Jak zaplanować wyjazd na festiwal filmowy?
Od kilku lat regularnie biorę udział w polskich festiwalach filmowych – to jedna z tych rzeczy, na które czekam tak, jak niektórzy wypatrują Bożego Narodzenia. Uwielbiam atmosferę, możliwość spotkania dawno niewidzianych znajomych i oczywiście same filmy, których zawsze staram się obejrzeć jak najwięcej. Nauczona doświadczeniem, wiem jednak, że bez odpowiedniego przygotowania wyjazd na festiwal filmowy może nie być aż tak udany – zwłaszcza jeśli idzie o wydarzenia takie jak Nowe Horyzonty, podczas których walka o wejściówki na najbardziej oblegane pokazy jest naprawdę zażarta.
Jestem we Wrocławiu na mojej pierwszej edycji American Film Festival – udział w tym wydarzeniu marzył mi się przez ostatnie dwa lata, ale był nie do pogodzenia z ilością wolnych od pracy dni i udziałem w innych, podobnych imprezach. Teraz wreszcie – jako freelancer – mogę sobie na to pozwolić. Zostawiam Was zatem tymczasem z krótkim (ha ha) przewodnikiem, z którego nauczycie się, jak przeżyć w festiwalowym świecie.
Karnet czy bilety?
W przypadku niektórych festiwali tę decyzję należy podjąć nawet na kilka miesięcy przed wydarzeniem, a już na pewno na długo przed ogłoszeniem programu. Stali bywalcy nie mają z tym problemu, znając poziom konkretnych imprez i dobór tytułów – wiadomo, że na Nowych Horyzontach będzie zawsze sporo filmów z Cannes, a na AFF – z Sundance. Te ostatnie pojawią się na pewno także na OFF Camerze w Krakowie, Gdynia zaoferuje przegląd polskiego kina, Pięć Smaków – azjatyckiego, a Sputnik – rosyjskie nowości. I tak dalej.
Nie sugerujcie się raczej więc tytułami, bo większości z nich i tak nie będziecie kojarzyć – festiwale filmowe to przede wszystkim kino niezależne, alternatywne i prędzej doczekacie się tam projekcji czegoś nakręconego telefonem komórkowym niż blockbustera. Jedyne tytuły, które trafią potem do multipleksów to właśnie te z festiwalu w Cannes, które gwarantuję głośne nazwiska i odpowiedni splendor – nawet jednak i te nie zagoszczą na ekranach Cinema City przesadnie długo, a może być, że trafią tylko do wybranych kin w większych miastach.
Podejmując decyzję o rodzaju wejściówki, zastanówcie się przede wszystkim, ile filmów jesteście w stanie obejrzeć jednego dnia. Jeśli Wasze maksimum to 1 lub 2, odpuśćcie sobie raczej karnet, zwłaszcza w przypadku takich imprez jak Nowe Horyzonty, gdzie karnet to wydatek rzędu 350zł (uprzedzając nadzieje – akredytacja prasowa kosztuje tam dokładnie tyle samo). Łatwo policzyć, że ktoś, kto przyjąłby, że chce płacić max 10 zł za bilet, musiałby obejrzeć w ciągu 10 dni aż 35 filmów – to naprawdę sporo i mnie samej jeszcze nigdy się to nie udało. Weźcie pod uwagę, że możecie trafić na film, który przeczołga Was emocjonalnie do tego stopnia, że będziecie potrzebowali dłuższej przerwy i 4 projekcji dziennie po prostu możecie nie dać rady zaliczyć, zwłaszcza jeśli to Wasz pierwszy festiwal w życiu.
W przypadku tańszych festiwali można skusić się na karnet, warto jednak wówczas kupić go jak najwcześniej żeby załapać się na niższą cenę – im bliżej do festiwalu, tym karnety będą droższe, mogą się wyprzedać (na NH to norma), a sprzedaż niekoniecznie trwa aż do ostatniej chwili. Zazwyczaj wręcz właśnie nie trwa. Spóźnialskim zostają bilety na konkretne seanse, które w pakietach można nabyć taniej – to dobra opcja dla tych, którzy realnie planują obejrzeć np. 5, 10, 15 albo 20 filmów.
