Słyszeliście kiedyś o podrywie na kasztana? To jeden z tych tekstów, po usłyszeniu których zakochałabym się bez pamięci. Trzeba rzucić kobiecie pod nogi kasztan i z nonszalancką miną zagadać: „hej, mała. To Twój kasztan?”. Genialne w swojej prostocie.
Zwabiłam Was tu lifestyle’owym otwarciem, ale chodziło mi raczej o kasztany niż o podryw. Bo wiecie, lubię jesień.
https://www.youtube.com/watch?v=rdiLxyGH8Lg
Oto widzisz, znowu idzie jesień
Oto widzisz, znowu idzie jesień,
człowiek tylko leżałby i spał…
Załóżże twój szmaragdowy pierścień:
blask zielony będzie miło grał.Lato się tak jak skazaniec kładzie
pod jesienny topór krwawy bardzo –
a my wiosnę widzimy w szmaragdzie,
na pierścieniu, na twym jednym palcu./Konstanty Ildefons Gałczyński/
Jeśli chodzi o mnie, rok mógłby składać się tylko z maja i września. Zapach kwitnącego bzu i świeżo skoszonej trawy wiosną, mokre rdzawe liście, wilgoć w powietrzu i żółto-krwawy świat dookoła jesienią. I lubię nawet, kiedy mokry wiatr rozwiewa mi włosy, a chłód wdziera się pod moją skórzaną pilotkę. Bo żadna miłość nie jest przecież łatwa, prawda?
Kiedy przemija szelest suchych lasów, znikają ostatnie promienie letniego słońca, świat zaczyna powoli gnić. Martwe liście rozpadają się na miękką tkankę, wnikają w ziemię, giną między marniejącymi źdźbłami traw. Zapach śmierci i powolnego rozkładu, na początku słodki i wdychany z przyjemnością, zaczyna przypominać powoli o zimie. Jak co roku, straszymy się nawzajem tym, że ta na pewno będzie tą najostrzejszą w stuleciu. Ale to nic, przecież przetrwamy.
Jest jesień. Powietrze zaczyna powoli pachnieć jak umieranie. Wszystko dookoła układa się, krok po kroku, do snu. Noce stają się długie, a ciemność – lepka i bardziej mroczna, naznaczona tajemnicą pełną melancholii. I, jak co roku, uderza mnie powaga tej zagadki, jakby jesień sprzyjała myśleniu o tym, co będzie po nas. Czy w ogóle coś będzie?
Czasami siedzę po prostu i patrzę przed siebie. Papieros, jeden z nielicznych, na jakie sobie pozwalam, dogasa między palcami, zapomniany. Na zewnątrz moknę i wewnątrz trochę też, nasiąkam tym przedśmiertnym tchnieniem i czekam, aż przyjdzie ukojenie i znowu dotrze do mnie, że to przecież tylko na chwilę. Umrzemy razem z tym światem, ale będzie jakieś potem, bo zawsze jest.
I będzie świat, nawet jeśli nas w nim zabraknie.