Rzadko czytam fantastykę – z tymi książkami jest trochę tak, jak z filmami o miłości: tylko co dwudziesta okazuje się wart poświęconego czasu. Są oczywiście tytuły, po które każdy szanujący się mól książkowy powinien wcześniej czy później sięgnąć, ale wybieranie kolejnych pozycji na chybił-trafił przypomina ruską ruletkę. Możesz trafić na coś fajnego, ale bardziej prawdopodobne jest, że w Twoje ręce wpadnie jakieś pitu-pitu o smokach, elfach i księżniczkach w opresji.
China Miéville należy do tych pisarzy, których przeoczyć nie wolno, nawet jeśli deklarujesz, że nie jesteś fanem fantastyki. Poniższy tekst nie jest recenzją jego książki – tę (a przynajmniej coś, co ją mniej więcej przypomina) znajdziesz tutaj. Ale w tym tekście chciałabym poruszyć kwestię, wokół której zorientowany jest jeden z wątków pojawiających się w tym tytule. Niestety, nie jestem w stanie zrobić tego bez spoilerów – konkretnie jednego. Nie zmienia to może wiele, ale jeśli wolisz przeczytać tę obłędną książkę i odkryć to sam, nie czytaj poniższego tekstu.
Serio, nie czytaj.
Dobra, ale żeby potem nie było na mnie.
***
Kradzież wyboru drugiego stopnia z kompletnym nieposzanowaniem – tak określa swoją zbrodnię jeden z bohaterów książki, na dowód pokazując dwie rany po odciętych skrzydłach, które odjęto mu w ramach kary i zadośćuczynienia. Rasa, której przedstawicielem jest Yagharek, nie zna i nie uznaje takich określeń jak morderstwo, rabunek, oszustwo. Każda zbrodnia jest zawsze i bez wyjątku kradzieżą wyboru. Ta skomplikowana koncepcja powraca na niemal 600 stronach „Dworca Perdido” przynajmniej kilkakrotnie, ale do samego końca nie wiemy, co takiego zrobił okaleczony garuda. Targany poczuciem winy, ma świadomość tego, jak ciężkie popełnił przestępstwo, nie potrafi jednak pogodzić się z karą – chce latać. Prosi o pomoc naukowca, Isaaca Grimnebulina i w momencie kiedy ten podejmuje pracę nad zleceniem, pojawia się wyjaśnienie. Przed Isaakiem staje ofiara Yagharka.
– Jest winien – odpowiedział cicho Kar’uchai – kradzieży wyboru drugiego stopnia z kompletnym nieposzanowaniem.
– Ale co to znaczy?! – krzyknął Isaac. – Co on naprawdę zrobił? Czym jest ta pieprzona kradzież wyboru? Dla mnie to puste słowa!
– To jedyna zbrodnia, jaką znamy, Grimneb’lin – odrzekł Kar’uchai monotonnym, chrapliwym głosem. – Ukraść wybór to pozbawić kogoś możliwości wyboru… Zapomnieć o jego konkretnej sytuacji, uczynić go abstrakcyjnym, zapomnieć o tym, że wszyscy są elementami matrycy, że wszelkie czyny mają swoje konsekwencje. Nie wolno odbierać innej istocie możliwości wyboru… Przecież sama społeczność nie jest niczym innym, jak… sposobem na zapewnienie jednostkom… nam wszystkim… możliwości wyboru. – Kar’uchai wzruszył ramionami i wskazał ręką na otoczenie.
Piszecie czasami, że w jednym czy drugim tekście uchwyciłam dokładnie to, o czym myślicie. Tym razem to ja mam wrażenie, jakby ktoś z mojej głowy wyciągnął coś, co kołacze się tam od dawna, ale czego nie umiałam w pełni ubrać w słowa.
Centralną kategorią mojego systemu wartości jest wolność – rozumiana nie jako brak ograniczeń i kompletna samowolka, ale jako możliwość podejmowania decyzji. Możliwość dokonania wyboru. Uciekam od tych, którzy próbują mnie do czegoś zmusić, zrywam więzi z ludźmi, którzy stawiają przede mną ultimatum. Mogę zawiesić swoje zasady na kołku, złamać je dla kogoś, poświęcić się – ale jedynie wtedy, kiedy sama podejmę taką decyzję. Na presję reaguję agresją, bronię się przez ograniczeniem mojej woli.
