Coś z niczego: wywiad z Tomaszem „Dobrym Kickiem” Gawlikiem i Bartkiem „Kamolem” Kamińskim
Zawsze czuję dreszcz niepokoju, kiedy ktoś z moich znajomych dochodzi do momentu wypuszczenia swojego nowego dzieła na świat. Nieważne, czy chodzi o książkę, płytę czy sesję zdjęciową, wiem, że istnieje duża szansa na to, że któregoś dnia dostanę linka z pytaniem co o tym myślisz? Nie dlatego, że jestem ekspertem od czegokolwiek, ale wiecie, jak to jest wśród znajomych – z kim innym, oprócz rodziny, mielibyśmy się dzielić swoimi osiągnięciami w pierwszej kolejności?
Z jednej strony cieszę się szczerze sukcesami ludzi, których znam, z drugiej – boję się chwili, kiedy zostanę poproszona o opinię. Bo nie jest trudno się zachwycić czymś wspaniałym, ale już ubrać krytykę w delikatne słowa nie jest rzeczą łatwą. Zresztą, jaki to ma sens? Czy coś zmieni to, że zgaszę radość autora chwilę po tym, jak dzieło jest już skończone, zamknięte?
Na szczęście jednak ludzie stają na wysokości zadania i rzadko tylko nie wiem, co powiedzieć. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy napisal do mnie Bartek z informacją o zakończeniu prac nad płytą, poczułam się tak, jak zwykle. Bo naprawdę chciałam, żeby była dobra, rozumiecie? Naprawdę miałam nadzieję, że to się uda. Do jej odsłuchania zbierałam się przez kilka dni, targana niepokojem, w końcu zerwałam plaster i już po odtworzeniu dwóch pierwszych kawałków mogłam odetchnąć z ulgą. Coś z niczego jest wszystkim tym, czym myślałam, że będzie, a im dłużej jej słucham, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest nawet lepiej.
***
Z Bartkiem i Tomkiem spotykam się na krakowskim Kazimierzu, w Esze. Rozmowy o tym, co słychać, zostawiamy na później – najpierw płyta. Naprawdę chcę o niej napisać. I nie, nikt mi za to nie płaci.
Coś z niczego to projekt autorski. Tomasz „Dobry Kick” Gawlik i Bartek „Kamol” Kamiński nagrali swój pierwszy wspólny album własnym kosztem w domowym studiu. Efekt? Posłuchajcie sami.
Po pierwsze – jak to się zaczęło?
Jak doszło do tego, że pracujecie razem?
Tomek: Niedługo po tym, jak się poznaliśmy, podjechałem do Bartka, żeby pomóc mu z empecetką, z którą kompletnie nie wiedział, co robić (śmiech).
Kamol: Wpadliśmy na pomysł, żeby nagrać nasz pierwszy numer, Karabin – na żywo, z żywą muzyką, zrobić do tego materiał video (także na żywo) i wrzucić go do sieci. I tak zrobiliśmy – wyszło fajnie, chociaż mieliśmy z tym trochę przygód: musieliśmy pożyczyć gramofony od naszego znajomego, więc pojechałem po nie i kiedy wróciłem, okazało się, że nie przywiozłem gramofonów tylko pusty case. Musiałem jechać jeszcze raz. Siedzieliśmy do 2 czy 3 w nocy, ale udało się. I od tego się zaczęło.
Tomek: Po jakimś czasie zrobiłem bit do Nie wiesz i powiedziałem Bartkowi, że może go wykorzystać na swojej płycie, ale kilka dni później zadzwonił i stwierdził, że warto byłoby zrobić coś razem. Tak zaczęliśmy współpracę.
Kamol: Udało nam się zgrać – startowaliśmy z podobnego poziomu doświadczenia. Pierwszą demówkę wydałem 12 czy 13 lat temu, jeszcze w liceum, od tej pory nagrywałem coś od czasu do czasu, jeden kawałek rocznie albo w ogóle nic, tylko dla zajawki. Później nagrywałem z MC Silkiem, ale chciałem zrobić coś swojego. Podobają mi się płyty nagrywane przez duety: producent i MC, jak Łona i Webber, którzy rzadko (albo prawie w ogóle) biorą udział w innych projektach, albo jak Pezet i Noon – takie albumy mają klimat. Obecnie coraz częsciej raperzy dobierają po prostu bity, które im odpowiadają, czasami nawet nie znają osobiście producentów; takie płyty też mogą być dobre, ale mam wrażenie, że najczęściej są jakby rozstrzelone, niespójne muzycznie. Wydaje mi się, że system, w którym nad projektem pracują tylko dwie osoby i robią wszystko razem – jedna osoba zajmuje się tekstami, druga muzyką – jest zdecydowanie lepszy.
