Smok jak malowany
Prawdę mówiąc, wiele ostatnich postów w ogóle nie powinno się tu pojawić. Mogę Was zapewnić, że za każdym razem gdy czytacie mnie kiedy nie jestem w formie i myślicie „słabo”, ja myślę „bogowie, to jest taka nędza, że nie powinnam tego wrzucać”. Ale wrzucam. Po części dlatego, że ostatnio tak się wypstrykałam z kreatywnego myślenia, że najzwyczajniej na świecie nie stać mnie na nic więcej, a jedynie codzienne pisanie trzyma mnie w jakiejś formie.
Od jakiegoś czasu zastanawiam się, jak ugryźć tę całą kulturę. Jak o tym pisać tak, żeby było krótko i sensownie. I dochodzę do wniosku, że albo jedno, albo drugie – nie jest to temat, który mogę wyczerpać w 3 akapitach po kilka zdań każdy. A jeśli nie mogę wyczerpać tematu i powiedzieć wszystkiego, co chcę powiedzieć, to nie ma w ogóle sensu zaczynać. Ale póki co – nie mam siły. Mój mózg jest w atrofii, a nędzne efekty jego pracy muszę podzielić między zbyt wiele rzeczy. Dlatego nie będę szaleć i poprzestanę na szczegółach, zanim przejdę do ogółu.
Z tej okazji pokażę Wam dzisiaj coś fajnego. Miałam wrzucić te zdjęcia i nagranie już dawno temu, bo zrobiłam je podczas Festiwalu Etiuda&Anima, czyli – biorąc pod uwagę prędkość, z jaką obecnie teraźniejszość staje się historią starożytną – w okolicy średniowiecza. Oczywiście jakość nagrań jest okrutnie podła, ale co ja mogę na to – dysponuję jedynie smartfonem, kręcę z ręki, cudów nie ma.
Impreza polegała na tym, że pan malował smoka, a tłum się gapił. Brzmi może trochę słabo, ale naprawdę warto było to zobaczyć. Na oficjalnej stronie festiwalu znajdziecie opis:
Innyang Low, jest urodzonym w Singapurze, mieszkającym w Szwajcarii artystą, aktualnie dyrektorem EPAC na Azję. Tradycyjnych technik artystycznych oraz sztuki zatrzymania ruchu zwierząt uczył się od dziadka, fizyka i artysty z Tajwanu. Sięga do tradycyjnej kaligrafii i techniki akwareli, by tworzyć wielkoformatowe obrazy. Jego ulubionym motywem jest smok – symbol nieskończonego ruchu i energii witalnej.
Dlaczego smoki? W chińskich mitach uosabiają siłę, moc, witalność i mądrość (oraz wiele innych rzeczy). Innyang Low nauczył się malować je od ojca i dziadka, a każdy jego smok jest inny – jako strażnicy, przekazują myśl artysty i chronią od niepowodzenia.
I cóż ja mogę do tego dodać, zastanawiam się. Przyznam się Wam, że początkowo myślałam, że będę się nudzić. Wpadłam tam, żeby być, żeby wydobyć z festiwalu jak najwięcej i zobaczyć tyle, ile dam radę. Po kilku minutach dotarło do mnie jednak, że nie nudzę się wcale – zrelaksowałam się, pozwoliłam myślom krążyć gdzieś swobodnie i obserwowałam, jak Innyang Low rysuje smoka. Mam słabość do performance’u jako formy wyrazu – lubię patrzeć, jak coś powstaje, obserwować skupienie i wybuch ekspresji. Może dlatego, że zawsze interesowało mnie, jak działają różne rzeczy, w jaki sposób są skonstruowane i co powoduje, że działają. Na ludzi patrzę podobnie – obserwuję, zastanawiając się, co nimi powoduje, jakie emocje chcą przekazać, robiąc różne rzeczy.
Czy było warto? Nie wątpię, że tak.