Umieć w Facebooka (i nie tylko): po drugie
Zakupy w internecie, serwisy streamingowe, szum informacyjny i media społecznościowe: czy istnieje szansa, że za kilka lat nie będziemy w ogóle musieli wychodzić już z domu? Wielu z nas podpiętych jest do sieci (przede wszystkim do Facebooka) 24/7. Śpimy ze smartfonami przy poduszce, nie wyłączamy na noc komputerów, jedzenie dowożą nam kurierzy przyzywani z poziomu aplikacji. Jak korzystać z tego wszystkiego tak, żeby nie oszaleć?
Jeszcze nie tak dawno wzorem do naśladowania był człowiek renesansu, a ja jestem człowiekiem internetu. Chociaż brakuje mi jeszcze trochę do prawdziwych wyznawców tego kościoła, jak Krzyś Kotkowicz, który nawet wodę na herbatę ogarnia z poziomu iPhone’a, to z domu wychodzę już jedynie w celach towarzyskich. A że bycie towarzyską gwałtownie mi minęło w ciągu ostatniego roku, to raczej nie wychodzę. I prawda jest taka, że w sumie to nie muszę.
Mimo to bezustannie obcuję z kulturą, sięgam po informacje, douczam się i szkolę, komunikuję z ludźmi, wymieniam poglądy, robię zakupy i pracuję. Jak to robię? Inteligentnie. Chociaż znam takich, którzy biją mnie w tej kwestii na głowę, całkiem nieźle zoptymalizowałam sobie swoje internetowe życie i nie narzekam na jego jakość.
Nie mam obsesji na punkcie swojego publicznego wizerunku, chociaż zdarza mi się nierzadko zawahać się przed kliknięciem „opublikuj” i kontroluję to, co i jak piszę. Nie mam nic przeciwko kojarzeniu mnie z określonymi poglądami lub nawet heheszkowymi obrazkami, ale nie chciałabym, żeby screen z moją kompromitującą wypowiedzią znalazł się na jakimś portalu.
Instrukcja obsługi Facebooka
O samym Facebooku pisałam jakiś czas temu i nadszedł już czas, żeby uaktualnić te dane. Zastanów się przede wszystkim, czego oczekujesz od swojego walla: chcesz mieć tam przegląd najnowszych informacji politycznych? Zabawne memy? Koty? Zdjęcia dzieci Twoich znajomych? A może informacje o najnowszych premierach kinowych i koncertach? Czyść bezlitośnie, odbieraj polubienia i klikaj „przestań obserwować” przy profilach ludzi, których nie chcesz może skreślać, ale których życiem i poglądami niespecjalnie się interesujesz. Efekt? Kiedy przeglądam swój feed, zostawiam polubienia przy większości postów, bo tak mało widzę tam niedopasowanych i bezwartościowych treści.
No właśnie, polubienia. Nie narzekaj, że masz śmietnik na Facebooku, jeśli jesteś lajkową kutwą i nie komentujesz, nie szerujesz i nie zostawiasz polubień nawet pod treściami, które Cię interesują: algorytm po prostu nie będzie pokazywał Ci więcej treści z tego profilu lub strony. I zostaniesz, jak ten durny, z samymi tylko zdjęciami kotów udających chleb. Pomijając już kwestię tego, że dajesz tym dość jasno do zrozumienia, jak bardzo cenisz video, zdjęcia, artykuły czy inne publikacje, po które sięgasz oraz ich twórców.
Posprzątaj!
Sprzątanie kont w serwisach społecznościowych jest jak sprzątanie chałupy: boli i jest to syzyfowa praca, ale raz na jakiś czas trzeba jednak ogarnąć, bo się utonie w oceanie śmieci. Niestety, aplikacja Manage Your Likes zniknęła z internetu, pozostaje więc czyszczenie manualne: kliknij zaznaczoną poniżej opcję „Zarządzaj sekcjami” na swoim profilu.
