Amazon Prime Video – czy warto wykupić abonament w Polsce?
Mniej więcej w połowie ubiegłego roku połasiłam się na trial Amazon Prime Video. Po 7 dniach zapomniałam o odpięciu karty, serwis pobrał opłatę za pierwszy miesiąc, a że ta nie była wysoka, jakoś tak zostałam. Z subskrypcji zrezygnowałam dopiero niedawno, dochodząc do wniosku, że nie jestem w stanie oglądać wszystkiego i Netflix, karta Cinema City Unlimited oraz nielimitowany dostęp do bazy Vod.pl, najlepszego serwisu streamingowego w Polsce pod względem oferty, w zupełności zaspokajają moje potrzeby. W ciągu ostatniego półrocza często odpowiadałam jednak na pytania znajomych, ciekawych tego, czy opłaca się wykupić abonament Amazon Prime Video i co też ta platforma ma do zaoferowania widzowi. Jeśli i Wy jesteście ciekawi, odpowiedź znajdziecie poniżej.
Jeszcze niżej.
Jeszcze trochę niżej.
Cóż, to nie jest takie proste. Podobnie jak w przypadku każdego innego serwisu streamingowego wszystko zależy od potrzeb konkretnego użytkownika. Znam osoby, które uważają, że „na Netflixie nie ma nic ciekawego”, bo nie oglądają za bardzo seriali, domagają sie głównie gorących kinowych nowości (najlepiej nastepnego dnia po premierze), a są jednocześnie zbyt skąpi, żeby zapłacić za bilet do kina. Nie wiem, czy istnieje rozwiązanie dla takich osób. Z drugiej strony sama nie opłacałam dotąd abonamentu w HBO Go (głównie z powodu niemożności wykupienia samej usługi bez opłacania TV – co właśnie uległo zmianie) czy Showmaxie: ostatecznie z czegoś po prostu trzeba zrezygnować, zarówno w kontekście finansów jak i czasu.
Nie da się ukryć, że oferta Amazon Prime Video w Polsce nie imponuje. Firma na chwilę obecną nie oferuje polskiej wersji serwisu i nie wszystkie dostępne Polakom materiały mają adekwatne napisy lub lektora / dubbing. Już samo to dla wielu osób będzie przeszkodą i zniechęci do wykupienia usługi. Zwłaszcza że przy bliższym spojrzeniu okazuje się, że brak tu filmów naprawdę nowych, staroci za to jest w bród. Cóż jednak komu po starociach, skoro można je legalnie nadrobić na innych serwisach, w tym na CHILI Cinema, które obecnie oferuje nowym użytkownikom voucher o wartości 80 zł do wykorzystania głównie na starsze produkcje z wydzielonej bazy (żeby zdobyć voucher, należy przy rejestracji konta wpisać kod BEMYCHILI – uwaga, przez jedno „L” w środku; kod trzeba wykorzystać do końca marca, ale środki zachowują ważność aż do końca czerwca – w ramach tej kwoty spokojnie wybierzecie nawet kilkanaście filmów do obejrzenia)?
Z drugiej jednak strony cena abonamentu w Amazon Prime Video nie jest wysoka: po zakończeniu siedmiodniowego okresu próbnego z karty pobierana jest co miesiąc opłata w wysokości 2,99 euro, a po upływie 6 miesięcy – 5,99 euro. O ile ta druga kwota może już skłaniać do przemyśleć, to pierwsza zdecydowanie warta jest uwagi. Za ok. 13 złotych miesięcznie (zależnie od kursu waluty) można nadrobić sporo naprawdę dobrych (chociaż raczej starszych) filmów i obejrzeć trochę seriali. A najdalej po pół roku bez najmniejszego problemu przerwać subskrypcję. Jeśli jesteście weteranami streamingu i oglądacie naprawdę dużo w sieci, prawdopodobnie uporacie się ze wszystkim, co Amazon Prime Video ma do zaoferowania w czasie znacznie krótszym niż te 6 miesięcy.
Na początku bieżącego roku serwis VODnews opublikował informację, z której wynika, że Amazon szykuje dla Polaków coś więcej i że jeszcze w tym roku możemy spodziewać się całkowitego spolszczenia serwisu oraz poszerzenia oferty. Jeśli do tego dojdzie, to w połączeniu z zapowiadanymi przez Komisję Europejską zmianami w rejonie geoblockingu w sieci będziemy już naprawdę blisko cywilizacji: do kompletu brakować nam będzie właściwie jeszcze tylko Hulu i może – dla fanów anime – spolszczonej wersji serwisu Crunchyroll lub jego lokalnego odpowiednika.
Tymczasem jednak jakie Amazon Prime Video jest, każdy widzi. A w zasadzie to niestety nie każdy, bo nie da się przeglądać zasobów serwisu bez opłaconego abonamentu (i poza okresem próbnym). I tu wchodzę ja, cała na biało, żeby powiedzieć Wam, co tam można w ogóle znaleźć pod koniec marca roku pańskiego 2018.
SERIALE
Z polskimi napisami (a czasami nawet i z lektorem / dubbingiem)
Amazon Prime Video, jak już wspominałam, być może nie rozpieszcza, ale to nie znaczy, że nie oferuje zupełnie nic: znajdziecie tu m.in. rzekomo bardzo dobry serial „Rescue Me” o codziennym życiu i pracy strażaków z Nowego Jorku (7 sezonów), intrygujący przynajmniej na początku thriller „Falling Water”, który sama zaczęłam oglądać (2 sezony), a także kultowe już dla wielu amerykańskie „The Office”, czyli „Biuro” (9 sezonów). Fani mockumentów pokroju tego ostatniego docenią zapewne także dostępność 7 sezonów „Parks & Recreation” – chociaż sama nie przebrnęłam przez żaden z tych seriali, mam świadomość, że to właśnie one mogą przyciągnąć do serwisu sporą widownię.
