Blogowanie w praktyce: jak zacząć blogować i nie zrobić sobie krzywdy?
Niemal każdy szanujący się bloger popełnia ostatecznie taki wpis: spis narzędzi, z których korzysta podczas tworzenia materiałów na bloga i nie tylko. To, co ułatwia mu pracę, strony, z których bierze zdjęcia, tricki, które przyspieszają cały proces.
Bloger zazwyczaj robi to dlatego, że nie ma już zupełnie o czym pisać, a wypadałoby jednak regularnie publikować.
Tak że tego.
Podstawy
Załóżmy, że masz już bloga. Załóżmy nawet, że trzymasz go na ZenBoxie – nie widzę sensu trzymania go gdzie indziej, bo to jedyne miejsce, w którym pomogą Ci o 3 nad ranem, kiedy coś skopiesz, posprzątają bałagan, który tam zrobisz i jeszcze pocałują w czółko oraz przytulą, mówiąc, że nic się nie stało. Być może klną pod nosem i wyzywają Cię od jeleni, ale co tam, nie słyszysz tego. ZenBox odznacza się nielimitowaną przestrzenią dyskową, bardzo przyjaznym, wręcz idiotoodpornym interfejsem (kto widział panel np. na Nazwa.pl wyjęty wizualnie żywcem z epoki Kilka Lat Temu, wie, o czym mówię), niską awaryjnością, sensowną ceną (naliczaną stosownie do ruchu na stronie) i tym, że jak nie zapłacisz w terminie (bo wypłata dwa dni po deadlinie faktury) i ładnie poprosisz, to dostaniesz ten dzień czy dwa na piękne oczy. Minusem są – jak dla mnie – nieco wysokie ceny domen, ale ostatecznie nikt nie każe Ci z tej opcji korzystać, zawsze możesz kupić w innym miejscu taniej.
Zapewne masz także Filezillę (albo coś w tym stylu) na pulpicie komputera, bo przecież jakoś musiałeś tego WordPressa na serwer załadować. Jeśli natomiast wciąż siedzisz na Blogspocie, WordPress.com albo innym takim (pozostałe funkcjonują w przestrzeni mi zupełnie obcej i nieinteresującej) i trzyma Cię tam tylko to, że „nie umię”, to mogę Ci zdradzić w sekrecie, że sztukę stawiania strony i przenoszenia bloga oraz instalowania szablonu można opanować w ciągu jednej nocy. Znaczy, tak powstał mój. Fakt, że potem mi Dawid poprawił parę detali, coby były przyjemniejsze dla oka, ale skoro ja zrobiłam jakieś 95% sama, to znaczy, że każdy może się nauczyć.
Podczas wybierania szablonu warto przemyśleć kilka kwestii. Po pierwsze – wersja mobilna. Szanujący się szablon po prostu taką ma – jest responsywny (trudne słowo) i wygląda równie pięknie na ekranie komputera jak i na tablecie oraz smartfonie. Ostatnio coraz trudniej znaleźć szablon, który responsywny nie jest i bardzo dobrze, ale przed zakupem dobrze się upewnić. Tutaj możesz sprawdzić, czy Twój obecny szablon spełnia te kryteria. Koniecznie o to zadbaj – Google ogłosiło niedawno oficjalnie, że strony responsywne będą będą premiowane przy pozycjonowaniu (poczytaj także tutaj). Mówiąc wprost: jeśli Ci nie zależy, nie licz na pierwszą stronę w wynikach wyszukiwania. Nigdy.
