Własnego bloga zaczęłam pisać w roku pańskim 2011. Do dziś pamiętam strony, na które wówczas zaglądałam i dziewczyny, pod wpływem których zapragnęłam robić to samo. Wiele z tych blogów już nie istnieje, ale spora część wyewoluowała w coś większego: dziś te strony należą do ambitnych i przebojowych kobiet, które rozwijają własne firmy, zakładają lub powiększają rodziny, zdobywają uznanie i krok po kroku zmieniają świat dookoła siebie.
To chyba właśnie z ich powodu drażnią mnie krytyczne uwagi pod adresem blogerów jako takich – kiedy myślę o polskiej blogosferze, w pierwszej chwili przychodza mi na myśl osoby, które szanuję i podziwiam nie tylko za to, kim są, ale także jakimi są ludźmi w bezpośrednim kontakcie. Gdyby ich zabrakło, internet stałby się nieco gorszym miejscem.
W roku 2018 nie trzeba już chyba nikogo zachęcać do czytania Asi Glogazy, Konrada Kruczkowskiego, Ryfki, Michała Szafrańskiego czy Zwierza Popkulturalnego. To oczywistość dla każdego, komu po drodze z tematyką i stylem, samych nazwisk czy nicków trudno jest nie znać. Wyrwane z kontekstu, Nishka, Miss Ferreira, Minerva, Mr Vintage, Stay Fly, Moja Dziewczyna Czyta Blogi, Janina Daily czy Volant radzą sobie świetnie bez dodatkowej reklamy – ale jeśli w którymkolwiek przypadku się mylę, zajrzyjcie do nich i sprawdzcie, czy to coś dla Was. Nie bez powodu ich blogi odwiedzają każdego miesiąca dziesiątki czy nawet setki tysięcy osób.
Od kilku dni jednak trwa Share Week, coroczna akcja organizowana przez Andrzeja Tucholskiego. Nie zawsze biorę w niej udział, bo tak po prawdzie nie zawsze o tym pamiętam, w tym roku jednak chciałabym podrzucić Wam kilka adresów; to te, które sama najczęściej ostatnio odwiedzam i które w jakiś sposób wpływają na moje życie. Odwiedźcie je koniecznie!
PiggyPEG (fanpage)
Dziewczyny z PiggyPEG, co powtarzam regularnie, zmieniły moje życie. To przez nie zaczęłam używać naturalnych kosmetyków i to one nauczyły mnie patrzeć uważnie na składy. Chociaż do dzisaj nie umiem owych składów odszyfrować, to dzięki tej stronie po prostu nie muszę. Często kupuje produkty, które autorki polecają, zarówno te pojawiające się na ich blogu jak i na fanpage’u. Znalazłam tam marki, o których nigdy wcześniej nie słyszałam! Jeśli też rozważacie przestawienie się na naturalne produkty, a nie wiecie, jak zacząć, gdzie je znaleźć, co wybrać lub wydaje Wam się, że tego rodzaju kosmetyki są szaleńczo drogie – zajrzyjcie tu koniecznie. Odwiedźcie ich stronę także wówczas, jeśli wydaje Wam się, że marki pokroju Ziaji maja cokolwiek wspólnego z naturą i dobrymi składami, a „apteczne” to synonim „nieszkodliwych”.
Mistycyzm popkulturowy (fanpage)
Rzadko czytam blogi o kulturze: głównie dlatego, żeby nie sugerować się cudzym zdaniem, ale także dlatego, że większość tego typu stron nie oferuje nic, czego nie wymyśliłabym sama. Mistycyzm popkulturowy jest jednym z wyjatków – znajduję tu rzeczy, które nieodwracalnie niszczą mi życie i rujnują dzieciństwo. Autor z zapamiętaniem wygrzebuje z popularnych dzieł kultury detale, które niepokoją, chociaż wcześniej nie zwracało się na nie najmniejszej uwagi. Analizuje dzieła kultury na poziomie dalece wykraczającym poza „podobało mnie się / nie podobało mnie się”, jak rasowy człowiek-akademik tropi smaczki, odniesienia, błędy i wypaczenia. Chociaż bywa hermetyczny, oferuje refleksje rażące celnością. W kwestii pisania o kulturze narzuca w blogosferze poziom – wynikający z rozległej wiedzy i wnikliwości – większości twórców niedostępny.
„Tam na dole” to mam stopy, czyli Proseksualna (fanpage)
Mam 30 lat, z czego przez niemal już połowę uprawiam seks, a z jej bloga wciąż dowiaduję się nowych rzeczy. To u Natalii po raz pierwszy przeczytałam o kubeczkach menstruacyjnych i to od niej dowiedziałam się, jakie nazwy mają czynności znane mi z praktyki i filmów lub w ogóle mi wcześniej nieznane. Cieszę się, że istnieją takie strony jak ta – fachowe, konkretne, rzetelne. Proseksualna i Pink Candy (skądinąd też Natalia) wykonują robotę, której krępuje się wykonywać państwo: uświadamiają. W sposób pozbawiony wstydu, skrępowania, pruderii i wulgarności mówią o rzeczach związanych z seksem i seksualnością z taką swobodą, jakby opowiadały o kosmetykach lub akcesoriach kuchennych. Warto czytać, warto podsunąć młodszym koleżankom, kuzynkom, nastoletnim córkom i synom. Edukacji seksualnej nie wolno zaniedbywać.
A na jakie blogi Wy zaglądacie najczęściej? Pamiętacie jeszcze, od jakich stron zaczynaliście?