Jeśli macie ochotę ponadrabiać starocie, możecie odpalić tu „Dawson’s Creek”, czyli „Jezioro marzeń” – wszystkie 6 sezonów. Jeżeli jednak wolicie rozlew krwi, zagadki i przeraźliwie suche dialogi (jak ja), to ucieszy Was z pewnością to, że można legalnie pyknąć sobie „CSI: Crime Scene Investigation” (to ten z akcją osadzoną w Las Vegas) – niestety, jedynie sezony od 9 do 16, czego wyjaśnić nie jestem w stanie. Podobnie jest zresztą w przypadku podobnego stylem, chociaż ponoć lepszego serialu „NCIS” („Navy NCIS: Naval Criminal Investigative Service”) – w serwisie dostępne są sezony od 9 do 13. Frustrujące dla kogoś, kto chciał serial obejrzeć od samego początku, nawet jeśli to tylko procedural.
W ramach usługi Amazon Prime Video można obejrzeć także w całości serial „House M.D.” („Dr House”) – wszystkie 7 sezonów. Pytanie, po co; ta produkcja kiepsko się zestarzała i dziś razi cokolwiek niestosownymi żartami. Jeśli jednak ostał się jeszcze na świecie ktoś, kto jeszcze tego nie obejrzał, to może. A jeśli już grzebiemy w antykach, to na Amazonie znaleźć można również „Two and a Half Men”, czyli „Dwóch i pół” z Charliem Sheenem – jeden z tych seriali, do których oglądania za bardzo nie wypada się przyznawać, a co dopiero do śmiania się z prezentowanych tam żartów. Na masochistów czeka jednak całe 12 sezonów.
Ale nie myślcie, że musicie grzebać się w takich nieświeżych propozycjach: możecie śmiało sięgnąć po świetny prawniczy serial „The Good Wife”, czyli „Żonę idealną” – 7 sezonów swoistego combo „House of Cards” z „Suits”, tylko znacznie lepszego od tego ostatniego, z niesamowicie ciekawą główną postacią kobiecą (inne postaci kobiece też są zresztą świetnie napisane), wyborną muzyką i fabułą, która w między 3 a 5 sezonem nie pozwala oderwać się od monitora (co nie oznacza, że wcześniejsze i późniejsze sezony są kiepskie, bynajmniej). Jeśli polubicie ten serial, po zakończeniu odpalcie od razu jego spin-off, czyli „The Good Fight” („Sprawa idealna” – póki co dostępny jest pierwszy sezon).
Ja sama najbardziej ostrzę sobie zęby na kultową już komedię „Seinfeld” (9 sezonów) i może wreszcie zbiorę się w sobie, żeby obejrzeć „Downton Abbey” (6 sezonów oraz dwuodcinkowy dokument o powstawaniu serialu pod kątem stylizacji historycznej pt. „The manners of Downton Abbey”, niestety pozbawiony polskiej wersji językowej). Moja uwagę zwróciły również tytuły „Flesh and Bone” (1 sezon), „Preacher” (2 sezony) i oryginalna produkcja Amazonu „The Tick” (1 sezon). Korci mnie, żeby odświeżyć sobie „Penguins of Madagascar”, czyli „Pingwiny z Madagaskaru” (dostępnych 26 odcinków – ich chronologia pozostaje dla mnie zagadką, jako że każdy serwis informacyjny inaczej klasyfikuje sezony), zwłaszcza, że dostępne są tu z polskim dubbingiem.
Jest też kilka produkcji, które nie posiadają co prawda polskich napisów, ale mają za to wersję z polskim lektorem – ja tego rozwiązania serdecznie nie znoszę i nigdy nie oglądam filmów i seriali, które dostępne są jedynie w takiej wersji, ale zdaję sobie sprawę, że wiele osób woli tę opcję. Poza niektórymi z wymienionych powyżej i poniżej mogą one obejrzeć jeszcze popularny serial fantasy „Grimm” (6 sezonów), serial dla nastolatków „Victorious” (1 sezon)
System wyszukiwania w serwisie jest, niestety, do bani. Straszny. Po wybraniu kategorii serialu na stronie głównej przenosicie się do strony, na której wylistowane są… poszczególne sezony, ułożone w jakiejś obłąkanej kolejności. W katalogu z produkcjami posiadającymi polskie napisy brak kilku, które te napisy z całą pewnością posiadają, jak np. popularna komedia „Community”, chwalony komediodramat „This is Us (1 sezon) czy głośny „Mr. Robot” (2 sezony dostępne, sezon 3. jest w spisie, ale nie jest dostępny). Niektóre seriale mają tu tylko poszczególne sezony, jak „Baranek Shaun” („Shaun the Sheep” – 2. sezon, dostępny z polskim dubbingiem). Na stronie głównej wyświetlają się produkcje, których na próżno szukać po kliknięciu see more w kategorii, do której teoretycznie są przypisane (są dostępne w serwisie, po prostu nie wyświetlają się na liście). W kilku przypadkach seriale mają błędne (lub błędnie zapisane) tytuły, a do tego sporo jest tu zamieszania jeśli chodzi o oznaczanie poszczególnych sezonów. Mechanizm przerzucania kolejnych podstron kategorii jest, mówiąc wprost, jak cierń w tyłku, jako że nie da się tak po prostu przejść do ostatniej, trzeba doturlać się tam strona po stronie. Jeśli chodzi o komfort użytkowania tego serwisu, nie ma nawet porównania do Netflixa, co, muszę przyznać, zniechęca.
