Pobrałam tę grę z App Store’a następnego dnia po premierze, nie wiedząc o niej zupełnie nic: ominęły mnie zapowiedzi i obietnice, oczekiwania i nadzieje. I może to i lepiej, bo dopiero niedawno dotarło do mnie, jak wielu osobom „Harry Potter: Hogwarts Mystery” złamał serce. Powiedzmy sobie to szczerze: nie jest to, niestety, gra udana. I nie nawet, że nie ma potencjału, po prostu zastosowane tu rozwiązania odebrały rozgrywce całą frajdę.
Ale po kolei. Popularność „Harry’ego Pottera” po latach nieco osłabła, ale wciąż jeszcze nie odeszła całkowicie – powstają nowe filmy i książki, historia Harry’ego i spółki trafiła na deski teatrów, a w sklepach jest szeroki wybór gadżetów dla Potteromaniaków – od zabawnych mydełek luźno tylko nawiązujących do pierwowzorów aż po kompletne zestawy hogwartowych szat z różdżką, miotłą i kociołkiem.
Uwaga! Grafiki zamieszczone w galeriach mogą zawierać spoilery obejmujące 1.,2. i początek 3. roku nauki w Hogwarcie. Tekst nie zawiera spoilerów.
„Harry Potter: Skok Na Kasę”
Było zatem do przewidzenia, że nowa zabawka przyciągnie uwagę fanów. Ostatnie gry komputerowe osadzone w tym uniwersum ukazały się w 2011 („Harry Potter i Insygnia Śmierci: część II” – wszystkie platformy) i 2012 roku („Harry Potter for Kinect” – Xbox 360), po czym okularnik z blizną zniknął ze świata gamingu. Szkoda – chociaż minęło już wiele lat od premiery pierwszej części książkowej sagi, nie ulega wątpliwości, że wielu gamerów poświęciłoby parę godzin na sentymentalną wycieczkę do Hogwartu.
Być może na to właśnie liczyli twórcy „Harry Potter: Hogwarts Mystery”. Niestety, zapomnieli o jednym ważnym detalu: gra powinna służyć przede wszystkim rozrywce lub edukacji, a nie być być symulatorem wydawania pieniędzy. Tak po prawdzie, żaden to symulator – pieniądze są przecież jak najbardziej prawdziwe, a do tego niemałe. Mówimy bowiem o grze, w której nietrudno byłoby wydać setki dolarów tylko po to, żeby pograć przez kilka godzin bez przerwy.
Już na kilka dni po tym, jak „Harry Potter: Hogwarts Mystery” trafił do App Store’a i Google Play, na twórców wylała się krytyka i trzeba przyznać, że większość zarzutów była bardzo na miejscu.
A więc idziesz do Hogwartu…
Rozgrywka zaczyna się od zaprojektowania postaci i na tym etapie trudno jeszcze autorom cokolwiek strasznego zarzucić. Gracz może wybrać płeć bohatera/bohaterki, po czym samodzielnie określa kolor skóry, oczu, włosów, a nawet takie detale jak kształt nosa, brwi, owal twarzy i fryzurę. Chciałoby się powiedzieć – fajnie, ale trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że lepiej byłoby zrezygnować z tych nosów (z których i tak większość wygląda po prostu dziwnie) lub nienaturalnie rozciągniętych szczęk na rzecz np. budowy ciała. W Hogwarcie bowiem wszyscy są szczupli i dobrze wyglądają w obcisłych spodniach. Chociaż gra nie przewiduje wyjścia poza standardowy podział płci, to postać może być jak najbardziej androgyniczna, można pokusić się też o stypizowanie „na krzyż” – dzięki temu nie ma problemu ze stworzeniem żeńskiej bohaterki, której twarz, fryzura i ubrania nie będą jednoznacznie zdradzały płci (nie grałam postacią męską, ale zakładam, że jest podobnie). Szkoda tylko, że przy projektowaniu wyglądu nie można np. zafundować swojej postaci zielonych lub różowych (takie ma Tonks!) włosów – o ile brak zróżnicowanych sylwetek można jeszcze zrozumieć (twórcy musieliby wówczas dla każdej stylizacji przygotować po kilka wizualizacji), to tutaj można byłoby zaszaleć.