Czy to oznacza, że macie wyraźny podział zadań? Jeden z Was odpowiada za warstwę tekstową, drugi za bity, czy pracujecie wspólnie?
Tomek: Dzielimy się pracą. Zwykle wygląda to tak, że mam jakiś pomysł, robię bit, podsyłam go Kamolowi i jeśli on też jest zadowolony – pisze do niego tekst.
Kamol: Miesiącami.
Tomek: Miesiącami. Nie wiesz katowaliśmy naprawdę długo. Ale w trakcie pracy konsultujemy się – jeśli któremuś z nas coś się nie podoba, wnosimy poprawki, rozmawiamy.
Żadnych poważniejszych spięć?
Tomek: Były, były (śmiech). Były chwile, że mocno przeklinaliśmy.
Kamol: Upieraliśmy się, każdy przy swoim. Ale ostatecznie jakoś się dogadaliśmy. Od strony technicznej wszystko zrobiliśmy sami – nie wynajęliśmy studia, wszystko nagraliśmy u mnie, sam zrobiłem miks, masteringiem zajął się nasz przyjaciel Biedrona. I tak powstało coś z niczego.
Jak dlugo trwała praca nad płytą – od momentu, kiedy postanowiliście podjąć współpracę do wydania albumu?
Kamol: Około 14 miesięcy. Oczywiście cały ten materiał dałoby się zrealizować szybciej – to w końcu tylko 6 kawałków. Inni w takim czasie nagrywają długogrające płyty. Ale ostatecznie to dopiero nasz pierwszy album, a napisanie zwrotki i zrobienie bitu to tylko początkowy etap – rzeczy, które trzeba zrobić później, zwłaszcza, gdy robi się to samodzielnie, są o wiele bardziej czasochłonne i wymagają umiejętności.
Co było dla Was najtrudniejsze podczas nagrywania?
Tomek: Trudno nam się było spotkać (śmiech).
Kamol: Miałem chwile zastoju, czasami pisałem zwrotkę w ciągu jednego czy dwóch dni, a później przez miesiąc zbierałem się, żeby dopisać drugą. Słuchałem tego w kółko, myślałem, że to beznadziejne, że po co ja to w ogóle robię, a innym razem miałem wrażenie, że to objawienie i że udało mi się zrobić coś zajebistego. Wydaje mi się, że wyszło coś pośrodku.
Płyta wyszła kilka tygodni temu, na początku lutego. Słuchając jej teraz, jesteście zadowoleni, czy widzicie już jakieś usterki?
Bartek: (śmiech) Ja jej nie słuchałem, odkąd wyszła.
Po drugie – tato, czy ta płyta jest lewacka?
Wiem, że zwłaszcza dla Ciebie, Kamol, jest to bardzo osobista płyta. Na ile identyfikujesz się z zawartymi na niej tekstami?
Kamol: Wychowałem się właśnie na takim rapie. Lubiłem Łonę, Piha, Sokoła, Włodiego – wykonawców, którzy mieli nie tylko dobre rymy, ale przede wszystkim przedstawiali w tekstach to, jak postrzegają świat. Tylko taki rap jest dla mnie coś wart. Obserwuję wielu młodych, zdolnych raperów, którzy technicznie są może nawet lepsi niż to, czego słuchałem 10 lat temu – ale to wszystko ginie, jeśli w muzyce nie ma czegoś, z czym można się utożsamić.
Tomek: Bartek jest ode mnie starszy o 5 lat, ale zgadzamy się w wielu kwestiach. Podoba mi się to, o czym nawija na płycie – nie chciałbym pracować z kimś, kto mówiłby o rzeczach pozbawionych znaczenia. Bartek jest w tym szczery, przynajmniej tak mi się wydaje – to jest dla mnie najważniejsze. Kwestie techniczne schodzą na drugi plan.
Kamol, jak skomentowałbyś opinię Twojego taty, którą zamieściłeś Na Facebooku – że płyta jest lewacka?