Zaznacz „polubienia” i zapisz. Następnie odśwież swój profil i ponownie klinij „więcej”, jak powyżej – na liście zobaczysz tym razem sekcję „polubienia”. Na moim screenie jest od razu widoczna, bo zrobiłam to wcześniej, u Ciebie prawdopodobnie jej nie ma, bo nie jest to opcja domyślnie włączona. Po kliknięciu „polubień” zobaczysz listę wszystkich stron, którymi możesz zarządzać. Sama muszę wyczyścić swoją ze wszystkich, które są już nieaktywne.
Jeśli chcesz mieć gwarancję, że nie przegapisz niczego, co Twoja ulubiona strona publikuje, włącz powiadomienia. Ja mam jest ustawione dla 3 grup i fanpage’a Brain Pickings: warto zdecydować się na taki krok w przypadku stron, które publikują naprawdę wartościowe treści w umiarkowanej ilości lub często podają istotne newsy o tematyce, która wyjątkowo Cię interesuje. To może być Twój ulubiony blog czy fanpage muzycznego idola, licz się tylko z tym, że w przypadku bardzo aktywnych osób tych powiadomień może być sporo. W takim wypadku lepiej zdecydować się na opcję „wyświetlaj najpierw” i po prostu regularne lajkowanie i komentowanie nowych statusów. Zwróć uwagę, że masz tam możliwość edycji tych opcji w celu lepszego dopasowania treści do Twoich potrzeb. Skorzystaj z niej.
Przepraszam, czy my się znamy?
Na Facebooku zadbaj nie tylko o siebie, ale i komfort innych ludzi i nie wysyłaj zaproszeń do znajomych, jeśli osobiście kogoś nie znasz, przynajmniej z rozmów online. I tak sobie na PV nie porozmawiacie, bo niby o czym, a szpanowanie tym, że „ma się w znajomych” jakiegoś celebrytę jest okrutnie słabe. Sama nie jestem żadną gwiazdą, a codziennie odbieram masę zaproszeń od ludzi, których nazwiska nic mi nie mówią: część z nich to, rzecz jasna, fejki i podstarzali panowie mieszkający #zagranico, który lubią internetowy podryw, ale całkiem sporo z tych osób to znajomi moich znajomych lub osoby, które przed chwilą brały udział w tej samej konwersacji, co ja. Podpowiem: większość aktywnych w sieci osób ma na profilu opcję „obserwuj”. Polecam z niej skorzystać. A jak się kiedyś poznamy – to znaczy przynajmniej raz odbędziemy prywatną rozmowę na Facebooku lub regularnie będziemy wchodzić ze sobą w interakcje w sieci i wytworzy się w efekcie między nami pewne porozumienie – wówczas pogadamy o przeniesieniu tej znajomości na kolejny poziom.
Co Twój profil mówi o Tobie
Pamiętaj, że nie ma czegoś takiego jak prywatność w social mediach: jeśli coś publikujesz, to jest to co najwyżej mniej lub bardziej publiczne. Nawet jeśli zablokujesz widoczność swoich postów lub całego konta dla osób postronnych, nigdy nie masz gwarancji, że ktoś nie skopiuje Twojego zdjęcia czy statusu i nie udostępni go publicznie. Widziałam dziesiątki takich wpadek: dziecięcą nagość, dowody zdrady, głupie wypowiedzi, ktore powodowały masę problemów, intymne detale z życia osobistego. Z tego powodu nie pozwalam sobie raczej robić zdjęć na imprezach i eventach, zdarza mi się żądać usunięcia tych, które zrobione były znienacka i mam świadomość, że kiedy coś piszę, muszę być gotowa wziąć na klatę konsekwencje tego w późniejszym czasie.
W mojej ostatniej pracy byłam kilkakrotnie zaangażowana w proces rekrutacyjny przy zatrudnianiu nowych pracowników. Zawsze sprawdzałam zawartość kont SM potencjalnych kandydatów. Jako że szukaliśmy przyszłych PRowców i specjalistów do obsługi kont klientów, miało to szczególne znaczenie, ale zrobiłabym to nawet gdyby chodziło o pracę w banku. Nie wyobrażam sobie pracować z kim, kto na pozór zachowuje się porządnie, a w sieci trudni się głównie obrażaniem ludzi i robieniem bydła. Twoje konto mówi o Tobie bardzo wiele i weź to pod uwagę, aplikując na wybrane stanowisko. Masz prawo mieć poglądy, poczucie humoru i określony gust, ale radykalizm, fanatyzm, arogancja i wulgarność prawdopodobnie nie przypadną nikomu do gustu. Podobnie jak błędy ortograficzne.