Stworzonej postaci można wybrać też odpowiednią garderobę: moja bohaterka bezustanni nosi szaty Hogwartu, bo po prostu wydaje mi się to najbardziej odpowiednie, ale jest też inny powód. Większość elementów odzieży i dodatków dostępnych w sklepiku jest zwyczajnie paskudna, a te, które mogłyby być interesujące, wymagają (w teorii niby nie, ale w praktyce – jak najbardziej) dokonania mikropłatności. Niemałych – koszty fryzur i akcesoriów wahają się od 50 do nawet 400 klejnotów, 25, 130 i 275 takich kamieni to wydatki rzędu (kolejno) 4,99 zł, 23,99 zł i 47,99 zł. Ergo: za prawie 50 złotych polskich możecie kupić swojej postaci fajną kieckę. Twórcy podeszli do tematu bardzo optymistycznie, pozwalając kupić jednocześnie nawet 3 125 klejnotów. Koszt tej przyjemności to – bagatela – 479,99 złotych. Trudno uwierzyć, że ktokolwiek zdecydowałby się na taki krok, chyba że mowa o dziecku grającym potajemnie na telefonie swojego rodzica.
Klejnoty, monety, energia czyli: rzuć pieniążek
W grze pojawia się kilka różnych obiektów do zbierania: za ukończenie kolejnych zadań postać otrzymuje punkty doświadczenia (XP), punkty Odwagi, Empatii i Wiedzy, monety, klejnoty oraz – rzadko – punkty energię. Nietrudno zgadnąć, dlaczego twórcy zdecydowali się na wprowadzenie do gry jednocześnie klejnotów i monet: złotymi pieniążkami płaci się za rzeczy, których i tak nikt nie chce kupić, a trudnymi do zdobycia lub bardzo drogimi (jeśli ktoś zdecyduje się wydać tu realne pieniądze) klejnotami można płacić za to, co w grze najważniejsze, czyli za punkty energii.
Energię bowiem traci się tu porażająco szybko. Na początku gry gracz magazynuje jedynie 24 (jeśli dobrze pamiętam) punkty energii, a na zregenerowanie każdego punktu czeka się 4 minuty. W momencie kiedy zaczęłam 3. rok w Hogwarcie, mogę magazynować już do 30 punktów energii, co sprawia, że potrzebuję dokładnie 2 godzin, żeby zobaczyć w pełni naładowany pasek. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że te nędzne 30 punktów to zbyt mało, żeby ukończyć większość zadań, zatem typowa rozgrywka w świecie „Harry Potter: Hogwarts Mystery” wygląda tak, że gra się przez około 30 sekund (maksymalnie parę minut), a potem czeka się dwie godziny.
Gra nie oferuje ponadto możliwości oglądania reklam jako metody płatności za punkty lub klejnoty, nie posiada bonusów pozwalających na nielimitowany czas gry czy dodatkowych zadań pobocznych albo minigier, które gwarantują uzupełnienie zasobów energii, nie ma także trybu premium. A szkoda – pomimo wszystkich niedociągnięć z chęcią zapłaciłabym za grę, której nie muszę przerywać co chwila i którą mogę się autentycznie pobawić.
Zanim Harry Potter uratował świat
Zadania podzielone w grze podzielić można z grubsza na lekcje (nauka kolejnych zaklęć, eliksirów itd.) oraz na te związane z fabułą. Ta zaś wydaje się póki co naprawdę ciekawa. Akcja zaczyna się na ulicy Pokątnej, gdzie nasz bohater/bohaterka spotyka Krukonkę Rowan Khannę i Ślizgonkę Merulę Snyde, główną antagonistkę. Niech nie zdziwi Was brak Harry’ego i spółki – historia ta ma miejsce na lata przed tym, jak młody Harry znalazł się w Hogwarcie, więc na korytarzach szkoły można spotkać m.in. Billa i Charlie’ego Wesleyów oraz Nymphadorę Tonks (która, co warto dodać, sprawia wrażenie kogoś, kto bardzo chętnie pakuje się w tarapaty). To odświeżające rozwiązanie: z jednej strony jest jakiś punkt zaczepienia i znajome nazwiska umilają rozgrywkę (zwłaszcza że kadra nauczycielska składa się z czarodziejów znanych z książek), z drugiej – to całkowicie nowa opowieść, nowa przygoda, której finału i kolejnych etapów nie możemy znać.