Minimalizm podobno wychodzi z mody i coraz więcej osób stawia na układ magazynowy. Kiedy chciałam tak zrobić 2 lata temu, wszyscy pukali się w głowę i mówili, że blog to nie portal i że bez sensu. Teraz żałuję, że posłuchałam, bo i tak to zrobię i tak, a tym razem mam więcej do ogarnięcia. Zanim się zdecydujesz, zastanów się dobrze, jak ma wyglądać Twój blog. Czy masz na niego konkretny pomysł? Wiesz, jakie kategorie chcesz wyróżnić? Czy będziesz wrzucać dużo zdjęć, a może raczej postawisz na tekst? Czy chcesz, żeby Twój szablon miał wbudowane różne typy postów? Jak wygląda sprawa social mediów – czy musisz skorzystać z dodatkowej wtyczki, żeby je podlinkować na stronie głównej? A jeśli szablon domyślnie posiada tę opcję – czy ikony znajdują się w dobrym miejscu, są widoczne? Z jednej strony – im więcej opcji, tym lepiej, pamiętaj tylko, że jeśli dopiero zaczynasz, możesz mieć problemy z opanowaniem skomplikowanego i rozbudowanego szablonu (te wielozadaniowe, z których można stworzyć zarówno prostego bloga jak i skomplikowany sklep internetowy, są zwykle dość podstępne). Na początek postaw lepiej na coś prostego, przejrzystego i – co ważne – w rozsądnej cenie. Za najdalej pół roku i tak Ci się znudzi / dojrzejesz do nowych rozwiązań i będziesz szukał czegoś lepszego. Zanim wydasz 150$ na wypasiony layout, zastanów się, czy ten za 40$ nie jest na chwilę obecną bardziej adekwatny do Twoich potrzeb. Zasada jest prosta: jeśli chcesz po prostu zacząć pisać bloga i jesteś kompletnie zielony, myśl w perspektywie najbliższych miesięcy, postaw na coś estetycznego i nieprzesadnie skomplikowanego. Jeśli jesteś już blogowym Jedi, prawdopodobnie w ogóle nie musisz tego czytać i sam wiesz, co dla Ciebie najlepsze. Im bardziej sprecyzowane plany, tym bardziej długofalowo będziesz myślał.
Pamiętaj też, że jeśli znajdziesz szablon, który jest PRAWIE idealny, zawsze możesz poprosić kogoś, żeby za rozsądną kwotę pomógł Ci wprowadzić poprawki. Może nawet masz jakiegoś kumpla, który zrobi Ci to za Bóg zapłać i paczkę fajek, ale nie będę tej metody oficjalnie polecać, bo wychodzę z założenia, że za przysługi też wypadałoby w adekwatny sposób zapłacić. Wszystko zależy od Twoich możliwości. Możesz też zawsze na złość całemu światu nauczyć się kodować i zrobić sobie wszystko samodzielnie. W trakcie blogowania nauczyłam się kilku sztuczek i niektóre rzeczy jestem w stanie poprawić sobie sama. To naprawdę nie jest aż takie trudne, jak się wydaje.
Najpiękniejszych szablonów na świecie szukaj na ThemeForest oraz Creative Market. Podobno można też znaleźć ładne za darmo, tak mówią. Mówią też, że od całowania można zajść w ciążę, tak że sam rozumiesz. W każdym razie – jeśli znajdę kiedyś darmowy, który będzie wyglądał adekwatnie do tego, że mamy rok 2015 i nie będzie raził oczu, to dam znać. Póki co – nie widziałam. Ale jest na to sposób – na obydwu wymienionych powyżej stronach po zalogowaniu masz dostęp do darmowych plików – w przypadku serwisu Envato, którego częścią jest ThemeForest (oraz: GraphicRiver, CodeCanyon, VideoHive, PhotoDune, 3DOcean, AudioJungle i ActiveDen), co miesiąc możesz pobrać po jednym wybranym przez zespół obsługujący portal pliku: szablony, dżingle, videa, zdjęcia, aplikacje i inne dobra tylko czekają, aż z nich skorzystasz. Creative Market oferuje podobną opcję – w zakładce Free Goods co tydzień możesz pobrać zestaw 6 narzędzi złożony z szablonów, tekstur, czcionek, grafik, aplikacji, dodatków np. do Photoshopa. Wystarczy założyć konto. Co więcej, na obu portalach znajdziesz także przydatne tutoriale, porady i materiały, które pomogą Ci skorzystać z tego, co pobierzesz. Warto pogrzebać.
