Seks i przemoc: Japonia w reportażu „Ludzie, którzy jedzą ciemność”
Zimą zapotrzebowanie na dobrą literaturę mocno wzrasta: po cóż ostatecznie wychodzić z domu, skoro można nie wychodzić. A jak się nie wychodzi, to i jest czas na jakąś większą cegłę, która latem nie mieści się w lekkiej torbie, pasującej do szortów i sandałów. Jeśli szukacie czegoś wyjątkowo dobrego do poczytania, zapraszam Was na wycieczkę po japońskich dzielnicach erotycznych uciech. „Ludzie, którzy jedzą ciemność” na długo zapadną Wam w pamięć.
Nastała zima, taka z prawdziwego zdarzenia, co w przypadku Polski oznacza grubą warstwę białego puchu i równie grubą warstwę nie tak białego smogu, wiszącą nad miastami. Nic tylko się radować, bo przecież smog jest zagrożeniem czysto teoretycznym, parafrazując (już) klasyka i tak czy inaczej wszyscy umrzemy, co wydaje się z dnia na dzień opcją coraz bardziej pociągającą.
Chociaż sytuacja uległa nieznacznej poprawie, wciąż zachęcam do pozostawania w domu i przemiany w smutne burrito z książką. Weźcie sobie coś pysznego do jedzenia, sięgnijcie po dobrą książkę albo film i hibernujcie się aż do wiosny. Ja tak robię. Skutkiem ubocznym jest to, że raczej nie chudnę, ale że nie wychodzę z domu nawet po chipsy i czekoladę, to również i nie tyję. Przełamię się dopiero, jak mi się skończą jajka, czosnek i pomidory w puszkach.
Tymczasem czytam. „Ludzie, którzy jedzą ciemność” Richarda Lloyda Parry’ego to moja 7. przeczytana książka w tym roku. Oby tak dalej!
Dziewczyna, którą pochłonęła ciemność
Do lektury zabierałam się długo, czekając na lepsze czasy i przypływ motywacji. Kiedy wreszcie zaczęłam, przepadłam zupełnie, nie mogąc oderwać się od lektury aż do późnych godzin nocnych, właściwie już nad ranem. Ostatecznie przerwałam jedynie dlatego, że mi padła bateria w Kindle’u. To chyba najlepsza rekomendacja, jaką mogę Wam zaoferować.
„Ludzie, którzy jedzą ciemność. Prawdziwa historia o dziewczynie, która zaginęła w Tokio i o złu, które ją pochłonęło” to jedna z najlepiej poprowadzonych opowieści kryminalnych w moim życiu: napięcie, emocje, zagadka, liczne tropy – podczas lektury cały czas gryzłam nerwowo palce i nie mogłam doczekać się rozwiązania.
Tylko że to nie jest kryminał ani thriller. To jest reportaż. Reportaż, na którego opracowanie Brytyjczyk Richard Lloyd Parry, wieloletni korespondent „The Independent” i „The Times” w Tokio poświęcił 10 lat wnikliwych badań. Efektem jest przerażająca książka, która obnaża inne oblicze Japonii niż to kojarzące się z cosplayem, oryginalnie ubranymi nastolatkami, zapracowanymi biznesmenami i kwitnącymi w parkach drzewami wiśniowymi. „Ludzie, którzy jedzą ciemność” i zawarta tam bogata bibliografia, bazująca częściowo na publikacjach naukowych, przypominają, że Japonia to kraj hermetyczny i zamknięty na obcych, w którego kulturowe podstawy wpisane są uległość, poddaństwo, dyskryminacja i upodlenie kobiet, rozpatrywane w ramach fetyszu seksualnego.
Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet?
Ta druga, mroczna twarz Japonii od zawsze interesowała mnie bardziej, podobnie jak w Szwecji bardziej niż socjalistyczny raj interesuje mnie skala agresji wobec kobiet, trafficking i burdele z seksualnymi niewolnicami oraz rozliczanie się całej Skandynawii ze śladami po nazizmie. Ciemne strony intrygujących kultur są zawsze ciekawsze niż ich publiczny wizerunek.