Ze spotkania na ulicy Pokątnej dowiadujemy się, że starszy brat naszego bohatera/bohaterki zniknął przed laty i został uznany za szaleńca parającego się mrocznymi sprawami. Z tego powodu od samego początku ciągnie się za nami nienajlepsza sława, a nazwisko jest powszechnie rozpoznawane. Cały Hogwart ma nas na oku – od Snape’a aż po prefekta naszego domu.
Celem naszej postaci jest, rzecz jasna, wyjaśnić tajemnicę zniknięcia brata i oczyścić jego (a zarazem i swoje) nazwisko. Kłopoty są w grze „Harry Potter: Hogwarts Mystery” oczywiście nieuniknione i zaczynają się niedługo po przybyciu do Hogwartu: bohater/bohaterka ma wizje, słyszy głosy, zauważa pewne niepokojące detale, a niedługo później staje twarzą w twarz z naprawdę poważnymi wyzwaniami. W międzyczasie musi też zaliczyć wszystkie przedmioty, stoczyć kilka pojedynków, pozyskać sprzymierzeńców i poznać wszystkie zakamarki zamku wraz z przyległościami.
Podaj, sprawdź i zamień jeżozwierza w poduszeczkę do szpilek
W pierwszym roku edukacji nasza postać uczestniczy w zajęciach z latania na miotle, Eliksirach i Zaklęciach. Nie jestem jednak pewna, czy to stałe elementy programu: sama podczas przydziału zasugerowałam Tiarze, że chciałabym dostać się do Ravenclawu, bo szanujmy się, to jedyny dom dla porządnych ludzi. Hufflepuff nie byłby jeszcze taki zły, ale spędzanie czasu w Slytherinie z rasistami albo w Gryffindorze z bandą ograniczonych jocków wydaje mi się kiepskim pomysłem. Istotne jednak, że opiekunem Ravenclawu jest profesor Flitwick, nauczyciel Zaklęć – czy gdybym zdecydowała się na Gryffindor, miałabym od początku zajęcia z Transmutacji?
Fabuła sugeruje, że prawdopodobnie nie: Transmutacja pojawia się w programie 2. roku, ale jak dotąd przyswojone tam zaklęcia nie były mi potrzebne podczas żadnego zadania, podobnie jak latanie na miotle. Eliksiry i Zaklęcia – tak i to wielokrotnie, chociaż nie zawsze to moja bohaterka była odpowiedzialna za rzucanie czarów i pichcenie tajemniczych wywarów.
Jeśli chodzi o same lekcje: te bywają momentami nieco irytujące, bo za każdym razem wyglądają dokładnie tak samo i trzeba je po prostu odbębnić, żeby ruszyć naprzód z przygodą. Trochę jak w życiu. Gorzej, że przed przystąpieniem do nauki właściwego zaklęcia czy warzenia eliksiru trzeba za każdym razem odbyć coś w rodzaju lekcji standardowej, podczas której należy po prostu wyklikać miliony „obserwuj”, przeczytaj”, „podaj”, „sprawdź” i „poćwicz”.