Kamol: Podzieliłem się na ścianie, kiedy to usłyszałem (śmiech). Tato nigdy do końca nie rozumiał tego, co robiłem, ale podoba mi się to, że po przesłuchaniu nie skwitował tego tylko słowami „fajne” lub „niefajne”, ale odniósł się do moich poglądów, które tam wyraziłem. Nawet jeśli się z nimi nie zgadza, to mam poczucie, że do niego dotarłem. Ale wracając do tego, czy jest lewacka – nie chciałbym być kojarzony z żadną opcją polityczną, nie mogę powiedzieć, żebym wyraźnie opowiadał się za jedną czy drugą stroną. Wydaje mi się, że taki odbiór płyty wywołuje przede wszystkim Nie wiesz – kawałek mówi o tym, że jest źle, że bieda, że nie mam na rachunki i można to odebrać jako wyraz pretensji do świata, jako postawienie pytania „czemu, kurwa, jest tak źle?”. Co mogę powiedzieć – nagrałem taki numer i kiedy teraz go słucham, jestem nim trochę zażenowany, ale tak w tamtym momencie myślałem i nie chciałem się w żaden sposób cenzurować.
I teraz, po nagraniu płyty, czujesz wciąż te emocje czy to już zamknięty etap?
Kamol: Mam wrażenie, że uwolnilem emocje i to już zamknięty rozdział. Myślę już, w jaki następny projekt się zaangażować. Wyrzuciłem z siebie pewne myśli i mogę iść dalej, przynajmniej tego właśnie chciałbym. Powtarzanie bezustannie tego samego wydaje mi się bezsensowne.
Wasz ulubiony moment na płycie? Konkretny kawałek, zwrotka?
Tomek: Mój ulubiony numer to Nie ogarniam (śmiech). To ostatni, jaki zrobiliśmy.
Kamol: Mieliśmy już zamykać plytę – nagraliśmy 5 kawałków i stwierdziłem, że to wystarczy. Ale ten jeden ostatni bit, który wybraliśmy, wciąż gdzieś tam leżał i Tomek zaproponował, żebyśmy zrobili coś wesołego, żeby przełamać ten straszny klimat. Siedziałem nad tym podkładem i naprawdę nie wiedziałem co napisać. Wtedy Tomek rzucił „napisz o tym, że nie ogarniasz”. I napisałem o tym, że nie ogarniam (śmiech). Temat był bardzo adekwatny i wydaje mi się, że dotyczy czegoś, z czym jeszcze przez długi czas będę się utożsamiać.
Tomek: Ja też się z tym utożsamiam!
Po trzecie – dla kogo?
Dałam Coś z niczego do przesłuchania kilkorgu moich znajomych. Sporo osób stwierdziło, że płyta jest nostalgiczna, że nawiązuje do lat 90. w rapie. To celowa stylizacja, czy po prostu wyraz Waszych gustów? Kamol często wspominał, że własnie na takiej muzyce się wychowywał.
Tomek: Ja też. Płyta jest nostalgiczna, zdaję sobie z tego sprawę. Lubię rap lat 90., klasyczny hip hop, chyba mamy podobne gusta muzyczne.
Kamol: Zrobiliśmy płytę w stylu tych, które lubimy najbardziej. Żywe sample – nie jestem fanem syntetycznego brzmienia. Nie staraliśmy się na siłę dopasować płyty do nowoczesnych standardów.
Zastanawialiście się, do kogo płyta jest skierowana?
Kamol: Pod sam koniec, kiedy już wszystko było gotowe, zacząłem się zastanawiać, kto mógłby tego słuchać. Jest wielu wykonawców w moim wieku albo starszych, któruch sluchają dużo młodsi ludzie, nastolatkowie. Chciałem zrobić płytę, której sluchaliby ludzie, z którymi mógłbym usiąść i porozmawiać, którzy mieliby podobny poziom doświadczeń. Nie chcę na siłę dopasowywać treści do młodszego odbiorcy. Zagraliśmy kilka koncertów – to nie byłý wielkie imprezy, ale przychodzili ludzie, którzy potrafili docenić to, co robimy i chcieli z nami o tym pogadać.
Z jakimi opiniami na temat płyty się spotykacie? Odbiór jest dobry?
Kamol: Raczej tak. To nie jest płyta, która budzi szalony entuzjazm, ale trafia do odbiorców. Mama powiedziała mi „wiesz, sluchałam tej Twojej płyty. Jest taka smutna…ale podoba mi się”. Zawsze, kiedy słuchałem muzyki, zwracałem uwagę przede wszystkim na tekst – Kuba Sienkiewicz, Kazik, Kabaret Starszych Panów – te teksty były bardzo udane pod względem literackim. Muzyka instrumentalna zawsze wydawała mi się trochę wybrakowana (śmiech).