Pozostałe seriale z polskimi napisami i/lub lektorem/dubbingiem): „The Baker and the Beauty” (2 sezony), „Parenthood” (6 sezonów), „The Missing” (2 sezony), „The Night Shift” (4 sezony), „Franklin & Bash” (4 sezony), „The Big C” (4 sezony), „Psych” (8 sezonów), „The Neighbors” (2 sezony), „Law & Order: UK” (4 sezony), „Law & Order: Special Victims Unit” (4 sezony), „Joyride” (1 sezon), „Friday Night Lights” (5 sezonów), „/DRIVE” (3 sezony), „Blue Bloods” (6 sezonów), „Wolfblood” (2 sezony), „Jay Leno’s Garage” (2 sezony), „The Shield” (7 sezonów), „Justified” (6 sezonów), „Dance Academy” (1 sezon), „Hawaii Five-0” (6 sezonów), „Loudermilk” (1 sezon), „Covert Affairs” (5 sezonów), „H2O: Just Add Water” (1 sezon), „Heroes” (4 sezony), „Heroes Reborn” (1 sezon), „Startup” (2 sezony), „Fear the Walking Dead” (3 sezony), „Damages” (5 sezonów), „Into the Badlands” (2 sezony).
Bajki i filmy dla dzieci z polską ścieżką dźwiękową: „Paw Patrol” (2 sezony), „Spongebob Squarepants” (sezony 1. i 8.), „Dora the Explorer” (1 sezon), „Team Umizoomi” (1 sezon), „Curious George” (1 sezon), „Timmy Time” (2 sezony), „The Adventures of Chuck and Friends” (1 sezon), „My Little Pony Friendship is Magic” (1 sezon), „Fireman Sam” (sezony 5. i 7.), „Transformers Rescue Bots” (1 sezon), „The Haunted Hathaways” (1 sezon), „Pound Puppies” (1 sezon), „Ben 10” (1 sezon), „We Bare Bears” (1 sezon), „Johnny Test” (2 sezony), „Sam & Cat” (2 sezony), „iCarly” (1 sezon), „Adventure Time” (1 sezon), „Avatar: The Legend of Aang” (1 sezon), „The Legend of Korra” (1 sezon), „Steven Universe” (1 sezon), „LazyTown” (tylko sezon 2.), „Peppa Pig” (1 sezon), „Ben and Holly’s Little Kingdom” (1 sezon),
Amazon Prime Video przedstawia: produkcje oryginalne
Najciekawszą częścią oferty Amazon Prime Video pozostają jednak seriale wyprodukowane na potrzeby tej platformy: już dla samych „Amerykańskich bogów” („American Gods” – 1 sezon) warto odpalić okres próbny, zwłaszcza jeśli przynajmniej wizualnie zrobił na Was wrażenie „Hannibal” lub jeśli lubicie książkę Neila Gaimana; ekranizacja nie jest może całkowicie wierna pierwowzorowi, ale rozbieżności nie odbierają przyjemności z seansu. Nieco bardziej skomplikowana jest sprawa w przypadku „The Man in the High Castle” (2 sezony), czyli „Człowieka z Wysokiego Zamku” – po obejrzeniu 1. odcinka miałam wrażenie, że to przypadkowa zbieżność tytułów, bo serial nijak się ma fabularnie do książki Dicka. Przyznam, że sama przerwałam oglądanie, ale dam tej produkcji jeszcze jedną szansę, bo może zaskoczy mnie pozytywnie, zwłaszcza że opinie zbiera naprawdę niezłe. Doszły mnie nawet słuchy, że niektórzy ocenili serial wyżej niż książkę i po cichu mam nadzieję, że tak będzie i w moim przypadku – ostatecznie ta powieść nie przypadła mi do gustu i mam wrażenie, że to jedna z bardziej przecenianych książek tego autora, z rodzaju tych które bronią się jedynie wstrząsającym pomysłem i przerażającą wizją rzeczywistości (vide: „Opowieść podręcznej” i w ogóle cała twórczość Margaret Atwood). Niestety, o ile „Amerykańscy bogowie” dostępni są z polskimi napisami, o tyle „Człowieka z Wysokiego Zamku” i pozostałe poniżej wymienione seriale trzeba oglądać w oryginale (lub w jednej z dostępnych wersji językowych), posiłkując się co najwyżej napisami angielskimi. Pozostaje mieć nadzieję, że to właśnie takie rzeczy ulegną zmianie w pierwszej kolejności, jeśli Amazon rzeczywiście przyłoży się do polskojęzycznej wersji serwisu.
Posługujący się sprawnie językiem angielskim fani Dicka sięgną także zapewne po 1 sezon serialu „Philip K. Dick’s Electric Dreams”. Czy warto – tego nie wiem, ale mam zamiar się przekonać, ostatecznie to tylko 10 odcinków, a trailery obiecują coś w stylu „Blade Runnera” (skądinąd stworzonego także na podstawie książki Dicka). Na miłośników zespołu Grateful Dead czeka 1 sezon dokumentalnej produkcji „A Long Strange Trip”, a na tych, którzy czekali na serial Woody’ego Allena – „Crisis in Six Scenes” (1 sezon). Takich ciekawostek jest tu więcej: dokumentalizowany dramat „American Playboy: The Hugh Hefner Story” (1 sezon). wprowadza za kulisy życia twórcy najsłynniejszego magazynu z gołymi babami w historii, „McMafia” (1 sezon) przenosi na mały ekran i fabularyzuje wątki znane z bestsellerowej książki Mishy Glenny’ego o tym samym tytule, a „Z: The Beginning of Everything” (1 sezon) przedstawia historię Zeldy Sayre Fitzgerald. Dodatkowo na wszystkich lubujących się w motoryzacji czekają 2 sezony „The Grand Tour” ze znanymi z „Top Geara” Jeremym Clarksonem, Richardem Hammondem i Jamesem Mayem.