Najlepszym pomysłem jest tutaj samo rzucanie zaklęć: to i niektóre podobne czynności (jak podanie koleżance karteczki albo zamieszanie eliksiru) twórcy rozwiązali za pomocą przyjemnego w obsłudze, interaktywnego chwytu. Każde zaklęcie i czynność wymaga narysowania palcem na ekranie telefonu określonego wzoru (a dokładnie prześledzenia palcem wzoru pojawiającego się na ekranie zgodnie z określonym kierunkiem) – rysując spirale, mieszamy jednocześnie eliksir, pionowa kreska to poderwanie z ziemi miotły, swoje symbole mają zaklęcia Lumos czy Incendio, w podobny sposób uspokaja się też jeżozwierza, którego należy zamienić w poduszeczkę do szpilek podczas lekcji transmutacji. Niektóre z tych kształtów sa naprawdę skomplikowane, a błąd w rysowaniu skutkuje koniecznością powtórzenia czynności lub brakiem punktów.
Zaliczenie lekcji polega na zdobyciu określonej liczby gwiazdek, które można pozyskać dzięki klikaniu na podświetlone elementy na ekranie. To właśnie pochłania energię postaci – do zaliczenia jednej lekcji potrzeba czasami nawet i kilkunastu gwiazdek (np. 9 na lekcje wstępną i 5 na właściwą naukę), a zdobycie każdej gwiazdki do wydatek rzędu nawet kilkunastu punktów energii. Łatwo więc policzyć, że ukończenie zadania zajmuje nierzadko cały dzień, a do tego nie można przekroczyć limitów czasowych podanych przy określonych zadaniach – jeśli tak się stanie, gracz musi wykonać je jeszcze raz. To irytujące rozwiązanie – jeśli zdarzy nam się zapomnieć o grze i przegapić deadline, wcześniej wykonane czynności idą jak krew w piach, co wydłuża rozgrywkę. W efekcie „Harry Potter: Hogwarts Mystery” jest grą, która wymaga bezustannej uwagi, a że nie uzależnia przy tym swoją grywalnością, może frustrować graczy.
To jedna z tych gier, które należy kontrolować regularnie, przynajmniej kilka razy w ciągu dobry, co sprawia, że jest idealną zabawka dla tych, którzy potrzebują w toalecie czegoś do czytania: powinni oni bez problemu zdążyć wykonać wszystkie czynności, które w danym momencie są dostępne – i to nawet podczas krótkiego posiedzenia. Z uwagi jednak na ogromne oczekiwania, z jakimi zderzył się „Harry Potter: Hogwarts Mystery”, wydaje się to jednak mocno rozczarowujące. Gra została bowiem tak zaprojektowana, że z pustym paskiem energii nie da się w Hogwarcie robić nic ciekawego – nawet jeśli jakąś postać można zaczepić (bardzo rzadko) i wysłuchać, co ma do powiedzenia, to nie jest to nigdy nic ważnego ani zajmującego, z tych interakcji nie ma zazwyczaj też żadnych większych profitów.
Tajemnice łazienki prefektów
Wielość lokacji jest zdecydowanie plusem gry – chociaż rozgrywka jest dość statyczna, to eksplorowanie zakamarków Hogwartu stanowi niewątpliwą przyjemność i sama gram dalej także dlatego (jeśli nie przede wszystkim), żeby zobaczyć, jak wyglądają inne pomieszczenia i jak odbywają się lekcje.
W trzecim roku nauki w programie pojawia się Zielarstwo, w czwartym – Opieka nad Magicznymi Zwierzętami, w piątym – Obrona przed Czarną Magią i Historia Magii, w szóstym – Astronomia i Wróżbiarstwo. Do momentu odblokowania kolejnych poziomów postać nie ma wstępu do pomieszczeń, w których odbywają się te zajęcia – podobnie zresztą jak do wielu innych. Moja bohaterka może w każdej chwili wejść do pokoju wspólnego Ravenclawu, ale nie dostanie się do innych (chyba że wymaga tego jakieś zadanie). Do gabinetu Dumbledore’a można zapukać tylko po wcześniejszym zaproszeniu (lub wezwaniu), a łazienka prefektów jest – jak sama nazwa wskazuje – przeznaczona dla prefektów. Można jednak bez przeszkód zwiedzić Wielką Salę, skrzydło szpitalne czy podwórze oraz szkolne błonia. Na dostęp do kuchni, biblioteki, sowiarni czy Hogsmeade przyjdzie jeszcze czas.
