Magia czasu, magia obrazu: Instagram w teorii i praktyce + 10 kont, których nie możesz przegapić
Jakiś czas temu opublikowałam listę moich ulubionych kont na Instagramie (koniecznie sprawdźcie też komentarze) i całkiem ciepło to przyjęliście, więc może spróbujmy jeszcze raz. Tamte profile oczywiście wciąż polecam. Mój własny nie jest – niestety – zbiorem cudnych inspiracji i prowokujących do zazdrości zdjęć, więc nie spodziewajcie się cudów. Niemniej będzie fajnie, jak dołączycie do pozostałych followersów, bo ostatnio czuję ogromną potrzebę atencyjności: moja wewnętrzna attention whore ma chyba już dość tego, że przestałam udzielać się na fejsie.
Chciałabym obiecać sobie, że będę odtąd pisać regularnie i z jeszcze większą regularnością myśleć, ale przyznam się Wam, że znużenie coraz częściej bierze górę nad chęciami i najzwyczajniej w świecie wolę wtedy nic nie robić. Na pierwszym miejscu mojej listy fantazji związanych z łóżkiem niepodzielnie króluje „wyspać się”, a drugie miejsce zwykle obsadza „zawinąć się w burrito z kołdry i położyć się z książką”. Chciałabym być takim burrito przez przynajmniej tydzień, dzień po dniu z rzędu i konia z rzędem dam temu, kto mi to zapewni.
Ostatnio dowiedziałam się, że to, co tak często robię ze słowami, nazywa się paronomazją i od tamtej pory napawam się tą wiedzą. Dobrze jest wiedzieć. Zawsze lepiej, niż nie.
Niezmiernie lubię rzeczy ładne. Czasami tylko zdradza mnie fascynacja kiczem i brzydotą, rozpadem i gniciem, kiedy pod skorupką z porcelany czai się robactwo, a ja patrzę w niemym zachwycie i piszę jak szalona o warstwach, z których składa się życie i o tym, jak postrzegamy. Coraz częściej odrywam się od rzeczywistości, pisząc, i nie wiem już, czy to znak, że czas przestać, czy może właśnie – że coś się rozpoczyna. Bo wiesz, nie tak łatwo jest to zdefiniować: z jednej strony rozpościera się wolność, a z drugiej wiesz już przecież (w tym wieku powinieneś wiedzieć), że wolność jest – państwo wybaczą – rzeczą śmieszną i mrzonką.
Dzien dobry. Nie wierzę w wolność.
Instagram to naprawdę fajne ustrojstwo, zwłaszcza odkąd najmłodsi jego użytkownicy zaczęli masowo przenosić się na Snapchata. Chociaż może nie powinnam tego pisać, mając w pamięci poziom własnych fotograficznych dokonań, cieszy mnie coraz wyraźniejsza przewaga dobrych zdjęć nad bylejakością. Cieszy mnie możliwość prowadzenia własnego przynudnawego pamiętniczka, ale cudzych pamiętniczków nie śledzę – nie z powodu braku zainteresowania ich życiem nawet, ale z potrzeby dopieszczenia oczu. Być może to kolejny z efektów postępującego czasu: kiedy chcę sprawdzić, co u kogoś słychać, zagaduję doń na fejsie lub wręcz dzwonię. Obserwacja cudzego życia przez szybkę przestała mnie chyba zaspokajać: jest jak oglądanie porno, a przecież uważam się za fankę dobrego seksu.
Sama nie stosuję w zasadzie żadnej ze złotych rad speców od social mediów, chociaż przecież znam je na pamięć i nawet zdarzyło mi się kilka wdrożyć w godzinach pracy. Pamiętam więc, że na Instagramie niezwykle ważny jest pomysł na autoprezentację i konsekwencja, sposób przedstawiania treści (to już nieco oklepane rozwiązanie, ale wciąż bardzo efektowne – ten efekt można osiągnąć za pomocą aplikacji Tile Pic) i że nawet tam da się wprowadzić element grywalizacji (Mercedes robi to dobrze – kliknijcie w link na zdjęciu i sprawdźcie, co się stanie; inny przykład podobnego wykorzystania Instagrama znajdziecie też na koncie marki Hyundai). Wiem nawet, jakich narzędzi używają szafiarki, żeby obrobić swoje zdjęcia like a boss i być zawsze flawless w oczach swoich fanów (oraz co robią, żeby wyglądać szczupło na zdjęciach):
Czytam, co w sieci mają na temat Instagrama do powiedzenia blogerzy i dlatego wiem, czy Tołstoj i Dostojewski też korzystaliby z tej aplikacji oraz czyje zdjęcia najbardziej lubią Ola z Dużych Podróży (@tailsofwonders – „najlepsze foty podróżnicze, elo”), Asia ze Styledigger (@joannaglogaza) i Maciek (@troyann).