Tomek: A ja lubie bardzo. Dźwięk jest dla mnie ważniejszy, zawsze interesował mnie bardziej. Słucham tekstu, ale jednak to muzyka jest na pierwszym planie.
Kamol: Jeśli chodzi o odbiór – napisał do mnie ostatnio Oer (przyp. – producent Bisza). Poznaliśmy się jakiś czas temu – płyta bardzo mu się podobała. To cieszy.
Po czwarte – jak zrobić coś z niczego?
Płytę wydaliście własnym kosztem, tak?
Tomek: Od początku do końca, tak. Bez żadnej promocji, bez patronatów, kontaktów.
Kamol: Wydaliśmy 200 sztuk i koszta podzieliliśmy na pół. Część z tego pewnie rozdamy – nie próbujemy przepychać jej na siłę. Udostępniliśmy ją za darmo w sieci, żeby dotarła do jak największej ilości ludzi, a ci, którzy będą chcieli kupić fizyczny nośnik, mogą ją zamówić – zapraszamy i polecamy (śmiech). Tomek jest tym dobrym i kupuje wszystkie płyty, ale ja mam wrażenie, że wyszedłbym na hipokrytę, gdybym kazał za album wszystkim płacić – zwłaszcza, że to nielegal. Płytę będzie można kupić na koncertach – nie będą raczej biletowane, jeśli komuś spodoba się nasza muzyka, będzie mógł kupić nośnik, wydaje mi się, że to dobre rozwiązanie.
Kamol nagrywa od szkoły średniej. Tomek, jak Ty zaczynałeś?
Tomek: Zawsze lubiłem muzykę. Słuchałem Limp Bizkit, The Offspring, później – hip-hopu. Ściągaliśmy płyty, których nie można było nigdzie dostać, robiliśmy składanki. Któregoś dnia usłyszałem kawałek Hieroglyphics – You Never Knew. Zacząłem sam próbować – mój ojciec prowadził lokal, stały tam nieużywane gramofony. Poprosilem, żeby mi je dał – to było mniej więcej 8 lat temu, w szkole średniej. Bawiłem się nimi prawie 4 lata. Któregoś dnia pokazałem swoje skrecze znajomemu, spodobały mu się bardzo i stwierdziłem, że warto byłoby zacząć się rozwijać.
Czyli wszystkiego uczyłeś się sam?
Tomek: Tak. Początkowo robiłem muzykę na komputerze, ale najbardziej podobały mi się samplery. Kiedy zacząłem się tym zajmować, zaczęła się prawdziwa nauka. Starałem się wszystko nadgonić – siedziałem nad tym codziennie, wydaje mi się, że naprawdę ciężko pracowałem.
Masz 26 lat, Kamol ma prawie 31. Poświęciliście kawał życia na to, co robicie. Z perspektywy czasu – macie poczucie, że było warto? Że moglibyście powiedzieć tym, którzy dopiero zaczynają, że to ma sens?
Tomek: No nie wiem, mnie w życiu nic innego szczególnie nie wychodziło (śmiech). W tym momencie żyję praktycznie tylko z tego, że gram – głównie w klubach, na imprezach. To nie jest jeszcze ten poziom, żebym czuł stabilność finansową, ale mam nadzieję, że będzie dobrze. Czuję, że wszystko, co robię, jest spójne – nie muszę grać tego, co mi się nie podoba tylko po to, żeby zarobić.
Kamol: Poznałem Tomka, kiedy zaczynał grać – nie miał jeszcze własnej publiczności, na jego imprezy przychodziła garstka osób. W ciągu tych dwóch lat rozwinął się, ludzie przychodzą coraz częściej po to, żeby posłuchać właśnie jego. Widzę postęp: nagraliśmy płytę, mamy plany, chcemy się rozwijać. Jestem dobrej myśli i myślę, że było warto.
Po piąte – co dalej?
Planujecie kolejny wspólny projekt?
Tomek: Nie wiem. Mam teraz w planach dwa projekty – jeden z kolegą, drugi sam. Chyba się nad tym jeszcze nie zastanawiałem.
Kamol: Ja chyba chciałbym. Tak naprawdę jeszcze o tym nie myśleliśmy – dopiero co wydaliśmy album, chcemy trochę pojeździć, zagrać kilka koncertów, zależnie od tego, jakie będą możliwości i na ile wystarczy nam zapału i energii. Ale jeśli będzie okazja to tak, chciałbym coś w przyszłości jeszcze z Tomkiem nagrać.
Album Coś z niczego możecie przesłuchać, pobrać i zamówić tutaj.