Mnie jednak zainteresowało coś innego: zaintrygowana już jakiś czas temu opisem, niedługo po premierze odpaliłam „Lore”, krótką, sześcioodcinkową serię grozy, powstałą jako rozwinięcie popularnego… podcastu. O ile forma samego podcastu nie przemawia do mnie zupełnie (nie jestem w stanie skupić się na dźwięku pozbawionym obrazu, zwłaszcza po angielsku – z tego powodu nigdy nie słucham audiobooków), to te fabularyzowane nieco dokumenty przypadły mi do gustu. Nie jest to może arcydzieło pod względem realizacyjnym, ale pasjonatom opowieści grozy dostarczy sporo intrygujących detali i smaczków.
Koniec końców jednak moją wielką miłością okazał się „Mozart in the Jungle” (4 sezony), historia nowojorskiej orkiestry symfonicznej i jej oryginalnego dyrygenta. Po pierwsze gra tam Gael García Bernal, którego uwielbiam od czasu obejrzenia przed wieloma laty świetnego „I twoją matkę też”; po drugie praktycznie wszystkie bohaterki kobiece zachwycają tu osobowościami i charyzmą, ale także różnorodną urodą i seksapilem; po trzecie muzycznie to jest po prostu kisiel w majtkach i dźwiękowy orgazm, odcinek za odcinkiem. Jeśli kochacie muzykę (niekoniecznie klasyczną), lubicie seriale o życiu środowiska artystycznego, a do tego szukacie czegoś lekkiego, przyjemnego w odbiorze i momentami zabawnego, to to jest właśnie propozycja idealna dla Was. Dajcie „Mozartowi” szansę – ja pokochałam go właściwie od pierwszego odcinka i postaram się jeszcze o nim w najbliższym czasie napisać dłuższy tekst. Tymczasem kusi mnie polecany „Bosch” (3 sezony), którego wiele osób opisuje jako bardziej brutalną, brudniejszą wersję „House of Cards”. Nie powiem – to brzmi zachęcająco!
Pozostałe produkcje oryginalne Amazonu (bez polskiej wersji językowej): „I Love Dick” (1 sezon), Fleabag” (1 sezon), „Goliath” (1 sezon), „The Marvelous Mrs. Maisel” (1 sezon), „Sneaky Pete” (2 sezony), „Transparent” (4 sezony), „Jean Claude van Johnson” (1 sezon), „Le Mans” (1 sezon), „The Kicks” (1 sezon), „Breathe” (1 sezon), „Inside Edge” (1 sezon), „The Remix” (1 sezon), „All or Nothing” (2 sezony), „Red Oaks” (3 sezony), „The Last Tycoon” (1 sezon), „Hand of God” (2 sezony), „Patriot” (1 sezon), „You Are Wanted” (1 sezon).
Dookoła świata
Ale to jeszcze nie wszystko. W ofercie Amazon Prime Video znalazło się miejsce na popularne tytuły z milionową publicznością i na produkcje bardziej niszowe. Są tu dokumenty sportowe „NFL Films Presents” (1 sezon), „America’s Game – The Super Bowl Champions” (1 sezon), „The Timeline” (1 sezon), południowoamerykańskie telenowele „La Doña” (1 sezon) i „Dueños del paraiso” (1 sezon), a także coś dla fanów anime. Ci ostatni jednak nie mają co liczyć na wielkie przeboje: Amazon ma dla nich jedynie 3 sezony serii „Magical Girl Lyrical Nanoha” („Magical Girl Lyrical Nanoha”, „Magical Girl Lyrical Nanoha A’s”, „Magical Girl Lyrical Nanoha StrikerS”) i jej nowszą kontynuację „ViVid Strike!” (1 sezon), dystopijną nowość „Beatless” na podstawie mangi o tym samym tytule, kontynuację anime „Saenai Heroine no Sodatekata”, czyli „Saenai Heroine no Sodatekata ♭” – po angielsku „Saekano: How to Raise a Boring Girlfriend Flat” (szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł, aby zaoferować także sezon pierwszy), przygodowe „Killing Bites” z elementami sztuk walki (1 sezon), romans fantasy „Rage of Bahamut: Virgin Soul” („Shingeki no Bahamut: Virgin Soul” – 1 sezon), samurajski kryminał „Onihei” (1 sezon – ponoć bardzo dobry), dramat sci-fi „Inuyashiki last Hero” („Inuyashiki” – 1 sezon, też ponoć warto obejrzeć), steampunkową przygodówkę „Kabaneri of the Iron Fortress” („Koutetsujou no Kabaneri” – 1 sezon, ale opinie zbiera raczej kiepskie), ponoć świetną przygodówkę „Re:Creators” (1 sezon), romansidło z elementami erotyki „Scum’s Wish” („Kuzu no Honkai” – 1 sezon), nie wiedzieć czemu nazwane w serwisie po włosku przygodowo-wojenne anime „Altair: A Record of Battles” („Shoukoku no Altair”, tu: „Altair: Racconti di Battaglia” – 1 sezon) i przygodówkę „Yuki Yuna is a Hero: The Washio Sumi Chapter/Hero Chapter” („Yuuki Yuuna wa Yuusha de Aru: Washio Sumi no Shou” i „Yuuki Yuuna wa Yuusha de Aru: Yuusha no Shou”), czyli tak naprawdę drugi sezon serialu „Yuki Yuna is a Hero” („Yuuki Yuuna wa Yuusha de Aru”). Miłośnicy sportu mogą spojrzeć łaskawym okiem na trzy zamieszczone w serwisie produkcje anime: „Welcome to the Ballroom” – traktujące o losach pewnego tancerza („Ballroom e Youkoso” – 1 sezon), „Dive!!” (1 sezon) – o nurkowaniu oraz „Battery” – o baseballu (1 sezon).
Moją uwagę przykuły trzy spośród japońskich animacji: sensacyjna produkcja sci-fi „Kokkoku” (1 sezon) i dwie serie typu „okruchy życia” – „Koi wa Ameagari no You ni”, czyli „After the Rain” (1 sezon) oraz „The Great Passage” („Fune o Amu” – 1 sezon), o którym słyszałam sporo dobrego. Chociaż wszystkie serie anime mają w serwisie angielskie tytuły, są na szczęście dostępne w oryginalnej wersji językowej z napisami. Niestety – jedynie angielskimi.
Miłośnicy Dalekiego Wschodu na pewno będą też zainteresowani innymi azjatyckimi produkcjami: w ofercie Amazon Prime Video znajdują się 32 odcinki japońskiego programu rozrywkowego „Uchimura Summers”, japońskie dramy „Who Killed Daigoro Tokuyama?” („Tokuyama Daigorô wo dare ga koroshitaka?” – 1 sezon), „Massage Detective Joe”(„Massage Tantei Joe” – 1 sezon), „The Dancing Detective Dekadance” („Sennyuu Sousa Idol Deka Dance” – 1 sezon), „Silver and Gold” („Gin to Kin” – 1 sezon) i „Doctor X Surgeon Michiko Daimon” („Doctor X ~ Gekai Daimon Michiko ~” – 5 sezonów) oraz koreańska drama „The Idolm@ster.kr” (1 sezon).
Pozostałe seriale i serie bez polskiej wersji językowej: „The Looming Tower” (sezon), „Black Spot” (1 sezon), „Hap and Leonard” (3 sezony), „Deutschland ’83” (1 sezon).
Bajki i filmy dla dzieci bez polskiej wersji językowej (w niektórych przypadkach może to nie mieć znaczenia, bo nie wszystkie bajki mają dialogi, warto sprawdzać): „Sabrina the Animated Series” (1 sezon), „Lost in Oz” (1 sezon), „Slugterra” (1 sezon), „An American Girl Story” (3 sezony), „Tumble Leaf” (3 sezony), „Inspector Gadget” (2 sezony), „If You Give a Mouse a Cookie” (2 sezony), „Just Add Magic” (3 sezony), „Niko and the Sword of Light” (1 sezon), „Bob the Builder” (4 sezony), „Danger & Eggs” (1 sezon), „Chi’s Sweet Adventure” (1 sezon), „Sigmund and the Sea Monsters” (1 sezon), „Zig & Sharko” (1 sezon), „Wishenpoof” (2 sezony), „The Stinky and Dirty Show” (2 sezony), „Shin chan Spin-off vol.1 Aliens vs. Shinnosuke” (1 sezon), „Oggy And The Cockroaches” (tylko 4. sezon), „The Snowy Day” (1 sezon – ale być może to błędne oznaczenie, bo w katalogu znajduje się tylko 1 film), „Gortimer Gibbon’s Life on Normal Street” (3 sezony).
FILMY
O ile zaryzykowałabym stwierdzenie, że serialowa oferta Amazonu przedstawia się nienajgorzej i jest co oglądać przez przynajmniej kilka miesięcy, to w przypadku filmów nie jestem już tak optymistycznie nastawiona do tej usługi. Jasne, możecie tu znaleźć wiele naprawdę dobrych i wartościowych tytułów, problem w tym, że jeśli lubicie kino, to prawdopodobnie je już widzieliście. Jeśli nie interesuje Was zatem Bollywood i inne produkcje prosto z Indii (a tych, uwzględniając zarówno filmy jak i seriale, Amazon Prime Video ma w tym momencie w ofercie ponad 200), to możecie być rozczarowani selekcją. Ale nie uprzedzajmy faktów, przyjrzyjmy się ofercie Amazonu z bliska.
Amazon Prime Video dla całej rodziny
Jeżeli jakimś cudem nie widzieliście jeszcze „Kacpra” („Casper”, 1995), filmu familijnego o przygodach przyjaznego duszka, to teraz możecie to zrobić. Podobnie w przypadku serii „The Karate Kid” – znajdziecie tu zarówno oryginalny film z 1984 roku jak i jego sequel z 1986 oraz remake z 2010 z Jadenem Smithem. Trudno powiedzieć, żeby to była jakaś wyjątkowa okazja, ale może fani „Alvina i wiewiórek” („Alvin and the Chipmunks”) będą zadowoleni: w serwisie dostępne są wszystkie 4 części filmowej antologii oraz 2 filmy animowane.
Jeśli chcecie doedukować swoje dzieciaki z zakresu filmowej klasyki, możecie odpalić im „E.T.” („E.T. – The Extra Terrestrial”) z 1982 roku lub film „Grinch: świąt nie będzie” z Jimem Carreyem („Dr. Seuss’ How the Grinch Stole Christmas”), a jeżeli wolicie mieć po prostu parę chwil świętego spokoju, macie pod ręką pierwszą część „Klopsików i innych zjawisk pogodowych” („Cloudy with a Chance of Meatballs”), film „Smurfy” („The Smurfs”) z Neilem Harrisem z 2011 roku.