Ta zasada działa też w przypadku prywatnych relacji: żyjemy w czasach, w których łatwo jest sprawdzić, co też wypisują kandydatka na żonę lub potencjalny mąż. Nie umówiłabym się z kimś, kto śmieje się z rasistowskich żartów, nie potrafi sklecić w piśmie zdania po polsku, jest fanem Cejrowskiego albo uważa Paulo Coelho czy Jacka Piekarę za geniusza literatury. To by się i tak nie udało. Warto być szczerym, ale naprawdę – nie każdy musi wiedzieć, jak wyglądałeś, kiedy kuzyn Wiesiek spił Cię na weselu Kaśki i porzygałeś się na psa sąsiadów.
Zdradzę Ci też jeden sekret: nikt nie chce zatrudniać ludzi, którzy w opisie miejsca pracy mają informację „szlachta nie pracuje”, a w sekcji edukacji wpisują „Wyższą Szkołę Lansu i Baunsu”. Może nie ma to znaczenia przy pracach fizycznych, bo w takich zawodach sprawdza się inne kwalifikacje niż umiejętność zarządzania wizerunkiem publicznym, ale jak ktoś chwali się byciem idiotą i nierobem, to do myślenia za biurkiem raczej się nie nadaje. Jak jesteś taką szlachtą, to nie pracuj, tylko dalej proś matkę o pieniądze na piwo.
Zanim zaczniesz, przeczytaj:
- dlaczego lepiej dać sobie siana z publikowaniem zdjęć swoich dzieci w internecie i zamieszczaniem bardzo prywatnych historii: artykuł w F5 i mój tekst
- dlaczego algorytm Facebooka jest potrzebny – tłumaczy Artur Jabłoński
- jak używać Facebooka do celów zawodowych na Social Media Examiner
Instagram, czyli polub i daj się polubić
Na Instagramie działa taka sama zasada jak na Facebooku (ostatecznie to jedna firma): jeśli chcesz, żeby wyświetlały Ci się w feedzie zdjęcia ludzi, których życie lub fotografie Cię interesują, to POLUB JE. Bez tego po prostu zaczną znikać, bo algorytm słusznie założy, że masz je gdzieś. Druga sprawa, że jeśli chcesz, żeby ktokolwiek zobaczył i polubił Twoje zdjęcia oraz profil, to sam musisz dać coś od siebie na początek i postawić na interakcje. Poświęć kiedyś godzinkę, przejrzyj wszystkie konta, które obserwujesz w aplikacji, usuń te martwe, odlajkuj znajomych wrzucających jakieś paskudne rozmazane szare plamy i daj lajka każdej osobie, którą naprawdę chesz obserwować przy ostatnich 2-3 najlepszych Twoim zdaniem zdjęcia. Później (lub przed całą operacją) wrzuć swoje zdjęcie i po paru godzinach zobacz, jak wzrosła aktywność na Twoim profilu i jak teraz wygląda Twój feed. Lepiej? No pewnie, że lepiej.
Chcesz wiedzieć więcej? Przeczytaj moje teksty o Instagramie.
Twitter: Twój nowy dom
Kwintesencją tego interaktywnego podejścia jest recepta na Twittera, który pozostaje od dawna moją ulubioną społecznościówką. Także przez to, że nie ma tam póki co algorytmu i widzę WSZYSTKO, co sprawia, że muszę ograniczyć ilość obserwowanych kont. Regularnie usuwam te, które zaczynają przynudzac i publikują mało interesujące rzeczy, a do tego nie przejmuję się, ile czasu minęło od ostatniej publikacji: nie ma tu walki o zasięgi i nerwowego obserwowania żółtego paska pod statusem. I ludzie też jakby fajniejsi.
