Książka na Dzień Matki: co kupić w prezencie?
To już ostatni dzwonek. Dzień Matki już za kilka dni, a Ty jak zwykle obudziłeś się z ręką w nocniku? Nic nie szkodzi, zaraz temu zaradzimy.
Córki szukające prezentów dla swoich rodzicielek mają zwykle nieco z górki, bo ostatecznie wiedzą przecież, jakich rzeczy kobiecie się stanowczo nie daje. Z synami bywa różnie. Warto więc zapamiętać, że – o ile pani matka jasno i zdecydowanie nie wyrazi chęci otrzymanie takiego obiektu – nie kupujemy: bielizny wyszczuplającej, kosmetyków na zmarszczki, rozstępy, wrastające włosy oraz cellulit, antyperspirantów, kosmetyków do depilacji i do stóp, płyt DVD z ćwiczeniami Ewy Chodakowskiej, książek pt. „Jak starzeć się z godnością” lub „Jak się nie ubierać: poradnik stylu”. Celem Dnia Matki jest bowiem matki uszczęśliwianie, a nie wmawianie biednej kobiecinie, że jest stara, gruba, brzydka, śmierdzi i do tego źle się ubiera.
Idąc tym tropem, rezygnujemy także – poza, znowu, sytuacjami z jasno wyrażoną potrzebą – z nabywania garnków, patelni, blenderów, kompletów ręczników dla całej rodziny, nowego dywanika do łazienki, pięknej różowej miednicy oraz paczki kafli łazienkowych. Jedną z największych niesprawiedliwości, jakie spotykają bowiem panią domu, jest regularne otrzymywanie prezentów… dla domu. O ile więc piękny wazonik czy nawet efektowna lampka nocna mogą przypaść obdarowanej do gustu, to zestaw ścierek kuchennych wraz z rękawicami i fartuchem jest nieco nie na miejscu. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki i np. eleganckie filiżanki mogą podbić serce Twojej ofiary, podobnie jak nowy ekspres do kawy ucieszy entuzjastkę czarnego zł(ot)a, a na samochód chyba jeszcze żadna matka się chyba nie obraziła.
Ale to chyba każdy wie, prawda?
Jak w przypadku każdego innego prezentu, warto byłoby i w tym przypadku dowiedzieć się czegoś o osobie, która go otrzyma. Najbezpieczniejszą kategorią upominków są bowiem te, które przyszły obdarowany i tak miał zamiar kupić, ale jeszcze nie zdążył, a zaraz za nimi znajdują się rzeczy, które Twoja ofiara chciałaby posiadać, ale odkłada zakup w czasie, bo nie jest to wydatek pierwszej potrzeby. Ale co robić, kiedy nie masz pojęcia, czego matka Twa potrzebuje, bo do niej nie dzwonisz, wyrodny synu, wyrodna córko? Cóż – wówczas z pomocą przychodzi literatura.
Nienawidzę określenia literatura kobieca, bo zwykle jest to obelga oznaczająca ckliwe romansidło obrażające inteligencję czytelnika. Chociaż więc moja rodzona babcia lubi książki Danielle Steel, to nie ustaję w trudach, żeby jednak czytała coś lepszego. Prawda jest taka, że w każdym gatunku można znaleźć coś dobrego i nawet książki o miłości czasami się udają. Z tego powodu polecam nieodmiennie np. serię „Z miotłą” wydawnictwa W.A.B., bo można tu znaleźć sporo naprawdę dobrych tytułów: pisanych przez kobiety i o kobietach, poruszających nierzadko ważne tematy.
Moją ukochaną „Dziunię” recenzowałam już dawno temu i wciąż podtrzymuję swoje zdanie: to świetna, przewrotna, ironiczna i w bardzo czarny sposób zabawna książka, która momentami paraliżuje i powoduje dławienie w gardle. Prześmieszna i jednocześnie przerażająca, wciąż jest na mojej liście TOP. Chociaż nie sięgnęłam jeszcze po drugą część, wiele sobie po niej obiecuję: mam nadzieję, że trzyma poziom swojej poprzedniczki.
