Radio tattwa z dna szafy
O muzyce pisałam do tej pory rzadko i chciałabym to zmienić. Co prawda łkam nieco wewnętrznie na mysl o tym, co się stanie, kiedy dojrzeję do zmiany szablonu na blogu i wszystkie te precyzyjnie poustawiane wielkości będę ręcznie zmieniać w kilkuset postach, ale co tam, carpe diem i memento mori jednocześnie. Dzisiaj mam dla Was starocie z samego dna szafy – kawałki bardziej wiekowe niż ja (ja się wciąż nieźle trzymam, wklepuję co wieczór krem pod oczy), które mimo to nie trącą myszką i wciąż sprawiają mi ogromną radość za każdym razem, kiedy ich słucham.
Stare filmy, winyle mojego ojca, Różowe lata 70., nocne wycieczki po Youtube, długie posiadówki na skórzanej kanapie na Lwowskiej. Przypadki i linki zamieszczane przez przyjaciół na tablicy Facebooka i nie, nie radio, nigdy radio, bo chyba niewiele jest rzeczy, których nie znoszę równie mocno. Ta muzyka – to nie moje wspomnienia, nie moje czasy. Ale w jakiś sposób wciąż przemawia i ma tę moc – może przez perfekcyjnie skomponowane linie melodyczne, może przez wybitne głosy, może przez to, że w kilku minutach skupia atmosferę tamtych lat, mówi o tym, jak było. A może to tylko dobre skojarzenia i miłe momenty, które te dźwięki przywołują na nowo?
I zastanawiam się, jaka będzie muzyka naszych czasów za 10, 20, 50 lat?
Jakiś czas temu Troyann zastanawiał się nad tym, jaki wpływ ma Spotify na nasze muzyczne wspomnienia. Nie pierwszy raz o tym myślę, uświadamiając sobie, że nie słucham już całych albumów, a tylko pojedynczych kawałków, gubię gdzieś ten kontekst. To co nowe, jest dla mnie rozproszone, nie dzieli się na albumy, a na 3-5 minutowe melodyczne przerywniki ciszy. Może to dlatego, że w domu nie mam już nawet odtwarzacza CD, żaden z moich komputerów nie obsługuje już takiego nośnika?
Coraz częściej myślę o tym, jak ułożyć piętrzące się w stosach książki, żeby znaleźć miejsce na adapter. To chyba ten moment.
https://www.youtube.com/watch?v=IwuO2dfqrF4