Zarezerwuj nocleg
To jak dla mnie jedna z najważniejszych rzeczy w kontekście festiwalu. Jeśli kupiliście z wyprzedzeniem karnet i jesteście na 100% pewni, że jedziecie, to warto iść od razu za ciosem i zarezerwować miejsce do spania. Najtwardsi zawodnicy robią to już w momencie ogłoszenia precyzyjnej daty festiwalu, czasami na wiele, wiele miesięcy wcześniej – chociaż wydaje się to zabawne, znalezienie hostelu w pobliżu kina Nowe Horyzonty na kilka dni przed festiwalem w sensownej cenie graniczy z cudem.
Ja najchętniej korzystam z Airbnb – odkąd używam tego systemu rezerwacji, nie miałam ani jednej nieprzyjemnej czy dziwnej sytuacji i nigdy nie zetknęłam się z jakimikolwiek problemami. To najlepsza opcja z możliwych, jeśli lubicie czuć się naprawdę komfortowo i „jak w domu” i łakniecie prywatności. Albo kiedy podróżujecie z kimś (np. z partnerem lub przyjaciółmi) i dążycie do zredukowania kosztów. Hostel w centrum miasta wcale nie będzie jednak tańszy, jeśli marzy się Wam jednoosobowy pokój z łazienką – z mojego punktu widzenia w takiej sytuacji lepiej jest wynająć nawet pokój w prywatnym mieszkaniu, bo przynajmniej szansa na pluskwy w łóżku i brudną lodówkę we wspólnej kuchni znacząco spada.
Jeśli zalogujecie się do portalu z powyższego linka (o tego), otrzymacie 100 zł na pierwszą podróż (koszt całej rezerwacji musi wynosić min. 300zł, aby wykorzystać tę kwotę) i taka sama kwota trafi do mnie. Zachęcam Was naprawdę gorąco do udziału w tym programie: za każdą zaproszoną osobę, która zarezerwuje nocleg, otrzymacie kolejne 50 zł (w zależności od kursu euro). Odkąd korzystam z Airbnb, nazbierałam w ten sposób kilka tysięcy złotych na różne wyjazdy i widzę, że moi znajomi robią to samo. Gdyby nie to, że podczas zbliżającego się festiwalu będę nocować u koleżanki, mogłabym pozwolić sobie na to, żeby wynająć mieszkanie i w ogóle za to nie płacić. W tej sytuacji jednak zbieram dalej środki na jakiś fajny zagraniczny wyjazd na przynajmniej 2 tygodnie…
Airbnbn przebija moim zdaniem hotel dwoma rzeczami: a) własną kuchnią z czajnikiem i nierzadko ekspresem do kawy, w której mogę zjeść lekką kolację i przechować coś w lodówce, nie będąc zmuszoną do spożywania wszystkich posiłków na mieście; b) prywatnością i świętym spokojem; c) przestrzenią przystosowaną do życia, czyli – jeśli dobrze wybierzecie mieszkanie – kącikiem, który można wykorzystać do pracy, co w hotelach czasami zawodzi i to mocno. Chyba, że wynajmujecie pokój w standardzie bussiness, ale wtedy to już raczej kwestia oszczędności Was nie dotyczy.
Zaplanuj!
Ostatnio wspominałam o tym, jak układam swój plan festiwalowy – to najważniejsza i moim zdaniem najbardziej ekscytująca część przygotowań do wyjazdu, a nie wiem, czy i w ogóle nie jedna z moich najukochańszych czynności związanych z festiwalami. Tyle zakreślania, układania, porównywania!
Jeśli interesujecie się kinem, prawdopodobnie z wyprzedzeniem wiecie już, które pozycje na pewno musicie zaliczyć – dla mnie są to zawsze filmy nominowane do Złotej Palmy i zwycięzcy z Sundance. Do tego zawsze dochodzi coś, co przegapiłam wcześniej, filmy wyróżnione na danym festiwalu w obiegłym roku oraz interesujące retrospektywy. Na tym etapie zwykle mam już na liście przynajmniej 15 tytułów i wokół nich obudowuję swój plan. Jednocześnie wykreślam to, co już widziałam i to, czego oglądać w ogóle nawet nie zamierzam, jak np. dzieła wyróżnione na festiwalu w Rotterdamie. Bez entuzjazmu podchodzę także do selekcji z Berlina. Lubię za to Locarno i mam sentyment do Wenecji.
