Nadrabianie studia Ghibli: „Mój sąsiad Totoro”, Księżniczka Mononoke”, „Nausicaä z Doliny Wiatru”, „Laputa – podniebny zamek” i „Rodzinka Yamadów”
Kocham animację japońską. Boli mnie fakt, że dla wielu osób to tylko „śmieszne chińskie kreskówki”, jak mawia mój znajomy. Jeśli myśląc o anime macie w głowach jedynie obraz „Czarodziejki z księżyca” i „Dragon Ball”, to nawet nie wiecie, co tracicie.
Animacja jest często niesłusznie dyskryminowana. Bo „dziecinna”. Dziecinna? Dobija mnie, kiedy słyszę taki komentarz z ust kogoś, kto śmiał się na „Kac Vegas” (ja w sumie też się śmiałam, ale nie w tym rzecz), nigdy nie oglądał „Walca z Baszirem”, ale śmiało zakłada, że skoro produkcja jest animowana, to adresowana jest automatycznie do młodszej widowni. Znam dziesiątki rysunkowych i w pełni komputerowych produkcji, które prezentują o niebo wyższy poziom niż wspaniała większość amerykańskiej kinematografii – ale pewnym ludziom po prostu nie przemówisz do rozsądku.
Nie oznacza to, że wszyscy muszą taki styl kochać. Po prostu – warto spróbować, zamiast bredzić o tym, że nie lubi się czegoś, o czym nie ma się tak naprawdę bladego pojęcia. A jeśli forma jest dla Was ważniejsza niż treść… cóż, w takiej sytuacji chyba Was nie przekonam. Ale jeśli jesteście uprzedzeni do anime i sami nie wiecie dlaczego, jeśli jakimś cudem nie widzieliście nigdy żadnej z produkcji Ghibli (czy to w ogóle możliwe?), to kontakt z nimi jest chyba najlepszą drogą do zamienienia każdego przeciwnika w zagorzałego fana. Sama wciąż nie obejrzałam wszystkich filmów studia, ale mam zamiar nadrobić szybko zaległości. Naprawdę warto!
PS – Pamiętajcie: oglądajcie tylko w oryginalnej wersji językowej, z polskimi lub angielskimi napisami. Dopiero później możecie zobaczyć wersję z dubbingiem, ale wtedy prawdopodobnie ją znienawidzicie.
Pozostałe części cyklu o filmach studia Ghibli znajdziecie tu i tu.