Koniec końców jednak w tej kategorii pojawiają się jedynie dwa naprawdę sensowne tytuły skierowane do młodszych widzów, które warto obejrzeć niezależnie od wieku: świetna i nieco mroczna „Koralina” („Coraline”) na podstawie książki Neila Gaimana oraz mój ukochany, cudny i obłędnie kolorowy „Lorax” („Dr. Seuss’ The Lorax”). Nieco starszym odbiorcom (i Wam, rzecz jasna) może spodobać się też „Marzyciel” („Finding Neverland”) z Johnnym Deppem oraz „To wspaniałe życie” („It’s a Wonderful Life”), prawdziwy antyk z 1946 roku. Wszystkie te produkcje z wyjątkiem „Tego wspaniałego życia” są dubbingowane lub posiadają opcję włączenia polskiego lektora – ten jeden film opatrzony jest jedynie polskimi napisami. Irytuje nieco fakt, że „Marzyciel” napisów polskich nie posiada, w zasadzie nie posiada napisów żadnych, w tym angielskich, więc oglądacie go w oryginale albo z polskim lektorem. Albo wcale.
Chciałabym móc powiedzieć, że ta kategoria wypada biednie na tle pozostałych, ale nie jestem w stanie: mniej więcej tak wlaśnie prezentuje się oferta filmowa Amazon Prime Video.
Pozostałe filmy dla dzieci oraz familijne (z polskim udźwiękowieniem): „The Gruffalo”, „The Gruffalo’s Child”, „Mariah Carey’s All I Want For Christmas Is You”, „Marmaduke”, „Firehouse Dog”, „Room on a Broom”, „Meet Dave”, „Aliens in the Attic”, „The Last Airbender”, „The Wild Thornberrys Movie”, „Favourite Children’s Songs”, „Favourite Nursery Rhymes”, „Nanny McPhee”.
Bez polskiej wersji językowej: „An American Girl Story: Summer Camp, Friends For Life”.
Strach się bać: horrory i thrillery
Temat wyjątkowo mi bliski i równocześnie wyjątkowo bolesny. Głównie dlatego, że większość współczesnych filmów grozy to nieprzeciętne ścierwo. Wiem to, bo ja te filmy wszystkie oglądam, jak leci. Z horrorami jest bowiem obecnie trochę tak jak z komediami romantycznymi – może nie aż tak fatalnie, bo horrory przynajmniej autentycznie bawią, kiedy są kiepskie i nie trzeba pić na umór, żeby dotrwać do napisów końcowych, ale podobnie pod tym względem, że w kontekście potwornej liczby tego rodzaju produkcji wypuszczanych każdego roku odsetek tych sensownych to jest właściwie margines błędu.
Amazon Prime Video w wydaniu polskim jest w kwestii filmów grozy bardzo powściągliwe. Mówiąc wprost: nie oferuje nic nowszego niż filmy pochodzące z roku 2010. A że te dwie „nowości” to „Wilkołak” („The Wolfman”) z Del Toro i Hopkinsem oraz „Diabeł” („Devil”), to sami rozumiecie, skąd mój brak entuzjazmu. Co prawda są tutaj „Lustra” („Mirrors”), które budzą we mnie ogromny dyskomfort, ale należy wziąć pod uwagę, że ja się ogólnie boję luster i żyję w bezustannym lęku, że któregoś dnia w któreś spojrzę, a moje odbicie odwali jakiś chory numer. Niemniej jednak jest to film sprzed dekady i jeśli ktoś miał go obejrzeć, to raczej już obejrzał. Podobnie zresztą rzecz ma się w przypadku „Shuttera-Widmo” („Shutter”), „Dziecka Rosemary” („Rosemary’s Baby”), trzech pierwszych części „Krzyku” („Scream”), „Jeźdźca bez głowy” („Sleepy Hollow”), „Egzorcyzmów Emily Rose” („The Exorcism of Emily Rose”), „Świtu żywych trupów” („Dawn of the Dead”), „Hannibala”, „Cloverfield”, 3. części „Szczęk” („Jaws 3” – gdzie się podziały część pierwsza i druga?), a nawet tej uroczej bzdurki, „Van Helsinga”, z moją ulubioną heroiną kina klasy B – Kate Beckinsale. Koniec końców na moją listę trafił tylko stary „Ukryty wymiar” („Event Horizon”) z 1997 roku – i mniej więcej tak właśnie wygląda korzystanie z tej platformy. Że nadrabia się jakieś zapomniane przez Boga filmowe truchła z lat 90.
Być może myślicie teraz, że pomijam wiele tytułów i nie piszę o czymś, co mogłoby przyciągnąć Waszą uwagę. Cytując klasyka – nic bardziej mylnego.
Pozostałe filmy w kategorii horror: „Shaun of the Dead”, „Zombieland”, „Stephen King’s Thinner”.
Nie będę tu negować samego podziału na kategorie w obrębie platformy, chociaż nierzadko przyporządkowanie filmu do danego gatunku wydaje mi się cokolwiek zaskakujące. Nic to jednak, koniec końców najważniejsze jest to, że film w ogóle tu jest. A jak już jest, to można poczuć się jak podczas wyjazdu na weekend do babci, która ma tylko TVP1, TVP2, Polsat, TVN, TVP Kulturę i TV Trwam: w programie są albo filmy pamiętające znacznie lepsze czasy albo produkcje, które tak zupełnie #nikogo. Wśród tych pierwszych – niewątpliwie klasyków, nazywamy je klasykami głównie dlatego, że wszyscy już je widzieli – mamy na Amazon Prime Video „Fight Club”, „Jackie Brown” Tarantino, „Dwanaście małp” („Twelve Monkeys”) Gilliama z Bruce’em Willisem, „Vanilla Sky” z Tomem Cruise’em i w zasadzie brakuje jeszcze tylko „Armageddonu”, żeby poczuć się, jakby znowu były czasy przed powszechną dostępnością internetu.
