Jak się zabić: krótki poradnik dla niezdecydowanych
Po raz pierwszy chciałam się zabić, kiedy skończyłam 14 lat. Życie było wówczas dość parszywe, a na skutek kilku krzywych ruchów w ciągu kilku dni straciłam wszystkich, których nazywałam w tamtym okresie przyjaciółmi. Dzwonili co prawda przez jakiś czas, próbując wyprostować sytuację, ale było za późno: duma przejęła kontrolę. Zostałam sama.
Z domu uciekałam codziennie o 7 rano po to, żeby wrocić nocą, po całym dniu wypełnionym zajęciami w szkole, dodatkowym angielskim, jazdą konną czy tai-chi. Nie było łatwo – w grafiku pojawiały się czasami luki i chcąc nie chcąc nierzadko spędzałam parę godzin siedząc na podłodze przez salą do angielskiego na gliwickiej politechnice, z kanapką w jednej dłoni i książką w drugiej. Żeby tylko nie wracać.
Bezpieczniej było zostać samej – śmiać się razem z ludźmi, ale nie dopuszczać ich przesadnie blisko. Skupić się na własnej traumie i pielęgnować ją każdego dnia od nowa. Łatwiej było płakać niż zacząć mówić otwarcie i głośno o tym wszystkim, na co brakowało słów. Łatwiej było fantazjować o umieraniu. Trudno było zdecydować się ostatecznie, kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi łazienki, poganiając mnie do wyjścia. Spuszczona w toalecie zawartość zaciśniętej w pięść dłoni nie pozostawiła po sobie śladu. Nikt nigdy się nie dowiedział.
***
Za drugim razem byłam już mądrzejsza i jednocześnie bardziej szalona: mówi się przecież, że łykanie tabletek jest tak naprawdę wołaniem o pomoc, a przecież ja nie miałam już siły na to, żeby wstawać, nawet mając do dyspozycji czyjeś wsparcie. Wiem już, gdzie, jak i za ile kupić broń, potrafię z niej strzelać i czasami nawet trafiam. Miałam nawet taki plan, żeby pociągnąć za spust przed wejściem do szpitala lub gdzieś w okolicy, tak żeby do końca praktykować recykling i oddać do wtórnego użytku oko czy nerki, w końcu dwudziestoparoletnie, prawie nie śmigane.
Obłęd ma bowiem to do siebie, że lubi narastać, karmi się swoim własnym obłąkaniem i pęcznieje jak ryż w torebkach, nie pozostawiając ostatecznie żadnego miejsca na oddech. W pewnym momencie tracisz rozeznanie, co jest zdrowym rozsądkiem, a co objawem choroby. Bo wiesz, być może tego właśnie nigdy nikt Ci nie powiedział: zdrowa jednostka chce przeżyć, walczy o każde uderzenie serca aż do samego końca. Jeśli poddaje się zawczasu, najprawdopodobniej potrzebuje pomocy.
Pieniądze odłożone na zakup magnuma przeznaczylam na wynajem mieszkania. Po raz kolejny podniosłam się i pozbierałam z ziemi, zacisnęłam zęby. Uciekłam. Tym razem ze świadomością, że nie byłabym w stanie dokonać tego sama. W wieku 26 lat dotarło do mnie, że sama najprawdopodobniej sobie nie poradzę. Przestałam z tym walczyć. Wciąż tu jestem. Bez najmniejszego wstydu proszę o wsparcie, kiedy grunt usuwa mi sie spod nóg, w trudnych momentach czerpię siłę od innych po to, żeby w tych lepszych chwilach odddać ją komuś innemu.
***
Mam 27 lat. Od 13 otwarcie mówię o tym, że pochodzę z rodziny patologicznej i że agresja i wywołany nią strach są częścią mojego życia. Od zawsze jestem autodestrukcyjna, przerażona, przewrażliwiona, zbyt pewna siebie i jednocześnie pełna lęku, że sobie nie poradzę, niezaradna i przebojowa, wygadana i nieśmiała, obojętna i przesadnie empatyczna, pełna miłości i socjopatyczna, rozedrgana, obolała, zawsze balansująca na którejś krawędzi równi pochyłej. Ze zdiagnozowaną cyklotymią i syndromem DDA. Z inteligencją powyżej średniej. Niestabilna. Dziwna. Pozbawiona emocji. Zła i niemoralna. Gotowa do największych poświęceń. Ze skłonnością do agresji i fanatyzmu. Obecnie szczęśliwa – bo w fazie manii.
