Popełniłam kiedyś taki tekst, licząc na to, że jeśli napiszę coś publicznie na blogu, to zmotywuje mnie to do wywiązania się ze złożonej sobie obietnicy. Okazało się oczywiście, że nic nie jest mnie w stanie zmotywować, bo moim zwierzęciem totemicznym jest leniwiec i we dwójkę w pogardzie mamy wszelkie formy przymusu. Z 10 filmów, który zamieściłam na tamtej liście, wciąż nie widziałam jeszcze „I Bóg stworzył kobietę”, a nie chcę kłamać, że wszystkie pozostałe pozycje zaliczyłam owego maja, jak zakładałam. Nie wszystkie wspominam też ciepło. Przez „Alice” na ten przykład przebrnęłam z trudnością z powodu rybiookiej Mii Farrow, która w każdym filmie gra kobietę na poziomie umysłowym i emocjonalnym 12-latki i to takiej średnio bystrej. Zabolała mnie też 3. część „Ojca chrzestnego”, ale tu mogę przynajmniej oddać sprawiedliwość – wiele osób mówiło mi, że film jest kiepski. Szkoda, że nikt mi nie powiedział, że Sofia Coppola stoi aktorsko o jeden stopień niżej niż Kasia Cichopek. Aż do seansu nie wierzyłam, że w ogóle jest jakiś stopień niżej.
Reszta to filmy dobre aż do wybitnych, chociaż „Salo” nie obejrzę już nigdy więcej, za żadne pieniądze: mniej więcej w p0łowie musiałam zrobić sobie przerwę i iść się przewietrzyć z papierosem na balkon, żeby uspokoić trochę żołądek i powstrzymać go przez puszczeniem pawia na biurko. Czy tylko ja jestem takim mięczakiem? Do tej pory raczej mi się to nie zdarzało, ale jak nie rusza mnie gore, tak harce z fekaliami są ponad moją wytrzymałość. O zgrozo.
Średnio entuzjastycznie, chociaż z szacunkiem, podchodzę też do „Requiem dla snu” – mam wrażenie, że gdybym obejrzała go dekadę temu, moje odczucia były inne, a tak mam wrażenie lekkiego napuszenia i stanowczo zbyt dużej egzaltacji. Z czystym sumieniem polecam Wam natomiast „Dzieciątko z Macon”, jeśli macie mocne nerwy. Seans zdecydowanie ułatwia przynajmniej podstawowa wiedza z zakresu religioznawstwa (konkretnie teorii mitu i fenomenologii) oraz miłość do Ralpha Fiennesa. Jako że posiadam obydwa, „Dzieciątku” daję 10 na 10.
Ponieważ jednak przeraża mnie, że moje życie osuwa się w chaos i brak systematyczności dotarł na bloga w postaci przerażająco rozległej, postanowiłam więc przynajmniej udawać, że ogarniam i że jestem w stanie wykrzesać z siebie nieco dyscypliny wewnętrznej. W związku z tym otwieram tym wpisem cykl, do udziału w którym Was zapraszam – wszelkie sugestie i rady będą mile widziane, zachęcam Was również do odhaczania wymienionych pozycji razem ze mną i do tworzenia własnych list (#nadrabianiezaległości, YOLO). Za miesiąc spotkamy się w kolejnym tekście omawiając pozycje, które uda nam się wykreślić z listy „to do”.
W efekcie wszyscy będziemy mądrzejsi i będziemy jeszcze bardziej wymądrzać się w towarzystwie. Nie do pogardzenia, co nie?
STYCZEŃ 2015
1. Dyktator (The Great Dictator, reż. Charles Chaplin, 1940);
2. Wielki Gatsby (The Great Gatsby, reż. Francis Ford Coppola, 1974);
3. Cały ten zgiełk (All That Jazz, reż. Bob Fosse, 1979);
4. Kolor purpury (The Color Purple, reż. Menno Meyjes, 1985);
5. Stowarzyszenie umarłych poetów (Dead Poets Society, reż. Peter Weir, 1989) – serio, ja tego nigdy nie widziałam w całości;
6. Forrest Gump (Forrest Gump, reż. Eric Roth, 1994) – widziałam jako dzieciak i nie pamiętam nic oprócz pudełka czekoladek, więc wypadałoby temat odświeżyć;
7. Adaptacja (Adaptation, reż. Spike Jonze, 2002);
8. Aviator (The Aviator, reż. Martin Scorsese, 2004) – oglądałam jedynie fragmenty i zachwyciły mnie, więc jest to silny kandydat na priorytet;
9. Samotny mężczyzna (A Single Man, reż. Tom Ford, 2009);
10. Teoria wszystkiego (The Theory of Everything, reż. James Marsh, 2014).
1. Stephen Clarke – Merde! Rok w Paryżu (wyd. W.A.B., 2006);
2. Marek Krajewski – Arena szczurów (wyd. Znak, 2015) – zostawiłam sobie na potem i jakoś tak się złożyło, że potem nie nadeszło;
3. Tilar J. Mazzeo – Hotel Ritz. Życie, śmierć i zdrada w Paryżu (wyd. Znak, 2015).
1. Z archiwum X (The X-Files, Chris Carter, 1993-2002) – lubię nadrabiać stare, zakończone już seriale, a tym zaraził mnie Tobiasz podczas weekendu, który spędziłam u niego w Warszawie; obecnie jestem gdzieś na początku 5 sezonu i już wiem, że nie zdążę przed premierą nowego serialu, ale jeśli wyemitują drugi sezon, to będę już na pewno na bieżąco;
2. Czarne lustro (Black Mirror, Charlie Brooker, 2011-) – mam do nadrobienia 2. sezon;
3. Mr. Robot (Mr. Robot, Sam Esmail, 2015-) – bo to jeden z najgłośniejszych tytułów ostatniego roku;
4. Hemlock Grove (Hemlock Grove, 2013-) – bo pierwszy sezon wbił mnie w podłogę klimatem i zdjęciami, pokazując jednocześnie, że o wampirach da się mówić z godnością, a folklor stanowi niewyczerpane źródło inspiracji; do obejrzenia pozostały mi sezon 2. i 3.;
5. Breaking Bad (Breaking Bad, Vince Gilligan, 2008-2013) – zacięłam się gdzieś na początku 4. sezonu i wciąż nie mogę się zebrać do dokończenia całości. Nie daje mi to spokoju!
1. Julia Marcell – Sentiments (2014)
2. Kendrick Lamar – To Pimp a Butterfly (2015)
3. Jamie XX – In Colour (2015)
4. Grimes – Art Angels (2015)
5. Vince Staples – Summertime ’06 (2015)
6. Tame Impala – Currents (2015)
7. Sufjan Stevens – Carrie & Lowell (2015)
8. Björk – Vulnicura (2015)
9. FKA twigs – M3LL155X (2015)
10. Titus Andronicus – The Most Lamentable Tragedy (2015)