Sytuacji nie poprawiają „Azyl” („Panic Room”), skądinąd przyzwoity „Wyścig z czasem” („In Time”) z Justinem Timberlake’em, „Ludzkie dzieci” („Children of Men”) Cuaróna, „Dobry agent” („The Good Shepherd”) z Damonem i Jolie, „Wyspa tajemnic” („The Shutter Island”) z DiCaprio czy nawet „Wierny ogrodnik” („The Constant Gardener”) z boskim Ralphem Fiennesem, chociaż ten ostatni film mam akurat do nadrobienia. To dobre i bardzo dobre filmy, ale cóż z tego, skoro nawet dodanie do nich stosunkowo świeżej „Zjawy” („The Revenant”) Iñárritu nie jest w stanie zabić tego wrażenia, jakby przebywało się w starej wypożyczalni VHSów, która w ostatniej desperackiej próbie utrzymania się na powierzchni wprowadziła do obrotu płyty DVD.
W efekcie na moją listę „do obejrzenia trafiły tu przede wszystkim znacznie starsze ode mnie „Chinatown” i jego kontynuacja „The Two Jakes” z Jackiem Nicholsonem. Przy okazji udało mi się obejrzeć „Raport mniejszości” („Minority Report”) i tak sobie myślę, że być może właśnie idealnym targetem tej platformy są ludzie, którzy szukają internetowego odpowiednika telewizji naziemnej. Ostatecznie dwudziestominutową przerwę na reklamę można zrobić sobie co jakiś czas samodzielnie.
Pozostałe filmy w kategorii thriller: „Cop Land”, „Runner Runner”, „Angels & Demons”, „The Da Vinci Code”, „Shadowhunter”, „Fatal Attraction”, „Wild Things”, „Runaway Jury”, „The Warriors”, „State of Play”, „Green Zone”, „Deep Impact”, „Dead Again”, The Babysitter”, „The Wall”, „Switchback”, „Layer Cake”, „Eagle Eye”, „Super 8”, „Identity”, „Street Kings”, „Man on Fire”, „Red Dragon”, „21”, „No Country for Old Men”.
Romanse, komedie i dramaty, czyli takie tam o życiu
Nie zrozumcie mnie źle: Amazon Prime Video ma naprawdę sporo dobrych tytułów w ofercie, a znając życie większość widzów ma listę produkcji, które chcieliby przed śmiercią nadrobić. Tyle tylko, że w dobie pogoni za nowościami często odkłada się to nadrabianie na wieczne „później”, a dwudziestoletnie filmy nie wyglądają tak kusząco jak jakiś młody, jędrny „Deadpool”. Mnie do sięgnięcia po te starsze filmy na platformie skłoniło skąpstwo – po prostu bardzo nie lubię płacić za coś i nie korzystać z tego, a że te nowsze produkcje mam już odhaczone, to sięgam dalej w przeszłość. Chociaż oglądałam już „Ducha” („Ghost”), „Urodzonych morderców” („Natural Born Killers”), „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka” („Crouching Tiger, Hidden Dragon”), „Zakochanego bez pamięci” („Eternal Sunshine of the Spotless Mind”), rewelacyjną – z tego co pamiętam – „Drogę do szczęścia” („Revolutionary Road”) z DiCaprio i Winslet, czy moje ukochane „Grease”, to może w końcu przezwyciężę swoją niechęć do filmów kostiumowych i obejrzę „Nędzników” („Les Misérables”) oraz „Annę Kareninę”. A jeśli nie, to przynajmniej „Flashdance”.
Pozostałe filmy w kategorii romans: „Chocolate”, „My Boss’s Daughter”, „Brokeback Mountain”, „Seven Pounds”, „Regarding Henry”, „Across the Universe”, „Shadowlands”, „It’s Complicated”, „Bride Wars”, „Atonement”, „Just my Luck”, „What Happens in Vegas”, „Love and other Drugs”, „Pride & Prejudice”, „Guess Who”, Adjustement Bureau”, „The Five-Year Engagement”, „Monte Carlo”, „The Girl Next Door”.
Przeglądając listę dostępnych na platformie dramatów, zwróciłam od razu uwagę na nominowane w ubiegłym roku do Złotej Palmy „Wonderstruck”. Chociaż film został przyjęty przez widownię dość obojętnie, to sama nominacja jest dla mnie solidnym argumentem za poświęceniem czasu na seans. Podobnie zresztą w przypadku muzycznego komediodramatu „Chi-Raq”, którego nie zdążyłam obejrzeć podczas którejś z edycji OFF Camery. Ucieszyła mnie też dostępność wyróżnionego w ubiegłym roku na Sundance „Crown Heights” i nawet jeśli Amazon Prime Video nie ma szans stać się moim naczelnym dostawcą kina festiwalowego, to za te kilka tytułów jestem wdzięczna.