Mogłabym Cię okłamać, powiedzieć, że to minie. Że któregoś dnia obudzisz się i to całe napięcie, które w sobie nosisz, magicznie zniknie. Nie chcę kłamać: nie zniknie. Być może już zawsze będzie Cię napędzał ten nerw i ból, który każe szukać jakiegoś większego sensu w życiu i nie pozwoli go odnaleźć. Bo wiesz, to wcale nie jest takie łatwe – kiedy już raz zrozumiesz pewne rzeczy, zobaczysz, że droga powrotna jest nieodwołalnie zamknięta i nie masz juz szans zapomnieć.
Mogę Ci jednak powiedzieć, że jeśli potrafisz tak mocno cierpieć, to potrafisz też kochać i czuć euforię. Że nie ma nic złego w proszeniu o pomoc, a ten wstyd, który w sobie nosisz, nie jest i nie powinien być Twój. Ciebie po prostu boli trochę bardziej i znaczy to tyle tylko, że rozumiesz i czujesz trochę więcej i mocniej. I tak, być może nie wiem, przez co przechodzisz, ale konsekwentnie będę Ci mówić, że są tacy, którzy wiedzą i być może przeszli nawet przez rzeczy gorsze: kiedy zaczniesz mówić, zdziwisz sie, jak wiele otrzymasz odpowiedzi. Zaskoczy Cię, od jak wielu osób, które są w stanie pojąć, przez co przechodzisz, dzieli Cię tylko jedno słowo otwierające rozmowę.
Od ponad 4 lat piszę tego bloga. Piorę na nim osobiste brudy, często mówię o rzeczach, o których mówi mi się trudno. Odbieram od Was maile, odpisuję na nie, często prowadzę długie rozmowy. Czasami po długich miesiącach wracacie znowu, mówicie, że pomogło, że poszliście o krok dalej, że czekacie na to, co przyniesie jutro. Że przestaliście marzyć o tym, żeby już nigdy się nie obudzić.
Od ponad 4 lat próbuję Wam powiedzieć, mniej lub bardziej nieudolnie, że zawsze jest jakieś jutro i że o to jutro musicie walczyć. Że macie w sobie siłę, która pozwoli Wam dokonać rzeczy wielkich i że musicie tylko pozwolić jej dojść do głosu. Że doświadczenia, które teraz Was kształtują, pozostana już z Wami na zawsze i mogą ostatecznie okazać się wartościowe: pozwolą docenić rzeczy małe i piękne, pozwolą zachwycić się tym, co wiele osób mija bez słowa. Pozwolą rozumieć i pomagać, pozwolą przyjmować kolejne dni.
Nigdy nie zapominam o tym, że od Was, którzy jesteście na początku tej ścieżki, różni mnie tylko to, że chwyciwszy raz mocno czyjąś dłoń, zrozumiałam, że trudno jest tylko za pierwszym razem: za każdym następnym mówienie o tym, co uwiera i pali w środku, staje sie łatwiejsze.
***
Pamiętaj, że masz prawo poprosić o pomoc.
Pamiętaj, że jeśli jesteś ofiarą przemocy lub agresji, nie masz się czego wstydzić.
Pamiętaj, że zasługujesz na to, żeby ktoś Cię wysłuchał, pomógł Ci, okazał wsparcie.
Pamiętaj, że takich jak Ty są dookoła dziesiątki, jeśli nie setki: jeśli myślisz, że Twój samotny, cichy głos pozostanie niezauważony, pomyśl, jak głośno możecie krzyczeć razem.
Pamiętaj, że terapia, leczenie – to nie powód do wstydu i nie powinieneś czuć się z tego powodu gorszy czy okaleczony.
Pamiętaj, że zaslugujesz na przyjaźń, na miłość, na to, żeby być szczęśliwym.
Pamiętaj, że masz wiele do zaoferowania. I że świat może jeszcze wiele zaoferować Tobie.
Pamiętaj, że jest nas dużo, bardzo dużo. Przeszlismy wiele i nie było nam lekko. Być może spotkała nas tragedia, być może po prostu zbyt intensywnie przeżywamy. Być może poradzimy sobie z tym sami. Być może jednak nie.
Pamiętaj, że możliwe konsekwencje nie są warte podjęcia tego ryzyka: poproś o pomoc.
116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 112 800 – „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej