Do dwóch razy sztuka?
Nieczęsto zdarza się, aby w przypadku przeciętnego debiutu kontynuacja zwracała uwagę w pozytywny sposób. Sharon Bolton udała się jednak ta sztuczka – znana z Ulubionych rzeczy policjantka Lacey Flint wraca w drugiej odsłonie serii i tym razem można śmiało wyrazić nadzieję, że nie jest to ostatnia historia z jej udziałem.
Uniwersytet w Cambridge dotyka fala samobójstw – kiedy kolejna studentka podpala się pod wpływem silnego narkotyku, a inna dokonuje spektakularnej dekapitacji, staje się jasne, że stoi za tym coś więcej niż tylko depresja nękająca pozostających pod ogromną presją podopiecznych szacownej uczelni. Mark Joesbury wykręca numer niedoszłej ukochanej i tak oto funkcjonariusz Flint, aka Laura Farrow, przekracza bramy swojej nowej alma mater, żeby wtopić się w tłum i dyskretnie wybadać sytuację. Za całe wsparcie mając znerwicowaną doktor Evi Oliver, młoda policjantka stawia czoła uniwersyteckiej rzeczywistości i ignorując zalecenia przełożonych, dociera do tajemnicy o wiele groźniejszej, niż mogłaby to sobie wyobrazić.
Bohaterkę spotykamy tym razem w bardziej zaskakującej niż poprzednio sytuacji: opowieść zaczyna się w momencie, kiedy Lacey wyraźnie zamierza dołączyć do licznego grona samobójczyń z Cambridge. Co pchnęło ją do tego kroku? Kto jest odpowiedzialny za śmierć studentek? Kim jest tajemniczy Iestyn Thomas – a raczej: kto jest Iestynem Thomasem? Chociaż bystry czytelnik odgadnie na czas, komu nie powinna ufać śliczna policjantka, to rozwiązanie i tak zaskoczy wiele osób. Karuzela samobójczyń nie jest wciąż książką wybitną, ale to bez wątpienia bardzo dobry, sprawnie skonstruowany thriller z nieszablonową intrygą. W porównaniu z pierwszą książką Bolton, przetwarzającą niezbyt przekonująco motyw Kuby Rozpruwacza, kontynuacja przygód Lacey Flint wypada bardziej interesująco i trzyma w napięciu.
Nie brak tu oczywiście sporej dozy banału – urocza funkcjonariusz to ciągle ta sama atrakcyjna dziewczyna obciążona sporym bagażem wspomnień i borykająca się z przeszłością (chociaż widać ogromny progres), a Mark Joesbury miota się między poczuciem obowiązku a uczuciami wobec obiektu swoich westchnień. Nowe postaci – jak doktor Oliver – naznaczone są podobną co główni bohaterowie traumą, co ponownie mocno podważa sens i skuteczność wykonywanej przez nich pracy. Tym razem jednak te zakłócenia nie przeszkadzają w odbiorze. Lacey da się lubić, Mark budzi pewną sympatię i momentami nawet rozczula, oboje do tego pozbyli się pretensjonalnych manier i – mimo, że napięcie między tą dwójką jest wciąż zauważalne – nie zachowują się jak aktorzy w kiepskim dramacie. Ilość patetycznych rozmów i chwytających za serce wewnętrznych monologów została tu rozsądnie ograniczona: Bolton wreszcie przestała na siłę grzebać w psychice swoich bohaterów i pozwoliła im rozwijać się naturalnie wraz z rozwojem akcji.
Karuzela samobójczyń to pozycja, od której trudno oderwać się w deszczowy weekend. Mimo, że rozwiązanie zostaje podane na tacy nieco zbyt wcześnie i ostatnie chwile mijają na chaotycznej pogoni za złoczyńcami oraz próbach nakłonienia Lacey do rezygnacji ze skoku z wieży uniwersytetu, autorce udało się utrzymać napięcie aż do samego końca. Po nieco wtórnym debiucie Bolton zaserwowała czytelnikom pełnokrwistą, mroczą historię, która – chociaż nieprawdopodobna – brzmi wiarygodnie i przeraża. Pozostaje czekać na część trzecią – aż strach pomyśleć, jak dobra może się okazać.
RECENZJA OPUBLIKOWANA NA PORTALU GILDIA.PL.