W tym miejscu chciałabym jednak poprosić, żeby wydawnictwa przestały już wycierać sobie gęby tym sloganem o mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet, bo z powodu nadużywania zgrał się już kompletnie i nie robi na nikim wrażenia. Wymuszanie skojarzeń z innymi książkami jest może i skuteczne, ale niesamowicie tanie. Ten reportaż nie potrzebuje takich sztuczek. Jego nakład wyprzedał się w całości i obecnie możecie nabyć go w Polsce jedynie w postaci e-booka. O czymś to być może świadczy.
Lucie, czyli światło
Lucie Blackman przyjechała do Tokio w maju 2000 roku w towarzystwie przyjaciółki, żeby zarobić pieniądze na pokrycie długów. Obydwie dziewczyny szybko zatrudniły się w barze z hostessami, gdzie do ich obowiązków należało zabawianie męskich klientów swoim towarzystwem (jednak nie świadczenie usług seksualnych) oraz spędzanie czasu w ich obecności także poza godzinami pracy, w ramach obowiązkowych dla pracownic obiadów. 1 lipca Lucie udała się na spotkanie z nikomu nieznanym z nazwiska klientem, po czym ślad po niej zaginął. Ustalenie szczegółów jej zniknięcia zajęło policji niemal rok. Proces sądowy w tej sprawie zakończył się w… 2008 roku.
Ta stosunkowo świeża historia odbiła się szerokim echem w mediach na całym świecie i przez długi czas budziła zainteresowanie dziennikarzy, zwłaszcza na Wyspach. W miarę ujawniania kolejnych detali tej makabrycznej historii na jaw wychodziło, że historia sięga dalej i głębiej niż tragedia Lucie: ilość szczegółów, które zgromadził Parry na niemal 500 stronach tego imponującego opracowania, wręcz przytłacza i nie pozwala na przyjęcie jednoznacznej postawy wobec opisanych osób i wydarzeń. Nic nie jest tu proste i oczywiste.
„Ludzie, którzy jedzą ciemność” to reportaż totalny. Dekada wnikliwych analiz Parry’ego zaowocowała bogactwem informacji, które nie pozwalają na łatwe osądy. To nie jest kryminał, chociaż narracja zdaje się to sugerować: bohaterami tej książki są prawdziwi ludzie, nieprzywidywalni, irracjonalni w swoich decyzjach, zmienni i nieprzeniknieni, których zachowań czasami po prostu nie da się usprawiedliwić i zrozumieć. Parry konsekwentnie myli tropy i raz po raz podsuwa odbiorcy gotowe schematy oceny kolejno pojawiających się na scenie postaci – tylko po to, żeby wraz z kolejnym schematem zburzyć poprzedni i obnażyć jego słabe strony. Chociaż momentami wydaje się, że reporter pozwala sobie na ocenę, to tylko pozory: swoje wrażenia sam bezustannie poddaje rzeczowej analizie i konfrontuje je z kolejnymi wydarzeniami i postępowaniem bohaterów opowieści. Czy matka Lucie była dobrą matką? A może to jej ojciec był lepszym rodzicem? Czy Lucie wyjechałaby, gdyby otrzymała więcej wsparcia? Kto zawiódł ją najbardziej? A może to ona sama podjęła po prostu złe decyzje i była jedynie rozpieszczoną i nieodpowiedzialną dziewczyną bez ambicji?
Relatywizm moralny i trudna historia Japonii
Nie mniej skomplikowana jest sylwetka osoby oskarżonej o udział w zniknięciu Lucie: znajomość tła kulturowego i bogaty kontekst pozwalają wyjść poza model ofiary i jej oprawcy, spojrzeć szerzej na społeczne przyczyny patologii i wypaczenia, za które winę ponosi sama Japonia. Nie oznacza to, że wina staje się mniejsza, łatwiej jedynie spojrzeć na winowajcę jak na człowieka, a nie bestię.
Czytelnik, który nie zna tej sprawy z mediów, będzie czekał w napięciu na rozwiązanie tajemnicy aż do ostatnich stron, niemal do samego końca ulegając co i rusz wątpliwościom, które były udziałem także i rodziny Lucie, przedstawicieli prawa i samego reportera, zaangażowanego w sprawę niemal od samego początku. Rozwiązanie zagadki zaginięcia dziewczyny oraz ogłoszenie nazwiska winowajcy niczego jednak nie zmieniają: nic nie staje się prostsze i koniec końców mniej istotne jest to, kto zawinił, ale raczej jak i dlaczego musiało do tego dojść.