Ze swojej strony nie próbuję nikogo zmieniać ani nawracać. Wiele rzeczy może mi się nie podobać, wielu nie akceptuję, pozwalam sobie na wyrażenie tego, że jestem czemuś przeciwna. Ale nigdy nie mówię innym, że powinni lub nie powinni czegoś robić, chyba, że w grę wchodzi czyjaś krzywda. Bo tu właśnie kończy się wolność człowieka.
– Włodarze waszego miasta… Mówią wciąż i mówią o jednostkach i ich prawach… a w istocie miażdżą je hierarchicznym systemem… aż wreszcie pozostaje im tylko jeden wybór: między trzema odmianami nędzy. My, mieszkańcy pustyni, mamy znacznie mniej. Czasem głodujemy, czasem odczuwamy pragnienie. Ale wszelkie wybory, jakich możemy dokonać, są dla nas dostępne. Chyba że ktoś się zapomni, że nie pomyśli o realiach cudzego życia, że zachowa się tak, jakby był samotną jednostką… Kradnąc pożywienie, odbiera innym możliwość wyboru: jeść czy nie jeść? Kłamiąc, że nie widział zwierzyny, odbiera innym szansę na udane polowanie. Atakując kogoś bez powodu, odbiera mu możliwość bycia nieposiniaczonym albo życia bez strachu. Dziecko, które kradnie płaszcz najbliższej osobie, aby nocą podchodzić zwierza… – ciągnął garuda – także odbiera jej wybór noszenia lub nienoszenia płaszcza, ale czyni to z poszanowaniem, może nawet z nadmiernym poszanowaniem.
To nie jest tak, że każdy ma prawo żyć w sposób, jaki mu odpowiada. Jest to zgodne z prawdą tylko o tyle, o ile sposób ten nie narusza bezpieczeństwa, godności i prawa do wyboru innych. Dlatego masz prawo nie lubić, nawet nienawidzić w głębi duszy, ale nie masz prawa uderzyć. Możesz nie tolerować, ale nie wolno Ci utrudniać życia. Nikt nie dał Ci władzy, żebyś decydował za innych, co jest dla nich najlepsze. Bo za każdym razem, kiedy skierujesz swoją decyzją czyjeś życie na określone tory, pozostaje ono Twoją odpowiedzialnością. Od tej pory każde potknięcie będzie Twoją winą.
To nie jest tak, że każdy ma prawo wychowywać dziecko tak, jak chce. Bo nikomu nie wolno stosować przemocy, znęcać się, wyrządzać krzywd. Nieważne, że krew z krwi, że to Ty jesteś ojcem lub matką, za każdym razem, kiedy mówisz do swojego dziecka, że jest głupie i do niczego się nie nadaje, odbierasz mu wybór, możliwość czucia się wartościowym i godnym szacunku. Z każdym wymierzonym ciosem dajesz do zrozumienia, że nie może nie czuć bólu i strachu.
– Inne kradzieże wiążą się jednak zazwyczaj z nieposzanowaniem. Zabić… ale nie na wojnie czy w samoobronie, tylko… zamordować, znaczy potraktować kogoś z tak kompletnym, absolutnym nieposzanowaniem, że pozbawia się go nie tylko wyboru „żyć lub nie żyć w danym momencie”, ale wszystkich wyborów, których ofiara mogłaby dokonać, gdyby żyła… Wybór rodzi wybór. Gdyby ofiara nie straciła prawa wyboru życia lub śmierci, być może podjęłaby decyzję, że będzie polować, łapać ryby w słonym bagnie, grać w kości, wyprawiać skóry, pisać wiersze albo gotować strawę… ale ta jedna, jedyna kradzież pozbawia ją wszystkich tych możliwości wyboru. I to właśnie jest kradzież wyboru najwyższego stopnia. Prawda jednak jest taka, że wszystkie kradzieże wyboru oznaczają ograniczenie czyjejś wolności nie tylko w czasie teraźniejszym, ale i w przyszłości. To, co zrobił Yagharek, było… ohydnym, straszliwym zapomnieniem. Kradzieżą drugiego stopnia.
