Elfem być
Szał wywołany przez Harry’ego Pottera wciąż przynosi efekty – pisarze tworzący z myślą o młodzieży jeszcze nigdy nie byli tak płodni. Chociaż obecnie na topie są niewątpliwie wampiry, w sercach małoletnich czytelników znajdzie się także miejsce na inne nadprzyrodzone istoty. Julie Kagawa czerpie pełnymi garściami z angloskaskich mitów, Snu nocy letniej i Alicji w Krainie Czarów i udaje jej się uzyskać całkiem zjadliwy efekt. Szkoda tylko, że to wszystko już było…
Nie posiadający punktu odniesienia w postaci znajomości klasyków nastolatek zapewne nie zwróci uwagi na fakt, że jądrem powieści (oraz całego cyklu) jest odgrzewanie wybornych, ale serwowanych już powszechnie kotletów. Ilość nawiązań do twórczości Szekspira i Carrolla nie tylko w literaturze, ale we wszystkich dziedzinach kultury sprawia, że naprawdę trudno zaskoczyć czymś wyrobionego odbiorcę – i na tym polu Kagawa ponosi sromotną kleskę. Jej literacki debiut jest wtórny nie tylko w kontekście literatury młodzieżowej jako takiej (powtarzające się motywy niezrozumienia, odrzucenia przez rówieśników, poczucia alienacji, nastoletnia miłość, przezwyciężanie słabości, wewnętrzna przemiana), ale nie sprawdza się także jako trawestacja – pisarka skleja znane i lubiane motywy, nie wykorzystując ich potencjału i nie próbując nawet wycisnąć z nich czegoś więcej ponad to, co powiedzieli dawni mistrzowie pióra. Kot z Cheshire mówi zagadkami i znika wciąż niespodziewanie, szekspirowski Puk psoci i broi, ale i wprowadza znaczące zmiany, jak przystało na rasowego trickstera, do krainy Nigdynigdy (nazwa pożyczona cichaczem z opowieści o Piotrusiu Panie J.M. Barriego) przechodzi się przez starą szafę, a książę tylko udaje bad boya. Chociaż Żelazny król jest jedynie otwarciem większego cyklu, to nietrudno przewidzieć, jak skończy się ta bajka.
Główna bohaterka, Meghan Chase, to kolejne wcielenie nastoletniego everymana – uosabia każdego nastolatka, który chociaż raz cierpiał z powodu niezrozumienia i poczucia wyobcowania, był poniżany i szykanowany w szkole. Dziewczyna jest niesamożna, średnio atrakcyjna, nie ma żadnego wyjątkowego talentu, a do tego jej rodzina zajmuje się hodowlą świń i mieszka na bagnach. Gorzej być nie może. Między lekcjami wpatruje się rozkochanym wzrokiem w kapitana szkolnej drużyny futbolowej i znosi z pokorą wyzwiska gromadki cheerleaderek. Doprawdy, czy nie dało się wymyślić niczego innego?
Sytuacja poprawia się nieco wraz ze zmianą krajobrazu – Meghan udaje się do Nigdynigdy w poszukiwaniu porwanego przez elfy młodszego brata i mierzy się tam z wieloma problemami, z których odkrycie tożsamości jej prawdziwego ojca nie będzie wcale największym. Na życie naszej bohaterki czyhać tu będą niemalże wszyscy, a ci nieliczni, którzy nie będą pożądać jej głowy, zapragną dla odmiany ręki. Otoczona postaciami, którym nie do końca może zaufać, nastoletnia ofiara zmieni się na oczach czytelnika w bohaterkę godną swojego dziedzictwa. Wszystko to jednak będzie miało swoją cenę…
Najciekawszym zabiegiem dokonanym przez pisarkę jest wprowadzenie w zbiorowisko przypadkowych postaci skopiowanych z innych dzieł nowych form życia – żelaznych elfów, rządzonych przez Króla Machinę. Jest to prawdopodobnie jedyna odautorska myśl w całej książce – nie oznacza to jednak, że lektura nie sprawia przyjemności. Wręcz przeciwnie: wartka akcja, lekkie poczucie humoru, odpowiednio dobrana dawka nastoletniego dramatu, w miarę spójne uniwersum i bohaterowie, których można polubić sprawiają, że Żelaznego króla czyta się lekko i szybko. Ze wszystkich lektur, które można podsunąć fanom młodzieżowej fantastyki, ta wcale nie wydaje się propozycja najgorszą – być może książka zachęci kogoś do sięgnięcia po dzieła, do których swoją treścią nawiązuje. Chociaż nie jest to trawestacja na poziomie Pratchetta, Gaimana czy nawet Sapkowskiego (fani Złotego popołudnia wiedzą, o co chodzi), każdy nastolatek, który dzięki twórczości Kagawy sięgnie po Sen nocy letniej i Alicję jest nabytkiem cennym i nie należy go lekceważyć.
Żelazny król to dobry materiał na dużą, hollywódzką produkcję, która może przesunąć środek ciężkości w kulturze z zainteresowania wampirami na elfy i anglosaskie legendy. Harry’ego Pottera nie zdetronizuje z całą pewnością, ale może wnieść coś do nurtu bazującego na Opowieściach z Narnii. Czytelnik, który zetknął się z komiksem Boże, zachowaj królową (Carey i Bolton) na pewno dozna podczas lektury porażającego swoją mocą uczucia déjà vu, ale w gruncie rzeczy to nie do niego skierowana jest ta pozycja. Z okazji Dnia Dziecka i rozmaitych innych świąt związanych z prezentami można poważnie rozważyć zakup tej pozycji dla dorastającej córki (niekoniecznie dla syna), oczywiście mając nadzieję, że płynąca z czytania przyjemność wywoła w niej zainteresowanie lepszą literaturą.