Własnego szablonu nie chcę nawet komentować, zaznaczam tylko, że niebawem wyleci w powietrze i że idą duże zmiany.
Zachęcam także do śledzenia fanpage’a GRAFIKA ZA DARMOLA, którego autorzy podrzucają regularnie linki do bezpłatnych zdjęć, mockupów, czcionek oraz szablonów.
Grafika: darmowe banki zdjęć
Nie robię samodzielnie zdjęć z prostego powodu: nie umiem i nie mam czasu się nauczyć, nie mam też wypasionego aparatu i budżetu na jego zakup. Nie mam do tego oka do kadrów oraz gustu, a te dwie rzeczy trudno nabyć. I tak, jasne, da się zrobić świetne zdjęcia nawet telefonem, ale najzwyczajniej w świecie nie czuję takiej potrzeby. Zdjęcia ilustrujące wpisy pobieram regularnie z tych samych stron – lista nie będzie zapewne dla nikogo zaskoczeniem. Wymienione poniżej banki zdjęć są darmowe i pozwalają na wykorzystanie fotografii zarówno w celach prywatnych jak i komercyjnych (większość – przed użyciem lepiej to sprawdzić), nie dopuszczają jedynie zamieszczania ich na stronach o podobnych charakterze (tzn. w innym banku zdjęć) i odsprzedawania.
– Unsplash, czyli najpiękniejsze zdjęcia w kosmosie. Jakość – najwyższa. Zapisanie się do newslettera skutkuje wysyłką paczki najlepszych zdjęć każdego tygodnia prosto do Twojej skrzynki, ale na stronie można znaleźć ich więcej po przełączeniu trybu wyświetlania z „featured” na „all”. Jeden z najczęściej polecanych w sieci banków – jego jedynym minusem jest to, że wiele osób jednocześnie używa tego samego zdjęcia. Warto przekopać się do początków.
– SplitShire – po zmianie layotu strona nie należy do najwygodniejszych w użyciu, ale oferuje opcję pobrania wszystkich zdjęć w jednym archiwum za niewielką opłatą (można też zrobić to pojedynczo za darmo).
– Kaboompics to polski bank zdjęć jednej autorki, Karoliny Grabowskiej. Przyznam, że korzystam z zebranych tu zdjęć nieco rzadziej, ale warto zostać subskrybentem i śledzić na bieżąco nowości.
– Death to the Stock Photo – po zapisaniu się do listy mailingowej będzieszraz w miesiącu otrzymywać paczkę ze świetnymi zdjęciami wysokiej jakości. Przez wielu DttSP uważany jest za najlepszy bank damorwych zdjęć w sieci. Na stronie obecne są również inne narzędzia (np. czcionki) oraz pakiety premium, dodatkowo płatne.
– Picjumbo – zdjęcia są wysokiej jakości pod względem technicznym, z estetyką bywa różnie. Jeśli ktoś szuka artystycznych fotek, może się rozczarować, ale na potrzeby komercyjnego projektu mogą okazać się odpowiednie.
– Gratisography to także jednoosobowy projekt. Ryan McGuire dodaje co tydzień dwa zdjęcia, zazwyczaj dość ciekawe. Na uwagę zasługuje bardzo wygodne pobieranie.
– Foodie’s Feed to zdjęcia dla smakoszy – jeśli dużo piszesz o jedzeniu, a nie masz za grosz talentu do robienia zdjęć, tutaj możesz znaleźć rozwiązanie Twojego problemu.
– Startup Stock Photos to kolejny serwis tematyczny – znajdziesz tu (nomen omen) zdjęcia idealne do przygotowania strony rozwijającego się startupu.
– New Old Stock to ciekawostka – na stronie znajdują się stare fotografie. Mowa o takich naprawdę starych, nie o stylizowanych na retro naśladowcach.