To nie jest tak, że możesz rzucić kamieniem w stronę czarnoskórego chłopaka, Żyda albo pary gejów siedzących na ławce. To nie jest tak, że masz do tego prawo, że ktoś dał Ci moc decydowania o tym, jak powinien wyglądać świat. To nie jest tak, że ich istnienie godzi w Twoje osobiste dobro – to Ty jesteś tym, który powinien mieć obcięte skrzydła. Bo nawet jeśli nie chcesz na to patrzeć – masz wybór. Możesz odwrócić głowę. Oni nie mogą po prostu zmienić się dla Ciebie, przestać istnieć. A Ty nawet nie dajesz im wyboru, drogi ucieczki. Ty po prostu karzesz za to, kim są. I nie różnisz się niczym od psychopaty mordującego niewinne ofiary, od pedofilia i od złodzieja. Bo ktoś cierpi przez Ciebie nie dlatego, że zrobił coś złego, tylko dlatego, że jest. A Ty z tym faktem bycia nie potrafisz się pogodzić.
Bo to jest tak, że masz prawo mieć swoje zdanie. A cały świat ma prawo nie brać Twojego zdania pod uwagę, może zignorować je i pominąć milczeniem. Bo to jest tak, że nie wolno Ci podejmować decyzji, które dotyczą nie Ciebie, a innych świadomych istot. I cudza religia, moralność, przekonania i postępowanie nie leżą w Twojej gestii, dopóki nie zaczynają krzywdzić. Dopiero wtedy dostajesz to prawo i możesz bronić tego, co jest cenne – ale tylko wtedy. Bo za każdym razem, kiedy atakujesz dlatego, że czegoś nie potrafisz znieść, że przeszkadza Ci sam fakt istnienia czegoś – popełniasz zbrodnię. I koniec końców, nie zasługujesz na to, żeby latać.
– Co on zrobił?! – ryknął Isaac. Lin obudziła się z gwałtownym trzepotem dłoni i nerwowymi skurczami mięśni. Kar’uchai odpowiedział beznamiętnie.
– Sądzę, że nazwałbyś to gwałtem.
„Ach, więc sądzisz, że nazwałbym to gwałtem?” – pomyślał Isaac sarkastycznie, ale nawet ociekające sarkazmem myśli nie mogły stłumić zgrozy, która go ogarnęła. „Nazwałbym to gwałtem”. Nie mógł nic na to poradzić: wyobraźnia natychmiast zaczęła pracować pełną parą. Myślał, oczywiście, o samym akcie, który w jego mniemaniu był przejawem niewiarygodnej brutalności („Czy ją bił? Czy przycisnął do ziemi? Gdzie ją dopadł? Czy przeklinała go i walczyła?”). Jednak najsilniej podziałała na niego wizja wszystkich perspektyw, wszystkich możliwości wyboru, które Yagharek ukradł nieszczęsnej istocie. Obrazy przemykały przed oczami w błyskawicznym tempie. Wybór nieuprawiania seksu. Wybór nieodczuwania bólu. Wybór nieryzykowania ciąży. A potem… gdyby rzeczywiście zaszła w ciążę… Wybór niedokonywania aborcji? Wybór nierodzenia dziecka? Wybór traktowania Yagharka z szacunkiem? Isaac bezgłośnie poruszył ustami, ale to Kar’uchai przemówił:
– Ukradł mój wybór.
Minęło kilka niedorzecznie długich sekund, zanim sens tych słów dotarł do Isaaca. Wstrzymał oddech i szeroko otworzył oczy, teraz dopiero zauważając minimalne zgrubienie raczej symbolicznych piersi Kar, równie bezużytecznych jak olśniewające pióra rajskiego ptaka. Bardzo chciał coś powiedzieć, ale w zasadzie nie wiedział, co czuł. Nie było to w każdym razie nic wystarczająco jasnego, by dało się wyrazić słowami.
„Dworzec Perdido” oraz inne książki Chiny Mieville’a możesz kupić, klikając w powyższy baner reklamowy – drobny procent od sprzedaży książki trafi wówczas na moje konto. Dokonując zakupu, przyczyniasz się do rozwoju bloga i umożliwiasz mi odwlekanie w nieskończoność momentu, kiedy będę musiała wziąć się za prawdziwą pracę. Z góry dziękuję.
Znajdź mnie na Goodreads.
Jeśli nie chcesz przegapić kolejnych wpisów, obserwuj mnie na Facebooku lub Twitterze. Zwłaszcza na Twitterze. Tam jest po prostu fajniej. Jeśli jednak wolisz Facebooka, dołącz do mojej grupy „Wygrzebki: pretensje do kultury”, która w założeniu ma stać się miejscem do merytorycznej dyskusji na związane z kulturą tematy niekoniecznie z pierwszych stron gazet.