Jak wspominałam ostatnio, moją festiwalową listę priorytetów podczas Nowych Horyzontów otwierają zawsze filmy z konkursu głównego w Cannes. W tym roku przyjechało ich aż 11, z czego udało mi się dotrzeć na 8. Misję uważam za wykonaną.
3. Sieranevada (reż. Cristi Puiu, 2016) – 9/10 ♥
Rodzinne piekiełko w kinie już dawno nie było tak zachwycające: „Sieranevada” nie tylko poraża przejmująco dobitnym poczuciem humoru i realizmem prezentowanych scen, ale i imponuje brawurą. Niemal 3-godzinny komediodramat rozgrywa się w zdecydowanej większości w klaustrofobicznej przestrzeni zagraconego mieszkania i chociaż za oknami stopniowo zapada zmrok, a atmosfera staje się coraz bardziej napięta, to od błyskotliwych dialogów i drobnych absurdów nie sposób się oderwać.
W kilka minut po tym, jak Lary i Laura przekraczają progi mieszkania, widza porywa tornado rodzinnego przyjęcia, tak dobrze znanego każdemu, kto kiedykolwiek słuchał przy świątecznym stole rozmów rodziców, dziadków i zastępu wujków oraz ciotek. Nie bez powodu cel tego zgromadzenia jest przez dłuższy czas odbiorcy zupełnie nieznany: niełatwo odgadnąć, co skłoniło członków rodziny do zebrania się w tym dniu i dlaczego wciąż nie mogą zasiąść do kolacji. I nie to, żeby nie próbowali – na drodze do pełnych żołądków stają im po prostu kolejne debaty, oczekiwanie na spóźniającego się – ważnego! – gościa, zbuntowana córka z pijaną w sztok koleżanką z Chorwacji, teorie spiskowe na temat World Trade Center i spory rojalistów z komunistami. Brzmi znajomo? To dopiero początek podobieństw.
Kamera krąży po całym mieszkaniu, towarzysząc raz to Lary’emu, raz pozostałym członkom rodziny podczas wędrówek po pokojach, w których rozgrywają się małe i większe dramaty, wzbogacające narrację o kontekst scenki z życia i pożycia. Siwa od papierosowego dymu i wibrująca od zażartych kłótni kuchnia zakrzywia czasoprzestrzeń, pożerając bohaterów na długie minuty i wypluwając ich z powrotem w labirynt mieszkania. W miarę upływu czasu ściany zdają się do siebie przybliżać, pogłębiająca się szarówka wzmaga poczucie osaczenia i uczucie duszności, a jednak obserwuje się ten spektakl z niesłabnącą fascynacją, śmiejąc się – nieco przez łzy – z groteski tak dobrze przecież znanej.
Kiedy w końcu wyjaśnia się powód zwołania rodzinnego zgromadzenia, nieprzypadkowo miejscem służącym refleksji i konfrontacji z własnymi emocjami staje się wnętrze samochodu, do którego – niby z innych powodów, ale jednak – uciekają Lary i Laura. Ten intymny moment mocno kontrastuje z rodzinnym tyglem, w którym przeżywa się kolektywnie, a więc za głośno i nieco bezrefleksyjnie, chłonąc i przetwarzając odczucia pozostałych biesiadników.
Opinia, według której „Sieranevada” była najlepszym lub przynajmniej jednym z najlepszych filmów tegorocznej edycji festiwalu, powtarzała się często. Nadróbcie ten tytuł koniecznie, jeśli tylko będziecie mieli taką możliwość.