Majgull Axelsson to zupełnie inne klimaty: „Pępowina” jest po skandynawsku chłodna, wyważona i surowa, a jednak mieści w sobie wiele emocji. Warto przeczytać tym bardziej, że temat jest jak najbardziej aktualny. [moja recenzja]
„Second hand” Joanny Fabickiej to moje pierwsze spotkanie z tą serią i zarazem pierwsze w tej serii zakochanie. Chociaż porównania straszące z okladki są mocno na wyrost, to ta proza broni się sama: jest brutalna, pełnokrwista i w krzywym zwierciadle portretuje Polskę B bez upiększeń. [moja recenzja]
Jeśli Twoja rodzicielka lubi być na bieżąco z literackimi trendami, warto podrzucić jej coś, o czym się obecnie dużo mówi. „Fatum i Furia” Lauren Groff, moje literackie objawienie ostatnich miesięcy, to książka, która w wielu ubiegłorocznych rankingach ściga się o tytuł najlepszej. Jak jest naprawdę? Tytuł ten budzi kontrowersje i dzieli publiczność, rzadko jednak budzi emocje letnie, co samo w sobie jest jego ogromną zaletą. Na uwagę zasługuje dwutorowa narracja, porównywana z „Zaginioną dziewczyną” Gillian Flynn, oraz nieprzeciętnie smaczny język, jakim posługuje się Groff – jej porównania i skojarzenia zostaną ze mną na bardzo długo.
Na topie jest także ukrywająca się pod pseudonimem Elena Ferrante Włoszka, przez magazyn „Książki” ogłoszona najlepszą pisarką współczesnej Europy. Mnie to przekonuje. Przynajmniej na tyle, żeby osobiście rzecz zweryfikować. „Genialna przyjaciółka” otwiera 4-tomowy cykl o tym samym tytule i cieszy się rosnącą popularnością wśród odbiorców na całym świecie, a niektórzy wymieniają nazwisko autorki w kontekście literackiej nagrody Nobla…
Moją listę priorytetów otwiera w tym momencie „Małe życie” Hanayi Yahigary (konia z rzędem temu, kto wie, jak to imię się odmienia), kolejny głośny tytuł 2015 roku, który narobił zamieszania na listach bestsellerów. Swoja polską premierę miał dosłownie kilka dni temu, nie rozczaruje zatem nikogo spragnionego literackich nowości.
„Pokój” z Brie Larson otarł się ostatnio o Oscary w kilku kategoriach (ostatecznie statuetkę zdobyła tylko odtwórczyni głównej roli), warto nadrobić więc literacki pierwowzór. Książka Emmy Donoghue, która w momencie polskiej premiery kilka lat temu zainteresowała jedynie wąskie grono moli książkowych, zainspirowana została autentyczną historiami Elizabeth Fritzl oraz kobiet jej podobnych. Dla tych, na których film zrobił wrażenie – pozycja obowiązkowa.
Jeśli pani matka przekłada non-fiction nad fiction, przyjrzyj się z bliska Simonie Kossak, cenionej badaczce i miłośniczce Puszczy Białowieskiej. Zmarła w 2007 roku wnuczka Wojciecha Kossaka, prawnuczka Juliusza, była bratanicą Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Co za rodzina!
Marcin Wicha, z tego co widzę, swoim zbiorem tekstów „Jak przestałem kochać design” podbił serca internautów – każdy szanujący się użytkownik Instagrama ma już chyba tę pozycję w domowej biblioteczce. Tak zupełnie między nami, powiem Ci, że warto po nią sięgnąć: to lekkie, ale skłaniające do przemyśleń rozważania na temat Polski i Polaków, estetyki i gustów, użyteczności i szczerości we wzornictwie.
„Love x Style x Life” Garance Dore przykuwa wzrok nieprzeciętnie piękną szatą graficzną: ilekroć widzę ten tytuł w księgarni, mam ochotę kupić swój własny egzemplarz, chociaż przecież nie do końca mi po drodze ze stylem autorki. Garance, która w ubiegłym roku skończyła 40 lat, będzie prawdopodobnie bardziej wiarygodna dla Twojej mamy niż Kasia Tusk (nie umniejszając Kasi), a zawarte w tej książce porady niejedna kobieta powinna wcielić w życie. Serio serio.
Ostatnia książka zmarłej niedawno Marii Czubaszek już samym tytułem zdradza, że nie bedzie do końca serio. „Nienachalna z urody” obiecuje sporo i nietrudno uwierzyć, że autorka – jak zawsze – obietnicy dotrzymała. Pani Mario, brakuje tu Pani.
Dokonując zakupu książki za pośrednictwem któregoś z linków zamieszczonym w powyższym tekście, przyczyniasz się do rozwoju bloga i umożliwiasz mi odwlekanie w nieskończoność momentu, kiedy będę musiała wziąć się za prawdziwą pracę. Z góry dziękuję.
Znajdź mnie na Goodreads.
Jeśli nie chcesz przegapić kolejnych wpisów, obserwuj mnie na Facebooku lub Twitterze. Zwłaszcza na Twitterze. Tam jest po prostu fajniej. Jeśli jednak wolisz Facebooka, dołącz do mojej grupy „Wygrzebki: pretensje do kultury”, która w założeniu ma stać się miejscem do merytorycznej dyskusji na związane z kulturą tematy niekoniecznie z pierwszych stron gazet.