Trudno określić, do jakiego właściwie odbiorcy skierowane są „Bajeczki ekonomiczne” Macieja Rybińskiego. Ta mała, niebieska książeczka to zbiór krótkich alegorycznych opowiastek, politycznych satyr i pełnych zaangażowania rozważań autora na tematy ogólnospołeczne. I może właśnie przez to przemieszanie form i tematów pozycja ta jest nieco niespójna i nierówna pod względem poziomu.
Zdecydowanie najlepiej wypada Rybiński tam, gdzie pisze wprost, szczerze prezentując swoje teorie i popierając je argumentami. Nawet jeśli czytelnik nie zechce się z nim zgodzić, na pewno zostanie zmuszony do refleksji i określenia własnej postawy. Autor z pasją uderza między innymi w etos pracy i idee wspólnotowości, postulując uwolnienie gospodarki i pożegnanie się z reliktami komunizmu na dobre. Tam, gdzie wyraża swoje poglądy w formie krótkich felietonów oraz mini-wykładów, jest poważny i przekonujący – nawet gdy na potrzeby publikacji (przeznaczonej w końcu także dla laika) dokonuje pewnych uproszczeń, jawi się jako autorytet i znawca tematu. Z chwilą kiedy jednak sili się na poczucie humoru, wrażenie to pryska, a nieliczne ilustracje – chociaż przyjemne – nie są w stanie tego naprawić.
Bajeczki ekonomiczne dla wszystkich czyli dla nikogo?
Humor zastosowany w książeczce „Bajeczki ekonomiczne” opiera się głównie na rozbudowanych metaforach – autor ukrywa swoje poglądy na temat ekonomii pod postacią krótkich opowiastek o Smoku Wawelskim, Stumilowym Lesie i historyjek o królach i błaznach. Momentami sens tych historyjek rozmywa się nieco, jakby w którymś momencie forma stała się ważniejsza od treści – a i to nie wystarcza, aby uczynić „Bajeczki…” naprawdę zajmującymi. Największym minusem tej pozycji sa jednak odniesienia do polityki i działalności konkretnych osób – w momencie publikacji już nieco przestarzałe. Rybiński pisze o obecnej koalicji rządowej z udziałem LPR i Samoobrony, o której można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest obecną. O ile nawiązania do myśli Marksa czy Bootha wydają się w kontekście rozważań na temat ekonomii całkowicie na miejscu, o tyle owe polityczne interludia sprawiają wrażenie umieszczonych w tekście jedynie ku uciesze czytelnika, która zawsze z przyjemnością popatrzy na elity rządzące obrzucane błotem. Zamiast zająć się konstruktywną (nawet w postaci alegorii) krytyką systemu gospodarczego kolejnych rządów, autor skupia się nadmiernie na żarcikach z Ananicza, Belki czy Kwaśniewskiego, nie zawsze mogąc się zdecydować, czy napisać wprost o kogo chodzi, czy może ukryć nazwisko w kolejnym żarcie.
Oczywiście ta niewielka publikacja nie była wydawana z myślą o wypełnieniu luki na rynku w zakresie publikacji o współczesnej ekonomii – miała jedynie zwrócić uwagę na problem i w lekkiej, zabawnej formie przekazać czytelnikowy punkt widzenia odmienny od tego powszechnie propagowanego przez rząd. Jednak biorąc pod uwagę niewielką objętość tego dziełka i fakt, że przedstawione tu fakty z życia politycznego nijak mają się do obecnej codzienności przeciętnego Kowalskiego, lwia część treści jest jedynie historyczną ciekawostką pozbawioną mocy – jest to o tyle przykre, że datę wydania książki od rozpadu wspomnianej koalicji dzieli niemalże 6 lat i trudno zakładać, że niespełna 200-stronicowe dziełko w kieszonkowym formacie (do tego opatrzone ilustracjami) jest tworzonym przez dekady opus magnum autora. Trudno powiedzieć, czy publikacja ta powstała z tekstów wygrzebanych z głębi zakurzonej i omotanej pajęczynami szuflady, czy też autor jest aż tak skupiony na analizowaniu pewnych zjawisk, że nie zauważa przemian, które mają miejsce na jego oczach. Dodatkowo można odnieść wrażenie, że Maciej Rybiński tak bardzo skoncentował się na byciu dowcipnym, że gdzieś po drodze uciekło mu sedno tego wszystkiego i cel – w efekcie „Bajeczki ekonomiczne” są lekturą lekką, przyjemną i bezbolesną, z której w pamięci czytelnika nie zostaje niemalże nic. Szkoda.
„Bajeczki ekonomiczne” możesz kupić tutaj – drobny procent od sprzedaży książki trafi wówczas na moje konto. Dokonując zakupu, przyczyniasz się do rozwoju bloga i umożliwiasz mi odwlekanie w nieskończoność momentu, kiedy będę musiała wziąć się za prawdziwą pracę. Z góry dziękuję.
Znajdź mnie na Goodreads.
Jeśli nie chcesz przegapić kolejnych wpisów, obserwuj mnie na Facebooku lub Twitterze. Zwłaszcza na Twitterze. Tam jest po prostu fajniej. Jeśli jednak wolisz Facebooka, dołącz do mojej grupy „Wygrzebki: pretensje do kultury”, która w założeniu ma stać się miejscem do merytorycznej dyskusji na związane z kulturą tematy niekoniecznie z pierwszych stron gazet.