Japonia, jakiej nie znacie
W „Ludziach…” Parry obnaża problemy palące japońskie społeczeństwo i przypomina, że Japonia znana z kolorowych zdjęć to tylko jedna strona medalu. Drobiazgowo opisuje tokijską dzielnicę Roppongi z jej nocnymi klubami i hostessami na tle całego japońskiego seksbiznesu, pochyla się nad skomplikowanym stosunkiem Japończyków do obcych, pełnym jednocześnie fascynacji i niechęci, skrupulatnie opisuje pracę japońskiej policji i tamtejsze sądownictwo, uczciwie przedstawia faktyczny poziom bezpieczeństwa na ulicach Tokio. Wszystko po to, żeby odpowiedzieć nie tylko na pytanie o to, co stało się z Lucie, ale przede wszystkim poddać rozważaniom to, czy tej tragedii i wielu innych można było uniknąć, czy można było złapać sprawcę wcześniej, czy można było reagować lepiej, szybciej, skuteczniej.
Wypada ze swej roli jedynie na ułamki chwil, jak np. przy porównywaniu brytyjskiego i japońskiego sądownictwa, gdzie daje się odczuć jego – niepoparte w zasadzie sensownym argumentem – przekonanie o wyższości tego pierwszego. Dla polskiego czytelnika może być to szczególnie uderzające, wręcz kuriozalne, z uwagi na fakt, że japońskie sądownictwo, działające w oparciu o prawo stanowione, przypomina o wiele bardziej system prawa kontynentalnego aniżeli system anglosaski. To jednak detal, który nie wpływa na ogólne wrażenie: reportaż „Ludzie, którzy jedzą ciemność” trzeba przeczytać. Nie ku przestrodze i nie w ramach ostrzeżenia, ale przede wszystkim po to, żeby zobaczyć, jak można pisać i jak można opowiadać.
Tokio dla dociekliwych
Jeśli zainteresował Was sam temat japońskiego seksbiznesu, to sięgnijcie po thriller „In the Miso Soup” (niestety nieprzetłumaczony na polski) autorstwa Ryu Murakamiego. To ten drugi Murakami, ten, który nie jest japońskim Paulo Coelho (lubię gościa, ale fakt, trochę jest). „In the Miso Soup” zabierze Was w pełną szczegółowych opisów wycieczkę po japońskich dzielnicach seksualnych rozrywek z całym bogactwem inwentarza, wyjaśni zawiłości funkcjonowania tego skomplikowanego organizmu, wprowadzi w zawiłości panującej tam etykiety. Poza samą intrygą to niesamowicie ciekawy obraz zjawiska polskiemu czytelnikowi nieznanego, a opisywanego przez autochtona jako tło pełnych napięcia wydarzeń. Warto. Przynajmniej jako wstęp do tematu. Ja właśnie kończę czytać!
W „Ludziach, którzy jedzą ciemność” jako jedno ze źródeł pojawia się publikacja pt. „Nightwork: Sexuality, Pleasure, and Corporate Masculinity in a Tokyo Hostess Club” autorstwa Anne Allison, profesor antropologii kulturowej Uniwersytetu Duke, w której autorka wykorzystuje jako materiał badawczy swoje własne doświadczenia z pracy w charakterze hostessy w jednym z japońskich klubów (tego samego typu, w jakim zatrudniona była bohaterka „Ludzi…”). Pani profesor podjęła pracę w celach badawczych i przez kilka miesięcy analizowała zachowania gości i pracowników, tworząc portret branży. Polecam Wam tę pozycję w ciemno, sama mam zamiar dorwać ją w najbliższym czasie dla poszerzenia kontekstu.
Wszystkie książki znajdziecie na Amazonie w wersjach anglojęzycznych. Pamiętajcie, że darmowa wysyłka z niemieckiego Amazonu do Polski obejmuje zamówienia o wartości od 40 euro!
Znajdź mnie na:
Lubimy Czytać
Goodreads