Kluczowa różnica między Facebookiem a Twitterem:
Na Facebooku są Twoi znajomi. Na Twitterze są Twoi nowi znajomi.
— Krzyś Kotkowicz (Mastodon: lancaster@social.lol) (@noobmister69) October 26, 2014
Pierwszym przykazaniem Twittera, oprócz tej interaktywności, jest rezygnacja ze wszystkich aplikacji i wtyczek, które samodzielnie publikują cokolwiek na Twoim koncie i zaśmiecają feed innym użytkownikom. Np. appka zliczająca aktywność na profilu w danym tygodniu. Publikowane z automatu powiadomienie z Instagrama o nowym zdjęciu na Twoim koncie. I wreszcie najgorsze: to cholerstwo, które spina Facebooka i Twittera i publikuje na tym drugim automatycznie wszystko to, co wrzucasz na pierwsze. Powie Ci to każdy użytkownik Twittera: korzystanie z tego badziewia to nie dość, że znak, że nie masz pojęcia, jak korzystać z narzędzia, to jeszcze co gorsza sygnał, że lekceważysz swoich odbiorców do tego stopnia, że nawet nie chce Ci się do nich pisać.
Argumenty ZA Twitterem:
– limit 140 znaków mocno wyrabia umiejętność precyzyjnego wyrażania się i wpływa pozytywnie na umiejętności copywirterskie
– możesz napisać tu rzeczy, których nie wypada powiedzieć nigdzie indziej
– nie ma tu Twoich znajomych, więc możesz obgadywać ich do woli
– masz dostęp do najśmieszniejszych złotych myśli, publikowanych bezmyślnie i na gorąco przez najlepszych komików tego kraju, tzn. radykalnych dziennikarzy i aktywistów oraz polityków wszystkich partii
– wiesz o tym, co dzieje się na świecie na długo przed tym, jak obudzą się duże media
– możesz wejść z bezpośrednią interakcję z pisarzami, artystami, muzykami i innymi takimi i liczyć na to, że oni naprawdę są po drugiej stronie, bo najczęściej są
Argumenty PRZECIWKO Twitterowi:
– trzeba myśleć
– na Twitterze są Rafał Ziemkiewicz, Tomasz Terlikowski, Tomasz Lis i jeszcze paru innych na tym poziomie
Nie zapomnij
Ważne: jeśli korzystasz z wielu mediów społecznościowych jednocześnie i masz aspiracje do bycia osobą publiczną (np. blogujesz, vlogujesz, jesteś influencerem), to NIE DUBLUJ TREŚCI. Nie wrzucaj tych samych linków i zdjęć w różne kanały o tej samej porze, chyba że jest to coś wyjątkowo ważnego i pilnego. Ale nawet wówczas zaplanuj to jakoś rozsądnie w czasie. Jeśli chcesz, żeby Twoi obserwujący śledzili, co robisz, we wszystkich możliwych miejscach, to daj im w każdym z tych miejsc coś zupełnie innego. Po co mam obserwować Twojego Instagrama, skoro każdą fotkę wrzucasz na Facebooka? Dlaczego mam sprawdzać, co robisz na Twitterze, skoro używasz, jak opóźniony technologicznie i komunikacyjnie, wtyczki, która przekleja tam automatycznie Twoje statusy z Facebooka?
Ilekroć chcesz coś opublikować lub zostawić gdzieś komentarz, zadaj sobie także jedno ważne pytanie: czy jeśli Twoja wypowiedzieć przyciągnie uwagę tysięcy osób i jakiś portal, gazeta albo stacja telewizyjna poprosi Cię o komentarz, nie będziesz musiał wstydzić się przed ludźmi i tłumaczyć, że nie to miałeś na myśli. Zastanów się, czy na pewno nie oczerniasz nikogo i nie oskarżasz bezpodstawnie w oparciu o wyssane z palca informacje lub plotki. Takie postępowanie może skończyć się pozwem o zniesławienie, utratą pracy lub innymi konsekwencjami. Pamiętaj: każdy ma coś na sumieniu. A internet pełen jest ludzi, którzy kolekcjonują print screeny. Na wszelki wypadek.