Spóźnione, ale szczere. Jeśli ja z czymkolwiek kiedykolwiek zdążę na czas, to będzie cud. Tym razem spóźniłam się na kolejną, czwartą już, edycję Share Weeku zapoczątkowanego przez Andrzeja Tucholskiego. Formuła jest prosta, a w tym roku została uproszczona jeszcze bardziej: tylko 3 blogi. Najlepsi z najlepszych.
Niezwykle trudno jest mi wskazać 3 najlepsze blogi, jakie znam. Okresowo wolę jedne od drugich, nudzę się i rozbudzam zainteresowanie na nowo, odchodzę i wracam. Nie ma bloga, który czytałabym z takim samym zaangażowaniem od początku do dziś. Znaczyłoby to, że zarówno ja i autor nie zmieniamy się wcale i tkwimy w pewnym myślowym schemacie. Bo to, że rozwijamy się i dojrzewamy równolegle, zmierzając dokładnie w tym samym kierunku i wybieramy za każdym razem te same ścieżki na skrzyżowaniach, wydaje się możliwe, chociaż raczej mało prawdopodobne.
O swoich fascynacjach wspominam regularnie, podsyłając Wam tu i na fanpage blogi, ktore czytam, najlepsze teksty, które odnajduję w sieci. Tym razem podrzucam 3 autorów, którzy pojawiali się tu już niejednokrotnie, ale którzy obecnie są wyjątkowo bliscy memu sercu.
Na ich miejscu wcale bym się tym nie cieszyła.
1. MAGDA NA ZIMNO
Po pierwsze: forma. Pisarza od publicysty różni to, że dla tego pierwszego forma nie może być mniej ważna od treści. Przynajmniej ja do tego tak podchodzę: przeczytam książkę o niczym, która jest arcydziełem językowej ekwilibrystyki, ale nie przeczytam bez niesmaku i złośliwych uwag czegoś, co może i traktuje o rzeczach ważnych, ale zdradza brak polotu w warstwie formalnej. Sorry. Wychodzę bowiem z założenia, że poruszające czytadło o narkomanach, samotnych matkach i dzieciach z patologicznych rodzin potrafi napisać całkiem sporo osób, bo są takie historie, które sprzedają się same, nawet kiedy opowiada je ktoś o znikomym talencie. Poprawność językowa też nie dodaje w moich oczach punktów do lansu, bo chociaż nie jest to może rzecz łatwa, to jednak i zdolniejszą małpę można byłoby zasad nauczyć. Co widzimy w internecie, gdzie każdego dnia rozmaici ludzie udowadniają z całą mocą, że można znać dobrze ortografię i nawet interpunkcję i mieć poprawną składnię, a mimo to wciąż być kretynem. Ergo: znajomość ortografii nijak się ma do inteligencji, tak samo jak nieznajomość owej – do bycia ograniczonym. To po prostu dwie różne rzeczy są.
I nie piszę tego, by usprawiedliwić błędy, które Magda robi, bo ich nie robi. Chcę podkreślić jedynie, że niesamowitą rzeczą jest posiadać styl, który rozpoznawalny jest z kilometra i którego nie da sie pomylić z niczym innym. Bo tego, moi kochani, nie da się nauczyć z książek. I dlatego właśnie wracam do Magdy: bo nikt nie pisze tak jak ona i ten jej język jest żywy, osobisty, budzący skrajne emocje. To się kocha lub nienawidzi, przyjmuje jak swoje lub odrzuca w całości. Ja kocham i przyjmuję.
2. Wyrwane z kontekstu
Obsesyjnie zazdroszczę Aśce koncepcji tego bloga. Przede wszystkim dlatego, że ma on w ogóle jakąś koncepcję w przeciwieństwie do mojego, ale także z powodu naprawdę dobrego pomysłu: autorka wyrywa sobie z kontekstu (np. filmu lub książki) jedno zdanie i dookoła niego rozbudowuje refleksję. Proste i genialne. A przy tym pisane lekko, bez pretensji i z polotem. O wszystkim, bez tabu i bez zahamowań.
No i umawiamy się z Aśką od dłuższego już czasu na randkę. Może kiedyś się uda.
3. Epizody
Czytałam, jak to jeszcze były Epizody z bezrobocia. Ten etap się już skończył, ale poziom absurdu i poczucie humoru pozostały takie same. To znaczy świetne. Szalenie cenię sobie piszących, którzy potrafią doprowadzić mnie do płaczu ze śmiechu. Regularnie udawało się to Pratchettowi, sadystom z Przyczajonej logiki, ukrytego słownika oraz właśnie i10. Znajdziecie tu przede wszystkim życie odarte ze złudzeń, nasze codzienne polskie piekiełko opakowane w ochronną warstwę ironii. Rzecz dzieje się w mieście Łodzi, bo – powiedzmy sobie szczerze – znikąd nie jest bliżej do piekła niż właśnie stamtąd. Sól tej ziemi po prostu.
oraz…
#. Paulo J. Luis…
czyli mój chłopak. Tak jest, powiedziałam to. Sprawdźcie jego bloga, jeśli w miarę ogarniacie język angielski i chcecie poczytać o Polsce i polskiej historii oczami obcokrajowca. Albo o innych rzeczach. Blog istnieje od jesieni zeszłego roku i zawiera dopiero kilka tekstów, ale Paulo ostatnio mocno się odgrażał, że zacznie pisać, więc może naprawdę zacznie. Tutaj możecie obserwować go na Facebooku (do wyboru także Twitter i Instagram – to ostatnie polecam, jeśli jesteście fanami street artu, zwłaszcza tego krakowskiego).
Jest tego oczywiście o wiele więcej. Jeśli czujecie potrzebę zaobcowania z czymś wartym poczytania, zajrzyjcie do Riennahery i Zwierza popkulturalnego, do Venili i Pawła, Volanta, na Kulturą w płot (czytałam zanim wygrał Bloga Roku!), do niezastapionego Konrada na Halo Ziemia, na 100sukienek, na Freestyle Voguing, do Harel… mogłabym tak bez końca. Odwiedzam też Jacka Kłosińskiego, Zapętloną Kasię, Czas Gentlemanów i Mr. Vintage’a. I jakieś 100 innych blogów, z wiekszą lub mniejszą częstotliwością, na co dzień i od święta.
A Wy co czytacie?