– Little Visuals to także zbiór pieknych zdjęć w wysokiej jakości, niestety od pewnego czasu nie jest aktualizowany – autor strony zmarł nagle w 2013 roku i z tego, co mi wiadomo, projekt został zawieszony.
– Magdeleine to jedno z „tych” miejsc, podobnie jak Unsplash zawierających praktycznie same przepiękne fotografie. Można sugerować się wyborem zespołu redakcyjnego lub dokonać samodzielnego wyboru.
– Ancestry Images zwróciło moją uwagę dostępnością starych map, rycin i rysunków – jeśli potrzebujesz graficznych materiałów historycznych, to jest odpowiednie miejsce na rozpoczęcie poszukiwań.
Darmowe zdjęcia (oraz czasami filmiki) znajdziesz również w zbiorach Wikimedia Commons.
Od mniej więcej roku legalnie można także korzystać ze zdjęć zebranych w banku Getty Images – oczywiście tylko w przypadku użycia niekomercyjnego (komercyjne wiąże się wciąż z koniecznością wykupienia licencji). Zdjęcia z Getty Images nie są pobierane na serwer, a osadzane na stronie za pomoca kodu (embed).
Alternatywą jest także dodanie do przeglądarki wtyczki Compfight, której zadaniem jest wyszukiwanie w serwisie Flickr zdjęć i grafik na licencji Creative Commons. Niestety, wtyczka nie pobiera zdjęć, a jedynie zaciąga je bezpośrednio z Flickra – jeśli autor usunie fotografię, zniknie ona również z bloga (nie dotyczy to ikon wpisu – te są pobierane na serwer). Możesz również skorzystać z wyszukiwarki Let’s CC, która znajdzie w sieci zdjęcia z licencją CC. W podobny sposób działa także wyszukiwarka Wylio. I oczywiście wiesz też na pewno, że przy wyszukiwaniu zdjęć w Google można określić rodzaj licencji?
Jeśli wciąż Ci mało (lub wolisz mniej popularne źródła), poszukaj tutaj – to prawdopodobnie najlepsza lista darmowych banków zdjęć, jaką znalazłam w sieci.
Jeżeli jesteś gotowy zapłacić za zdjęcia, warto zajrzeć do polskiego banku Photos for Life założonego przez Fundacją Rak’n’Roll – całkowity dochód ze sprzedaży fotografii przeznaczony jest na walkę z rakiem. Zawartość banku to przede wszystkim lifestyle’owe zdjęcia wysokiej jakości, do których – co ważne – pozowali jedynie pacjenci oraz osoby po zakończonej terapii. Mądra inicjatywa, szczytny cel, warto rozważyć wykupienie abonamentu.
Dźwięki w tle
Spokojnie, nie chodzi o muzykę na stronie. Jeśli masz coś takiego na swoim blogu i w dodatku odtwarza się to cholerstwo automatycznie, od razu to usuń. Teraz. W tym momencie. Nie czytaj nawet dalej, tylko od razu zrób to, póki pamiętasz. Albo najlepiej spal bloga i zakop go głęboko pod ziemią, a potem zacznij od nowa pod zmienionym nickiem, bo setki ludzi zdążyły Cię już zapamiętać i obdarzyć szczerą nienawiścią. Tak. Nie ma nic gorszego w internecie niż muzyka automatycznie odtwarzająca się na stronie. Powie Ci to każdy aktywny użytkownik sieci.
Podczas pisania niektórzy lubią sobie jednak czegoś posłuchać. Jedni piszą przy muzyce (szacun, ja nie potrafię), inni wolą absolutną ciszę. Są jeszcze degeneraci, którzy lubią hałas produkowany przez ludzi, czego totalnie nie rozumiem, ale staram się szanować, bo może jest w tym jakaś głębsza logika. Dla tych wszystkich osób stworzono przydatne narzędzia:
– Coffitivity, czyli kawiarniany gwar lub szum rodem z korytarza uczelni oraz kilka innych opcji dostępnych w wersji premium. Dla tych, którzy nie potrafią skupić się w ciszy i samotności i bezustannie potrzebują poczucia, że są między ludźmi. Słowem: rasowe zwierzęta miejskie.