Śledzę techniczne nowinki na różych portalach i słucham, co mądrzejsi ode mnie mówią o możliwościach wykorzystania tego narzędzia. Wiem dzięki temu, jak najlepiej repostować zdjęcia i jak zrobić na Instagramie coś niestandardowego, co wyrwie wszystkich z butów.
Z ciekawych case’ów zapamiętałam na przykład konto Empiku promującego czytelnictwo poprzez zamieszczanie fragmentów-teaserów promowanych aktualnie książek. Chociaż dostrzegam tu raczej aspekt marketingowy, a nie misję społeczną, bo w misyjność Empiku zwyczajnie nie wierzę, to jednak doceniam. Podobnie jak cenię sobie pomysł Mazdy, która nie dość, że umie w efektowną prezentację treści, to jeszcze ogarnia wykorzystanie formatów innych niż zdjęcie:
Dzięki temu, że sporo czytam, wiem też, że Instagram to w zasadzie świnia i nie dość, że nie pozwala publikować zdjęć cycków (a zwala wszystko na Apple), to jeszcze bierze udział w promowaniu pewnych kanonów piękna przy jednoczesnym negowaniu widoków, które się w tym kanonie nie mieszczą. Instagram jest Amerykaninem, co widać dość mocno, gdy przyjrzeć się temu, czego zabrania – protestancka moralność i pełna pruderii hipokryzja zabraniają mu mówienia o menstruacji albo karmieniu piersią, ale spokojnie – jeśli masz tyłek jak dwie kule bilardowe, możesz go śmiało pokazać światu. Chyba że nie masz. To nie możesz.
Wszystko wskazuje jednak na to, że właśnie Instagram stanie się jednak liderem wśród social mediów i wcześniej czy później wygryzie konkurencję. Przygotowując się na tę okoliczność, staram się tam odnaleźć i udawać, że z obrazkami radzę sobie równie dobrze, co z tekstem (nie radzę sobie). Z tej okazji podrzucę Wam zwyczajowo 10 kont, które koniecznie powinniście tam obserwować i liczę w skrytości ducha na to, że z wdzięczności dacie follow, żeby mi się zgadzały fejm i hajs z bloga. W komentarzach wklejcie własne typy!
1. groehrs
Co moda ma wspólnego z jedzeniem? Na pierwszy rzut oka niewiele, bo przecież ludzie mody nie jedzą i żeby wcisnąć tyłek w te wszystkie modne kiecki, trzeba nosić rozmiar zero. Gretchen Röehrs stwierdziła jednak, że szykowne kreacje można stworzyć także… z jedzenia i narysowanym na kartkach papieru modelkom zafundowała smaczne stylizacje. Arbuz, maliny, sałata i grzyby – czego tu nie ma! Świetny pomysł, niesamowicie estetyczne wykonanie – po prostu piękna rzecz.
Surrealizm ma się świetnie – chociaż w malarstwie nie jest obecnie dominującym trendem, to w fotografii ma swoje wzloty. Tu w oszczędnej, subtelnej formie i stonowanej, chłodnej kolorystyce wycisza i uspokaja. Pobrzmiewają echa Magritte’a i fascynacja przestrzenią taką, jaką widział ją Chirico, chociaż geometria płaszczyzn i budowli zostaje zastąpiona falistą linią morza, zmiękczona. A mnie, nie wiedzieć czemu, przypomina się Arcimboldo.
3. joannakuchta
Sama nie wiem, dlaczego obserwuję Joannę „polish princess” Kuchtę. Pomijam to, że dziewczyna ma niesamowitą figurę (na Boga, spójrzcie na tę talię) – lubię to połączenie lalczynej urody, lekkiej perwersji i wszechobecnego różu. Jako wierna fanka przerysowanej estetyki lat 90. nie mogę nie docenić tych nostalgicznych ukłonów w stronę epoki, której Joanna pamiętać przecież nie może. Fani kampanii reklamowych American Apparel, świeżo upieczonego bankruta, z pewnością znajdą tu coś dla siebie.
