Ostatni człowiek na Ziemi: Peter Heller – „Gwiazdozbiór psa”
Literatura spod znaku postapo ma się świetnie, chociaż pierwszy rzut oka na cały gatunek nie budzi dobrych skojarzeń: kulturę współczesną zalały mniej lub bardziej niewydarzone i wtórne względem siebie książki oraz filmy, które zdają się sugerować wprost, że wyobraźnia twórców kończy się na bandzie tępych zombie złaknionych ludzkiego mięsa. Gwiazdozbiór psa tylko na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie kalki: samotny mężczyzna i jego pies, wyludniona po epidemii Ziemia, rozpaczliwe poszukiwania innych ocalałych – wydawać by się mogło, że to wszystko już było, że czytelnika nie da się już zaskoczyć i poruszyć. Nic bardziej mylnego.
Jeśli szukacie dynamicznej akcji, mrożących krew w żyłach opisów walk i strzelaniny, a na ich tle – Prawdziwego Amerykańskiego Bohatera, który na wzór Chucka Norrisa pokona wszelkie zagrożenia łącznie ze śmiercionośnymi mikrobami, od razu odłóżcie tę książkę na bok i poszukajcie czegoś z facetem strzelającym z karabinu do zombie na okładce. Literacki debiut Hellera przypadnie do gustu tylko tym, którzy cenią sobie głęboką refleksję humanistyczną i w prozie szukają przede wszystkim myśli, a nie taniej, prostej rozrywki. Bo Gwiazdozbiór do książek najłatwiejszych na pewno nie należy. Już w pierwszym momencie rzuca się oczy specyficzna struktura tekstu: dialogi wmontowane są w opisy, interpunkcja potraktowana została w sposób bardzo swobodny, sprzyjający intuicyjnemu traktowaniu przerw między poszczególnymi zdaniami, a krótkie opisy właściwej akcji oddzielają wielostronicowe strumienie świadomości głównego bohatera. Na spustoszony świat patrzymy oczyma Higa – Ostatniego Człowieka, może nie w sensie dosłownym, ale na pewno w rozumieniu filozoficznym. Nie ma tu miejsca na obiektywizm – rzeczywistość postrzegana jest jedyną realną, narrator jest uwięziony w przestrzeni, którą opisuje i my także stajemy się jej więźniami. Razem z Higiem oddychamy, tęsknimy, cierpimy po stracie przyjaciela. Heller w niesamowity sposób portretuje emocje swojego bohatera i sprawia, że empatyczne połączenie z nim staje się niemalże nieuniknione. Kiedy zauważamy tę pułapkę, jest już za późno: dzielimy z protagonistą cały jego ból i całą nadzieję.
Próba odbudowania świata sprzed epidemii nie polega tu na chęci przywrócenia ładu, starego porządku rzeczy: Duży Hig wie, że to niemożliwe. Próbuje jednak przeorganizować otaczającą go rzeczywistość w taki sposób, aby przestała być obcym terytorium, pasem ziemi niczyjej i została domem: tym, co znane, oswojone, względnie bezpieczne. Tym, czego warto bronić. Ostatecznie okazuje się jednak, że to za mało. Człowiek, jako istota społeczna nie jest w stanie zaspokoić swoich potrzeb samodzielnie czy też nawet w towarzystwie jednego kompana. Heller nie bawi się w subtelności: chodzi także o seks i dotyk, o zapach, o bliskość, o uścisk dłoni, o głos niosący się z oddali. Wszystko to sprawia, że Hig wyruszyć musi swoją Bestią w podróż, z której być może nie uda mu się już wrócić.
Gwiazdozbiór psa odczytany z konieczną mu uwagą nie pozostawia wyjścia, zmusza do głębokiej refleksji na temat człowieczeństwa i tego, co je konstytuuje. Ostatni Człowiek wie, że musi przetrwać, że musi chronić życie swoje i swojego towarzysza broni, jednak ma świadomość tego, gdzie przebiega granica, której przekroczyć mu nie wolno. Przy zdrowych zmysłach trzyma go tak naprawdę przede wszystkim pamięć o tym, kim był, kiedy nie musiał jeszcze walczyć o swój byt. Strzępy ulubionych wierszy, drobne przyjemności dnia codziennego, rzadkie chwile relaksu, wspomnienia o utraconych bliskich – wszystko to sprawia, że Hig jest w stanie oddać hołd zmarłemu przyjacielowi i poświęcić wszystko w imię snu o drugim człowieku. Czytelnik zostaje pozostawiony samemu sobie z pytaniem, czy byłby zdolny do zaryzykowania wszystkiego dla idei, czy może o sobie powiedzieć, że jego marzenia są warte więcej niż zwierzęca chęć przetrwania za wszelką cenę. Czy w obliczu braku sensu i celu jesteśmy w stanie nadać sobie ten sens samodzielnie? Czy na krok od zagłady pozostalibyśmy prawdziwymi ludźmi?
Peter Heller zadebiutował na rynku wydawniczym książką niesamowitą, która przez wielu została okrzyknięta wybitną. Apokalipsa chyba jeszcze nigdy nie była tak piękna, ale też nie bolała chyba nigdy bardziej. To trzeba przeczytać.
***
Książkę opisane w tekście możesz kupić za pośrednictwem linków afiliacyjnych – drobny procent od sprzedaży książki trafi wówczas na moje konto. Dokonując zakupu, przyczyniasz się do rozwoju bloga i umożliwiasz mi odwlekanie w nieskończoność momentu, kiedy będę musiała dorosnąć. Z góry dziękuję.
Znajdź mnie na Goodreads i czytaj razem ze mną najlepsze i najgorsze fragmenty na Instagramie.
Jeśli nie chcesz przegapić kolejnych wpisów, obserwuj mnie na Facebooku lub Twitterze. Zwłaszcza na Twitterze. Tam jest po prostu fajniej. Jeśli jednak wolisz Facebooka, dołącz do mojej grupy „Wygrzebki: pretensje do kultury”, która w założeniu ma być miejscem do merytorycznej dyskusji na związane z kulturą tematy niekoniecznie z pierwszych stron gazet.