Jak można zdobywać energię?
Jak już wspomniałam, pasek energii ładuje się z czasem, 1 punkt na 4 minuty (i od razu powiem, że przestawianie zegara nic tutaj nie da). Istnieją jednak sposoby, żeby pozyskać dodatkową energię w trakcie gry, chociaż nie ma ich zbyt wiele.
1. Ukończenie każdego etapu lekcji kończy się wyborem nagrody (podobnie jak ukończenie całej lekcji): można zdecydować się na punkty Odwagi, Wiedzy lub Empatii, można wybrać pieniądze, a czasami trafia się klejnot albo punkt energii. Sztuk jeden. Raz na jakiś czas po wykonaniu całego zadania można wybrać także slot na dodatkowy punkt energii i te zdecydowanie trzeba klikać – pozwolą magazynować więcej energii i dzięki temu grać dłużej.
2. Przejście na wyższy poziom doświadczenia (XP) skutkuje załadowaniem całego paska energii – na początku gry dzieje się to dosyć często, w tym momencie, kiedy zaczynam 3. rok nauki w Hogwarcie, następny level oznacza konieczność zdobycia ok. 3 tysięcy (na oko) punktów XP. To sporo, ale zdobywa się je tak czy inaczej, więc raz na jakiś czas można liczyć na miłą niespodziankę. Warto jednak pilnować tego paska postępu, żeby nie przeskoczyć na wyższy poziom w momencie, kiedy pasek energii jest i tak pełny – nic Wam to wówczas nie da.
3. W trakcie gry można (a nawet trzeba) też zacieśniać więzi z przyjaciółmi, spędzając z nimi czas i rozmawiając. Od niedawna dostępna jest opcja wspólnego jedzenia posiłków i pogaduszek oraz grania w Gargulki (Gobstones) – na początku raz na kilka godzin, z czasem te przerwy się wydłużają. Za odbycie takiego spotkania postać otrzymuje punkty przyjaźni, a przeskoczenie na wyższy poziom znajomości to bonusowe klejnoty, a potem także punkty energii. W tym momencie czekam na możliwość przejścia na 8 poziom znajomości z Rowan, za co otrzymam 15 punktów energii. Żeby dostać bonus za czas spędzony z przyjaciółmi, trzeba wykazać się minimalną wiedzą na ich temat oraz pamiętać nazwy eliksirów i zaklęć, których uczycie się w Hogwarcie, przydają się także wiadomości zapamiętane z książek. Bez obaw – nie ma tu przesadnie trudnych pytań, większości odpowiedzi można się domyśleć (zwłaszcza jeśli przyjrzycie się znaczkom obok każdej z sugerowanych odpowiedzi – jeśli macie wątpliwości, wybierajcie te, które są zgodne z wartościami promowanymi przez Wasz dom), a ponadto zagadki powtarzają się regularnie (co jest tak naprawdę ogromnym minusem), więc po kilku rundach można już odpowiadać z pamięci.
