Photo credit: glasseyes view via Visualhunt.com / CC BY-SA
Nie umiem czytać modnie: nie jestem przesadnie fotogeniczna, kiedy czytam i nawet przesadnie ładna wówczas nie jestem w rozciągniętym t-shircie, w dresie, z włosami związanymi niedbale w koński ogon. Zdarza mi się gryźć palce, chociaż już nie paznokcie, żuję głośno żelki, chrupię jabłkiem, regularnie pociągam z kubka herbatę o dziwnym zapachu. Nade wszystko: nie chcę, żebyś na mnie wtedy patrzył, mówił do mnie; zajmij się swoimi sprawami, odejdź.
Niewiele mam cierpliwości do robienia zdjęć książkom, tak samo jak rzadko fotografuję butelki wody mineranej, chleb mój powszedni, litr mleka. Co innego truskawki – ostatecznie w skali roku widuję je na tyle rzadko, że nieodmiennie stanowią przygodę, o której mam ochotę opowiadać. W księgarniach nie potrafię jednak wykrzesać z siebie entuzjazmu, co najwyżej zachłanność: nie wącham kartek, nie kolekcjonuję okładek, myślę chłodno i racjonalnie kupuję tam, gdzie taniej. Może po części dlatego, że powszedniość tych rzeczy zamieniła je w potrzeby pierwszego rzędu: czytam przy jedzeniu i po jedzeniu, w łazience, jadąc do pracy rano, czekając na pociąg na dworcu i u fryzjera, nie celebruję tych momentów, najczęściej zachowuję dla siebie ważne cytaty.
Nie umiem czytać modnie, chociaż czytam nawet czasem na zadany przez internet temat. Nie mam stylowego fotela i eleganckich regałów, właściwego oświetlenia, miękkiego koca i zgrabnych filiżanek: nie po raz pierwszy dostrzegam z niesmakiem rozdźwięk miedzy moim życiem i Instagramem. Boli mnie ten brak piękna, przerost treści nad formą, bezustanny bałagan i geologiczne warstwy kurzu na półkach, zdradzające nagłe zwroty moich zainteresowań. Chyba nie umiem inaczej – jestem zbyt leniwa, żeby mieć ładne życie, kilodżule energii spalam przy bezproduktywnym myśleniu.
Drażni mnie płacz dziecka, kiedy czytam w autobusie: noszę puste słuchawki bez dźwięku, nie nawiązuję kontaktu wzrokowego, nienawidzę, gdy zerkasz mi przez ramię. Weekendy odmierzam w filmach i książkach, już nie w ludziach i rozmowach, ale w słowach, na które nie muszę odpowiadać. Coraz wygodniej jest mi nie odbierać telefonów, unikać dyskusji, nie wchodzić w korelację, rozcieńczać związki.
Zapytany, czy już czytałeś, odpowiadasz, że masz to na liście, listy te – pisane do samego siebie – coraz dłuższe, z mrówczą konsekwencją rozwijasz je dzień po dniu, wzbogacasz każdy kontekst o kontekst, chociaż wiesz już, że przed śmiercią nie zdążysz. Póki co, nie nadążasz z zasypianiem, coraz częściej czujesz organiczny strach przed przesypującym się między palcami piaskiem.
Nie jestem oczytany, ale kiedy czytam, czytam dobrze. Nie mam czasu, żeby tłumaczyć, co przez to rozumiem w formie rozmowy. Kurt Cobain