Przygotowując się do AFF, zaznaczyłam po prostu wszystko, co przyjechało z Cannes i czego nie było na Nowych Horyzontach, dorzuciłam cały pakiet filmów nominowanych do Nowojorskich Niezależnych Nagród Filmowych Gotham i parę filmów z konkursu głownego Sundance. Pozostałe luki uzupełniłam, sprawdzając konkretne tytuły – opisy, trailery, opinie krytyków i publiczności. W porównaniu z planowaniem harmonogramu na Nowe Horyzonty AFF to rurki z kremem.
Planując taki wyjazd weźcie pod uwagę, czy w swoim mieście macie kino studyjne – jeśli tak, to warto sprawdzić na stronach polskich dystrybutorów, czy zamierzają wprowadzić dany film i jeśli tak – to kiedy. Na AFF mogłabym bez problemu zrezygnować ze „Zwierząt nocy” i „American honey”, bo obydwa będą wyświetlane w Cinema City, a karta Unlimited sama się nie zwróci. Wiele niszowych filmów pojawia się też dość szybko w legalnej dystrybucji w sieci i telewizji, np. na Sundance Channel i Netflixie.
Co najważniejsze – zawsze mierzcie siły na zamiary. Jeśli planujecie wybrać się na 5 filmów, to zastanówcie się, którego z nich będzie Wam najmniej szkoda, jeśli np. rano stwierdzicie, że musicie dłużej pospać, po którymś z seansów będziecie potrzebować przerwy lub wieczorem poczujecie silne zmęczenie. 5 seansów jednego dnia to bardzo dużo, zwłaszcza jeśli przerwy pomiędzy nimi są krótkie, a same filmy trwają powyżej 2 godzin. Przemyślcie, czy na pewno zdążycie coś zjeść pomiędzy seansami? Napić się kawy? Skorzystać z toalety?
Zaprzyjaźnij się z mapą
W przypadku festiwali takich jak OFF Camera musicie wziąć pod uwagę jeszcze coś innego: tutaj festiwal odbywa się z kilku kinach jednocześnie i o ile z ARSu dostaniecie się pod Barany w ciągu 5 minut (wskazany truchcik), to na dotarcie do Kijowa potrzebować będziecie przynajmniej 15-20, a do Mikro – jeszcze więcej. Nie wszystkie te kina są w dodatku w miejscach oczywistych – ul. Lea czy Krowoderska znajdują się już poza Plantami i z pewnością przyda się Wam mapka, a najlepiej – wcześniejszy rekonesans. Chociaż wydawałoby się, że ze znalezieniem miejsca serwującego kawę i posiłki nie będzie tu trudno, to pamiętajcie – jesteście w chyba najbardziej zapchanym turystami mieście w Polsce w okolicy długiego weekendu majowego. To nie jest sport dla słabych i warto zakładać tu przynajmniej 30-minutowe przerwy między seansami (co nie jest łatwe, kiedy patrzy się na program), zwłaszcza, że koniec końców mówimy o Krakowie, gdzie nic nigdy nie zaczyna się punktualnie, a spóźnienia traktuje się bardzo lekko. Tak że nie zdziwcie się, kiedy projekcje w kinie ARS będą łapały obsuwę za obsuwą, żeby w okolicy 4. tego dnia seansu mieć już łącznie ok. godzinne opóźnienie. Zdarza się.
Waszym najlepszym kumplem podczas festiwalu w mieście, którego nie znacie, będzie mapa Google’a i aplikacja Jak dojadę – z tym duetem powinniście przetrwać. Ze swojej strony radzę planować z mapą wszystko i poruszać się zawsze w rejonie kina lub kin jeśli zamierzacie naprawdę skupić się na filmach – nie liczcie raczej na to, że podczas pobytu we Wrocławiu wyskoczycie sobie do ZOO i tego samego dnia pykniecie jeszcze 3 filmy, to się po prostu nie uda.
Dobrze zrobić sobie listę polecanych miejsc, gdzie możecie zjeść w przystępnej cenie (podczas Nowych Horyzontów jem często w barze mlecznym oddalonym od kina o jakieś 50 metrów – mają tam kopytka za 4 ziko). Festiwal filmowy to nie multipleks i prawdopodobnie nie zostaniecie – na szczęście wpuszczeni na salę nie tylko ze śmierdzącym kebabem ale także i z chipsami. Z drugiej strony może nie jest to palący problem w innych miastach, ale jeśli władujecie się w Krakowie z ulicy do pierwszej lepszej knajpki na Starym Mieście, to po pierwsze cena może Was przyprawić o zawał, po drugie żarcie może być paskudne jak cholera i po trzecie obsługa może być stereotypowo krakowska, czyli – użyjmy eufemizmu – żyjąca w rytmie i tempie slow. Wiadomo – turystom można wcisnąć dosłownie wszystko.