4. Kilka dodatkowych punktów (na chwilę obecną wiem o ośmiu) można także zdobyć, klikając ukryte obiekty w kolejnych lokacjach. Podobno ich lista cały czas się poszerza, warto więc sprawdzać regularnie. Obiekty można klikać co kilka godzin – nie jestem w stanie niestety powiedzieć, jak często, bo widzę, że nie regenerują się jednocześnie, w praktyce więc po prostu 2-3 razy dziennie robię przegląd wszystkich obiektów:
→ East Towers: pierwszy obraz jest pusty – po kliknięciu pojawi się w nim kobieta z bukietem kwiatów. Nieco dalej, w okolicy drabiny do sali, w której odbywają się zajęcia z wróżbiarstw, krąży kolorowy duch, prawdopodobnie poltergeist Irytek – po kliknięciu ucieknie (na początku gry widywałam Irytka na poziomie Lower Floor – West, ale wydaje mi się, że wówczas jeszcze nie było tej opcji pozyskiwania dodatkowych punktów energii po kliknięciu; mogę sie mylić, więc jeśli zobaczycie kolorowego duszka gdziekolwiek indziej – klikajcie);
→ West Towers: drugi obraz (ten koło łazienki prefektów) przedstawia kwiaty na beżowej tkaninie – po kliknięciu pojawi się ręka, która dorzuci do tego 3 pomarańcze (ten punkt regeneruje się najszybciej ze wszystkich);
→ Lower Floor – West: po prawej stronie wejścia do Wielkiej Sali jest kolumienka z wygaszonym paleniskiem – po kliknięciu zapłonie w niej ogień. Zaraz obok, po tej samej stronie wejścia, widać posągi 3 rycerzy: środowemu wypadł z rąk miecz, po kliknięciu złapie za niego, po czym wymieni na tarczę z rycerzem po swojej prawej;
→ Dungeons: w lochach pojawia się czasami skrzat domowy, stoi oparty o mur przez salą, w której odbywają się Eliksiry – po kliknięciu ucieknie;
→ Castle Grounds: na wysokości chatki Hagrida leży duży, brązowy kij – po kliknięciu podbiegnie do niego pies Hagrida, Kieł;
→ Lower Floor – East: między biblioteką i klasą, w której odbywają się zajęcią z historii magii, znajduje się ławka, leżą na niej rozrzucone w nieładzie książki – po kliknięciu ułożą się w zgrabny stosik;
→ Hogsmead (dostępne od 3. roku) – na końcu pierwszej uliczki znajduje się narciarz, po kliknięciu zjedzie w dół zbocza, dodając punkt energii.
5. Na energię można wymieniać klejnoty, te z kolei zdobywa się, kończąc kolejne zadania, zacieśniając więzi z przyjaciółmi lub kończąc rok szkolny, o ile uda się zdobyć Puchar Domów (nie ma obaw, gra jest tak zaprojektowana, że nie może się nie udać). Warto te obiekty zbierać wytrwale, nie wydawać ich na bzdury typu kiecki i oszczędzać na czarną chwilę, tzn. na takie momenty, w których na wykonanie zadania została minuta, Wy macie wyzerowany pasek energii, a do ukończenia misji potrzeba jeszcze tylko kilku kliknięć.
„Harry Potter: Hogwarts Mystery” – hit czy kit?
Gra została uznana za nieudaną i muszę przyznać, że sama nie zdecydowałabym się jej komukolwiek polecić jako źródła dobrej zabawy. Mnie jednak sprawia pewną przyjemność – nie jestem typem gracza, nie mam wielkich wymagań, naprawdę lubię to uniwersum i nie mam czasu, żeby spędzić na graniu kilka lub kilkanaście godzin za jednym zamachem. Gra, do której wracam co jakiś czas na kilkanaście sekund, to dla mnie miły przerywnik w pracy, nic więcej. Znikająca szybko energia nie pozwala mi zmarnować zbyt wiele czasu, a zdrowy rozsądek sprawia, że nie biorę pod uwagę mikropłatności. Chociaż chętnie wysupłałabym kasę za wyeliminowanie tego podstawowego problemu (naprawdę uważam, że podczas jednorazowej rozgrywki powinna być przynajmniej możliwość ukończenia jednego z rozdziałów – każdy rok nauki w Hogwarcie to 11-12 rozdziałów), to nie widzę kompletnie siebie płacącej kilka dyszek za kilkanaście minut zabawy. Za taką kwotę wolę się zabawić nad stekiem z frytkami.
Widzę, że twórcy gry wprowadzają zmiany w kolejnych aktualizacjach, mam więc nadzieję, że kolejne sprawią, że „Harry Potter: Hogwarts Mystery” stanie się wkrótce w pełni grywalny, zamiast być jedynie skokiem na kasę.
Póki co grę można pobrać za darmo, o ile macie naprawdę dużo cierpliwości i nie za wysokie wymagania. „Harry Potter: Hogwarts Mystery” dostępny jest w oryginalnej, angielskiej wersji językowej lub w sześciu innych – bez polskiej, ale płacić można złotówkami, więc wiecie – piękny gest.