Piękno nie zna wieku. Wiedzą to dobrze fani Alessandro, który obdarzony jest stylem, czarem i potężną dawką przystojności. Wizytówką 47-letniego modela są śnieżnobiała siwizna, starannie przycięta broda i tatuaże, które niepokornie wyzierają spod obłędnych stylizacji. Najlepiej wypada na zdjęciach wtedy, kiedy nie doklejają mu żadnej 20-letniej podfruwajki do boku: ostatecznie prawdziwa męskość nie potrzebuje takich gadżetów, żeby się obronić.
5. muradosmann
Czy jest jeszcze ktoś, kto nie zna tych zdjęć? Fotografie Murada Osmanna, na których kobieta oprowadza go po świecie pełnym przygód, stały się znakiem rozpoznawczym artysty i – nazwijmy to delikatnie – nieskończonym źródłem inspiracji dla tych, którym zabrakło kreatywności. Tajemnicza przewodniczka Murada, Nataly – dziś już żona – wprowadza fotografa w w miejsca zapierające dech w piersiach. Mocne, nasycone kolory, ostre kontrasty i (być może się mylę) lekki efekt posteryzacji tworzą styl, którego nie da się podrobić ani pomylić z nikim innym.
6. trotterpup
Sprawa jest prosta: buldożek francuski jest przebierany w różne śmieszne fatałaszki. Jak wiadomo, buldożery to jedne z najzabawniejszych psów w ogóle, więc w stroju świętego Mikołaja wyglądają już w ogóle tak, że można hiperwentylować ze śmiechu. Znajdą się pewnie tacy, którzy powiedzą, że to robienie z psa idioty i odbieranie mu godności, ale każdy, kto spotkał kiedyś buldożka francuskiego wie chyba, jak wiele jest w stanie poświęcić ten dumny potomek wilków dla ciasteczka.
7. zooborns
Twoja codzienna dawka słodyczy i uroczości: małe zwierzątka. Młodziutkie koale, pandy, liski, wilczki, króliki, słonie, żyrafy i zebry. Niedźwiedzie. Leniwce. Tapiry. Skunksy. Wszystkie one są bezapelacyjnie słodkie i cudne.
To w sumie zadziwiające, że chyba tylko człowiek rodzi młode, które nie są dla wszystkich innych ludzi obiektywnie zachwycające.
Barbie, która ma lepsze życie, niż Ty. Prawdziwa hipsterka. Fotografuje swoje stopy i kubek ze Starbunia, czasami zalega w liściach, jara się przyrodą i wolnością, kiedy szlaja się po lasach ze swoim chłopakiem odzianym w czerwoną kraciastą koszulę, gapi się przez okno na padający deszcz, a poranki lubi spędzać w łóżku, gdzie w białej pościeli sączy z równie białej filiżanki kawę z wzorkiem pływającym w piance. Całość okrasza złotymi myślami na temat kreatywności, samorozwoju i bycia autentycznym. Sociality Barbie zabierze wszystko, co kochasz i zrobi z tego plastikowy banał. Na jej profilu odnajdziesz strzępy życia ludzi, do których – chociaż nie chcesz tego przyznać głośno – aspirujesz. Sociality Barbie pokaże Ci life in plastic – it’s fantastic.
A najlepsze jest w tym wszystkim to, że prawdopodobnie bez wahania możesz wskazać Instagramy, które wyglądają tak samo, tyle że są prowadzone przez prawdziwych ludzi.
9. mz09art
Instagram to nie tylko zdjęcia: Julio Cesar fotografie przerabia na utrzymane w komiksowej stylistyce rysunki. Czasami sięga po przypadkowych użytkowników internetu, innym razem bierze na celownik influencerów i mikrocelebrytów, a od czas do czasu dorzuci do pieca gwiazdą porno z okładki znanego magazynu. Nie zmieniają się tylko charakterstyczna kreska i mocne kolory. Podobieństwo? Uderzające.
10. logreglan
Mundurowi z Reykjavíku prowadzą konto na Insta. Ta informacja jest dobra sama w sobie, ale nabiera jeszcze więcej mocy po zapoznaniu się z zawartościu profilu: codzienne życie islandzkich policjantów pokazane jest w humorystyczny i ciepły sposób, a projekt nie pozostawia nikogo obojętnym. Trzeba przyznać: świetny PR!