez dłuższy czas, najlepiej od razu zainwestujcie w taki zestaw: rozjaśniacz + utleniacz w kremie (im ciemniejsze i mocniejsze włosy, tym wyższe stężenie, ale po 12% nie radzę sięgać);
– rękawiczki jednorazowe (winylowe lub lateksowe, nie foliowe);
– wodny roztwór fioletu gencjany, dowolne stężenie (mnie wystarcza na dwa użycia).
Jak zapewnie udało się Wam policzyć, koszt powyższych produktów przekracza wspomniane 10 złotych, ale w przeliczeniu na pojedyncze farbowanie to tak to mniej więcej wychodzi, zwłaszcza jeśli poszukacie dobrze w sieci tanich sklepów i aptek.
Do dzieła!
1. Utleniamy włosy. Jeśli poprzestajemy na końcówkach, to sprawa jest prosta, jeśli mamy zamiar wykonać zabieg na całej głowie, przyda się pomoc drugiej osoby lub przynajmniej jakaś kontrola jakości. Włosy nie muszą być białe – jeśli utlenicie je tak mocno za jednym podejściem, prawdopodobnie zniszczycie je nieodwołalnie. W przypadku włosów bardzo ciemnych i farbowanych najlepiej zrobić to w 2-3 krokach, zaczynając od słabszego i krócej trzymanego na włosach utleniacza (potem kilka dni odżywiania i runda druga). UTLENIANIE NISZCZY WŁOSY, dlatego nie płaczcie później, że są suche. Trzeba się z tym liczyć i minimalizować szkody, zamiast liczyć na cud.
Jeśli włosy po utlenieniu mają paskudny, żółty odcień, przed użyciem fioletu można jeszcze użyć fioletowej płukanki (Delia ma taką w ofercie) lub specjalnego szamponu i odżywki (np. Joanna Professional). Odcień włosów powinien być chłodny – w innym wypadku po 2-3 myciu spod naszego pięknego kucykowego koloru zacznie przebijać dziwna żółć.
2. Jeśli chcemy farbować włosy od razu po utlenianiu, myjemy je delikatnie nawilżającym szamponem żeby usunąć resztki utleniacza i przygotowujemy roztwór – koniecznie w rękawiczkach (fiolet NAPRAWDĘ ŹLE schodzi z paznokci). Do garnka lub miski nalewamy wodę „na oko” i lejemy gencjanę „na oko”. Ja przy widocznej na zdjęciach długości włosów (gęstych i grubych) wlewam pół buteleczki gencjany do ok 3-4 litrów wody (jeśli chcecie zafarbować same końcówki, wystarczy nalać kilka kropel do szklanki i zanurzyć włosy).
3. BARDZO OSTROŻNIE zanurzamy głowę w misce lub garnku. Sorry, nie ma innego sposobu. Można po prostu wylać zawartość garnka na łeb, ale wtedy kolor nie będzie zbyt intensywny. Upewniamy się, że czubek głowy dotyka powierzchni wody, tak, żeby kolor chwycił aż po nasady włosów. Za pierwszym razem można chwilę ponamaczać włosy, pomóc sobie dłonią, żeby płyn dotarł wszędzie gdzie trzeba. Cała procedura nie musi trwać dłużej niż minutę – gencjana chwyta naprawdę szybko. Jeśli w międzyczasie chcecie sprawdzić efekt, przygotujcie sobie zawczasu lustro w okolicy, wtedy na bieżąco możecie sprawdzać, czy włosy są zafarbowane równomiernie.
4. JESZCZE BARDZIEJ OSTROŻNIE pochylamy głowę i wylewamy zawartość miski/garnka na włosy, tak, żeby spływała od potylicy aż po końcówki. Sprawdzamy boki, możemy wmasować tam trochę płukanki, ostrożnie przepłukać pasma na skroniach. Staramy się nie zafarbować brwi (można je wcześniej zabezpieczyć np. wazeliną kosmetyczną, ale wystarczy uważać).
5. Nakładamy odżywkę do włosów w ilości „od serca” i pozwalamy włosom nacieszyć się tą chwilą. Dokarmiamy końcówki, delikatnie wycieramy (żadnego brutalnego tarcia, można wykręcić lekko przez ręcznik), jeszcze delikatniej rozczesujemy.
6. Fioletowe plamy z ciała usuwamy szorstką rękawicą i peelingiem albo czekamy aż same się zetrą do następnej kąpieli. Problem zabrudzeń na twarzy rozwiązujemy za pomocą delikatnego, drobnoziarnistego peelingu, szczoteczki do oczyszczania twarzy i czystego bawełnianego ręcznika (najlepiej ciemnego).
7. Sprzątamy łazienkę, żeby rodzice / współlokatorzy nie zeszli na zawał i nie wymówili nam od pierwszego. Nie oszczędzamy na Cilicie i CIFie.
8. Kolor utrzymuje się przez kilka myć – potem zaczyna stopniowo blednąć, ale na jasnych włosach nie znika tak naprawdę już nigdy. Nie wiem, jak go usunąć z włosów, bo jeszcze nie próbowałam, ale przy utlenianiu odrostów wyszło, że znika szybciej niż normalna farba. Żeby utrwalić kolor, najlepiej używać po każdym myciu płukanki – jest to o tyle łatwiejsze, że łazienka po jej zastosowaniu nie wygląda, jakby właśnie wybuchła tam Buka i nie plami skóry. Wtedy cała operację wystarczy powtarzać co ok. 2 tygodnie, zależnie od częstotliwości mycia włosów.
TONER VS. FIOLET GENCJANY
Toner jest łatwiejszy w użyciu i na tym kończy się jego przewaga. Gencjana jest kilkakrotnie tańsza, łatwiej dostępna, szybsza w użyciu (nie trzeba trzymać na włosach), trwalsza i ma głębszy kolor. Popularne tonery La Riche to dla mnie spory wydatek na jedno farbowanie, bo muszę zużyć od razu cały słoiczek, a kolor wygląda naprawdę fajnie przez max 3-4 mycia – łatwo porównać z ceną gencjany. Wybór należy do Was.
UWAGA – jeśli niedokładnie spłuczecie włosy, do pierwszego mycia po farbowaniu mogą delikatnie zabarwiać kołnierzyki, szaliki, czapki. Jeśli uprawiacie intensywnie sport, możecie też spocić się na fioletowo na twarzy i karku. Wszystko się spiera, ale nie warto eksperymentować na jedwabiach. Najlepiej do pierwszego mycia być po prostu ostrożnym. Brzmi to trochę strasznie, ale w rzeczywistości cała procedura nie jest ani specjalnie czasochłonna ani trudna, problemem jest tylko zapanowanie nad bałaganem. NIGDY nie kupujcie alkoholowego roztworu gencjany. ZAWSZE używajcie odżywki. Gencjana nie niszczy włosów tak jak farba, ale jeśli o nie nie zadbacie (zwłaszcza jeśli włosy były utlenione), staną się suche i zaczną łamać.
Jeśli marzą Wam się kucykowe włosy, ale trzęsiecie się ze strachu nad swoimi pięknymi lokami, zajrzyjcie tutaj – Etsy jak zwykle ma dla Was alternatywę.
Co dalej?
Rozważam zielone. Albo we wszystkich odcieniach tęczy. Albo rude. W sumie to nie wiem. Ale na pewno zdecyduję się niebawem, bo ten fiolet wychodzi mi już bokiem.
Jakieś pytania?
PS – TUTAJ znajdziecie garść moich złotych porad na temat pielęgnacji włosia – warto przeczytać także komentarze pod spodem, jest tam sporo przydatnych informacji!