– Rainy Mood, z którego sama najczęściej korzystam. Po prostu deszcz. Można co prawda wmontować tam jakąś muzykę (wybraną przez twórców lub zaciągniętą samodzielnie z YT), ale najlepiej brzmi solo, zwłaszcza kiedy dookoła panuje nieprzyjemny hałas – słuchawki wypełnione jednostajnym szumem spadających na ziemię kropel przerywane są tylko od czasu do czasu odgłosami burzy. Wycisza, koi nerwy, pozwala się skupić.
– Jazz and rain to w zasadzie coś podobnego, ale w połączeniu z jazzem (lub lekkim chilloutem) – komponuje się to bardzo dobrze, pod warunkiem, że ktoś jest fanem gatunku. Jeśli nie, może jednak też dac mu szansę. Warto.
– Noisli przebija wszystkie powyższe – ma tak wiele opcji, że stają się zbędne, ponadto pozwala na samodzielne łączenie dźwięków i określanie ich natężenia. Dzięki temu można dobrać idealne tło dźwiekowe do różnego rodzaju aktywności. Deszcz w połączeniu z trzaskiem płonącego w kominku drewna? A może szum morza i wiatr?
– Zen, czyli u Zombie Samuraia też pada deszcz. To nieco inne narzędzie, stworzone przede wszystkim jako przestrzeń do pisania pozbawiona dodatkowych elementów, ale z uwagi na efekt dźwiękowy znalazła się w tej części listy. Podobnych aplikacji znajdziesz w sieci sporo – nie piszę o innych, bo sama nie korzystam z takich rozwiązań. Po tylu latach pisania najzwyczajniej w świecie nie przeszkadza mi już ilość przycisków, wtyczek ani obecność innych otwartych kart w przeglądarce. Piszę więc bezpośrednio w oknie WordPressa, co pozwala mi na bieżąco edytować wygląd kolejnych fragmentów tekstu.
Statystyki i im podobne
Dwa słowa: Google Analytics. Jeśli kompletnie nie wiesz, czym to się je, dobrze przed założeniem konta jednak się dowiedzieć. U Pawła Opydo znajdziesz dwuczęściowy praktyczy poradnik zawierający instrukcję obsługi GA dla blogerów: część 1 i część 2.
Jeśli GA wydaje Ci się mało przejrzyste i skomplikowane, spróbuj z Fokusem – to potężne i estetyczne narzędzie bezstresowo nauczy Cię, czym jest analityka. W przypadku podstawowych informacji w zupełności wystarczy Ci pakiet standardowy, ale jeśli potrzebujesz czegoś więcej, skorzystaj z 14-dniowej bezpłatnej wersji trial pakietu premium.
Analitykę warto uzupełnić o monitoring social mediów – istnieje wiele dostępnych narzędzi, z których możesz skorzystać, ja ze swojej strony mogę polecić dwa: Brand24 dla tych, którzy szukają niedrogiego rozwiązania dla swojego bloga, prostego narzędzia, które w wygodny sposób pozwoli im śledzić, co mówi się na ich temat na Facebooku i w innych społecznościówkach oraz Newspoint dla tych, którzy mają duże wymagania i oprócz monitoringu potrzebują bardziej zaawansowanych opcji. W kontekście obsługi marki (jak wiemy, wielu blogerów pracuje w branżuni) polecam zwłaszcza Newspoint. Osobiście korzystam z obydwu i jestem z tego rozwiązania bardzo zadowolona.
Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi. Póki co, zachęcam do dzielenia się w komentarzach swoimi radami i przydatnymi narzędziami.