Ostatnio odkryłam fajne miejsce w sieci – portal Finta.pl pozwala na wymianę bezgotówkową przedmiotów, które zalegają w domu i które przesuwamy z kąta w kąt, modląc się, żeby spadł z nieba ktoś, kto będzie chciał je od nas odkupić. Bo wyrzucić przecież szkoda, zwłaszcza, kiedy mowa o książkach (nigdy nie wyrzucam jedzenia i książek, nie podaję ręki ludziom, którzy to robią), a na rozdawanie nie każdego stać.
Jako recenzentka dostaję co miesiąc sporo książek. Siłą rzeczy nie wszystkie trafiają w moje gusta – te, którym się nie uda, przekazuję znajomym lub wystawiam na allegro, jednak w chwili obecnej naprawdę czuję się już mocno przytłoczona ilością przedmiotów, które posiadam. Jasne, mogłabym stanąć na ulicy i zacząć je rozdawać, ale z drugiej strony każdy, kto chce dostawać „za darmo” książki może zgłosić się do jakiegoś portalu internetowego i recenzować. Nikt nie zabrania.
Nigdy nie docieram, niestety, na wymiany książek, chociaż Bookeriada regularnie informuje mnie o takich imprezach. Za każdym razem COŚ staje mi na przeszkodzie, zazwyczaj jest to nagła i niespodziewana potrzeba snu objawiająca się o niespotykanej godzinie albo po prostu typowe dla mnie lenistwo. Być może da się odnieść zwycięstwo nad własną naturą, ale mnie się nie udaje, wciąż przegrywam. Wymiana przez internet jest zatem jakby stworzona specjalnie dla mnie.
Nie znoszę tradycyjnych SWAPów, na których wymienia się rzeczy z konkretna osobą. Zawsze wymusza to wybieranie czegoś na siłę i powoduje sporo rozczarowań, zwłaszcza wtedy, gdy naprawdę chcę się czegoś pozbyć, a zainteresowana przedmiotem osoba nie oferuje nic, co chciałabym zabrać do domu. W drugą stronę jest podobnie – kiedy oszaleję na punkcie czegoś, co zobaczę na cudzej kupce i czuję się jak żebrak, który próbuje wcisnąć komuś swoje graty, wcale nie polepsza to mojego samopoczucia. Wybieram więc zawsze takie imprezy, na których zostawiam przyniesione rzeczy zbędne przy wejściu i dostaję w zamian kupony wymienialne na przedmioty o porównywalnej wartości oferowane przez innych. Im mniej bezpośredniego kontaktu i targowania się, tym lepiej. Finta jest pod tym względem idealna, bo nie muszę czekać, aż trafi się ktoś, kto nie dość, że będzie pożądał czegoś, czego ja usiłuję się pozbyć, to jeszcze zaoferuje w zamian przedmiot, który powie do mnie „mamo”.
Nie, to nie jest post sponsorowany. Tak, na Fincie jest program lojalnościowy. Tak, dostaję punkty za każdą osobę, która zarejestruje się na portalu. Wy też możecie dostać. Póki co z samych punktów uzbieranych za polecenie zamówiłam sobie już książkę. Ale głównym powodem, dla którego poświęcam portalowi cały wpis, jest to, żebyście wrzucili do systemu tytuły, które są mi koniecznie niezbędne do życia, a których nie mam. Powiem to wprost: wyskakujcie z książek.
Przeczytajcie dokładnie regulamin (zwłaszcza ustęp na temat 50% rabatów), koniecznie zweryfikujcie konto (całkowity koszt to szalona kwota w wysokości 1zł) i pozbądźcie się niepotrzebnych rzeczy. Mówię tu przede wszystkim o literaturze, bo wystawianie książek na Fincie jest zniewalająco łatwe: wystarczy wpisać ISBN i specyfikacja wraz z opisem pojawiają się same. Kocham to rozwiązanie.
Póki co, wymieniłam 5 książek, których nie ruszyłabym po raz drugi nawet kijem, na 3 inne, które bardzo chciałam mieć, ale wciąż nie mieściły mi się w budżecie, a nie udało mi się ich wysępić w ramach recenzowania. Merde! Rok w Paryżu Stephena Clarke’a zapowiada się na fajną lekturę do pociągu, a na Kronos Gombrowicza i Wyznaję Jaume Cabre’a zwyczajnie nie miałam kasy. Za resztę punktów coś sobie jeszcze zafunduję…..albo będę zbierać na Murakamiego. Ha! Gorąco polecam.
PS – Proszę, nie wspominajcie nawet w komentarzach o serwisie Podaj.net – nie dość, że serwer działa tam w takim tempie, że po kliknięciu czegokolwiek mogę iść sobie spokojnie zaparzyć kawę a po powrocie wciąż jeszcze czekam, to nie ma tam prawie wartego uwagi – same Antki i Janki Muzykanty.