Sprawdź wydarzenia towarzyszące i system rezerwacji
Festiwal filmowy to zazwyczaj nie tylko projekcje, ale masa wydarzeń towarzyszących: imprezy w klubach festiwalowych, koncerty, wystawy, spotkania z twórcami, wykłady, warsztaty i wiele, wiele innych. Tegorocznej edycji OFF Camery towarzyszył np. konwent serialowy Serialkon, a podczas Nowych Horyzontów każdej nocy można wybrać się na Midnight Show – tajemniczą wystawę, która trwa dokładnie godzinę i codziennie wygląda inaczej. Cały czas sobie obiecuję, że w końcu tam kiedyś dotrę.
Sprawdźcie zatem dokładnie ofertę organizatorów, bo może się okazać, że zrezygnujecie z niejednej projekcji, żeby wybrać się na spotkanie z ulubionym reżyserem lub artystyczny performance. Pamiętajcie też, że przyjeżdżacie do miasta, które na co dzień dysponuje swoją własną ofertą kulturalną i na pewno ma jakieś ciekawe muzea, galerie, parki czy inne rozrywkowe przybytki, które warto zaliczyć. We Wrocławiu do moich ulubionych miejsc należą Ogród Botaniczny i Ogród Japoński, ogromne ZOO, galeria Awangarda BWA oraz samo Stare Miasto, po którym uwielbiam chodzić. Uwielbiam też wszechobecne murale i graffiti w przejściach podziemnych, Ostrów Tumski i Wyspę Słodową. Wiem – nic oryginalnego. Wciąż mam jednak nadzieję, że któregoś dnia uda mi się przyjechać do Wrocławia na dłużej i mieć na tyle wolnego czasu, żeby poznać go od innej strony niż poszukiwanie kolejnych malunków na ścianach wewnętrznych dziedzińców.
Ostatnia ważna sprawa to system rezerwacji i kupna biletów – nie musicie martwić się o to do niemalże ostatniej chwili, ale warto się psychnicznie przygotować. Pierwsza sprawa to odpowiedź na pytanie, czy dany festial ma rezerwacje elektroniczne, czy trzeba odstać swoje w kolejce do kasy – jeśli to pierwsze, to doczytajcie koniecznie, o której ruszają rezerwacje – w przypadku Nowych Horyzontów bilety na wiekszość pokazów przypadających następnego dnia są już rozdane ok. minuty po starcie systemu. Wejściówki zwykle rezerwuje się lub odbiera na dzień przed pokazami, po maksymalnie jednym filmie w każdym bloku godzinowym – można oczywiście zrobić to dopiero tego samego dnia, ale istnieje szansa, że zabraknie miejsc. Nawet na OFFie, na którym nie trzeba specjalnie mocno walczyć o bilety, miejsca na najciekawsze seanse rozchodzą się jak świeże bułeczki i jeśli zapomnicie wyklikać swoje tytuły, to po zawodach.
Oczywiście zawsze może zwolnić się coś w ostatniej chwili, dlatego warto monitorować system i dopytywać w kasach – sami też zwalniajcie miejsca, jeśli wiecie, że nie dotrzecie na dany seans: bez odblokowania wejściówki nie dostaniecie się na inną projekcję w tym samym bloku godzinowym, poza tym to kwestia szacunku wobec innych uczestników imprezy, którym może zależy bardziej niż Wam. Na Nowych Horyzontach dostaniecie 5 punktów karnych za każdy film, na którym się nie pojawicie i którego nie odblokujecie maksymalnie 15 minut przed pokazem. Zawsze noście ze sobą karnet lub akredytację! Są na niech zakodowane Wasze wejściówki lub dopiero w połączeniu z identyfikatorem ważność zyskują pobrane w kasie bezpłatne bilety. Dzięki nim wejdziecie także na imprezy towarzyszące, a być może załapiecie się na jakieś dodatkowe zniżki w partnerujących festiwalowi miejscach.
Udanych festiwali!
Featured photo credit:
acase1968 via Visual Hunt / CC BY-NC-ND