Inna sprawa, że ta platforma to trochę taki skarbczyk z filmami ukochanymi ponad wszystko, najlepszymi na świecie. Mam tutaj „American Beauty”, które było moim najulubieńszy filmem ever dopóki nie obejrzałam drugiej części „Ojca chrzestnego”, a później – „Wielkiego piękna”. Mogę w każdej chwili sięgnąć po „Pulp Fiction”, mój flagowy film na kaca i całodzienne zaleganie w łóżku z pizzą. Mam „Watchmen. Strażników” („Watchmen”), jedną z nielicznych ekranizacji komiksów, które szanuję, wspomnianego „Ojca chrzestnego” („The Godfather„) – co prawda tylko pierwszą część, ale to niewielka różnica w poziomie – i rewelacyjną „Przerwaną lekcję muzyki” („Girl, Interrupted”) z Angeliną, Winoną i Brittany Murphy. Mam w zasięgu ręki młodziutkiego Leo DiCaprio w „Złap mnie jeśli potrafisz” („Catch Me If You Can”), równie młodego Brada Pitta w bodajże najlepszej roli życia, czyli jako Śmierć w „Joem Blacku” („Meet Joe Black”), fantastycznego Christopha Waltza jako pułkownika Hansa Landę w „Bękartach wojny” („Inglourious Basterds”).
Może właśnie dlatego było mi tak trudno zrezygnować z tej subskrypcji, chociaż przecież rzadko wracam do raz obejrzanych filmów – lubię jednak wiedzić, że one wszystkie gdzieś tam są i wystarczy wyciągnąć rękę, żeby kilka sekund później cieszyć się seansem. Niektórzy zbierają w tym celu fizyczne nośniki, mnie mierzi sama myśl o tym i cieszy mnie to, że mam w sieci repozytorium filmowych klasyków. Bądź co bądź wciąż dostrzegam tam kultowe produkcje, na które – w niektórych wypadkach aż wstyd sie przyznać – nie znalazłam nigdy czasu, jak „American Gangster”, „Donnie Brasco”, „Wszystko za życie” („Into the Wild”), „Taksówkarz” („Taxi Driver” – tak, serio tego nie oglądałam), „Człowiek z blizną” („Scarface”), „Gorączka” („Heat”) czy „Prawdziwe męstwo” („True Grit”) braci Coen.
Pozostałe filmy w kategorii dramat: „Against the Ropes”, „Next Gen the Coming of Age”, „Legends of the Fall”, „Dark City”, „Erin Brockovich”, „The Fountain”, „St. Elmo’s Fire”, „The Negotiatior, „Up in the Air”, „The Browning Version”, „Resistance”, „Night Falls on Manhattan”, „It’s Kind of a Funny Story”, „Burlesque”, „The Pursuit of Happyness”, „Foxfire”, „Eat Pray Love”, „State of Play”, „Center Stage”, „L.A. Confidential”, „Robin Hood”, „Robing Hood: Prince of Thieves”, „Hancock”, „Under Siege”, „The Only Living Boy in New York”, „The Last of the Mohicans”, „Robin Hood”, „Safe House”, Gladiator”, „Public Enemies”, „Savages”, „Flight”, „The Truman Show”, „Fear and Loathing in Las Vegas”, „The Social Network”, „The Hours”, „Forrest Gump”, „Apollo 13”, „Chicago”, „Cast Away”, „The Green Mile”, „8 Mile”, „Philadelphia”, „Footloose” (dostępny również remake z 2010), „Gattaca”, „Closer”.
Współczesna komedia to temat nie mniej bolesny niż kino grozy. Głównie dlatego, że po prostu nie jest zabawna. Od dawna omijam szerokim łukiem amerykańskie masowe komedie i ilekroć dam się przekonać do obejrzenia czegoś rzekomo śmiesznego, że boki zrywać, pluję sobie później w brodę. Niekończąca parada wąsatych dowcipasów z pierdzenie, srania, rzygania i masturbacji to zdecydowanie nie jest mój klimat. Może właśnie dlatego nie bawi mnie okrutnie przaśny i prostacki „Ted”, może dlatego nie znosiłam „Ace’a Ventury: Psiego detektywa” („Ace Ventura: Pet Detective”) i jego kontynuacji „Ace Ventura: Zew natury” („Ace Ventura: When Nature Calls”) , odkąd obejrzałam go jeszcze jako dzieciak? Nie śmiałam się na „Wpadce” („Knocked Up”) z Sethem Rogenem, bo filmy z Sethem Rogenem z grubsza (ze sporadycznymi wyjąkami) dzielą się na takie, przy których trzeba pić, bo na trzeźwo się nie da i na takie, które nie istnieją. Potwierdzają to również obecne w serwisie filmy „Paul”, „Boski chillout” („Pineapple Express”), „The Green Hornet” i „Supersamiec” („Superbad”), przy czym w tym ostatnim na domiar złego pojawia się Jonah Hill, jako że nieszczęścia zawsze chodzą parami.
Ale jeśli myślicie, że od tego momentu może być już tylko lepiej, to spieszę zapewnić, że nie. Bo Amazon Prime Video oferuje też do obejrzenia całą serię „American Pie”, czyli kwintesencję i podręcznikowy przykład tego, czego nienawidzę w amerykańskiej komedii. Znajdziecie tu pierwszą, kultową już w pewnych środowiskach, część cyklu, „American Pie 2”, „American Pie: Wesele” („American Wedding”), „American Pie: Wakacje” („American Pie Present: Band Camp”), „American Pie: Nagą milę” („American Pie Presents: The Naked Mile”), „American Pie: Bractwo Beta” („American Pie Presents: Beta House”), „American Pie: Księgę miłości” („American Pie Presents: The Book of Love”) i „American Pie: Zjazd absolwentów” („American Reunion”). Jako że takie kino też ma swoich zwolenników, to ci z pewnością docenią również dostępność takich produkcji jak obleśny „40-letni prawiczek” („The 40 Year-Old Virgin”), „EuroTrip” czy „Ostra jazda” („Road Trip”).
Oczywiście, jak to na Amazonie, jest tu sporo klasyków – i to właśnie one wypadają najlepiej w zestawieniu. Fani starych komedii znajdą tu po dwie części „Powrotu do przyszłości” („Back to the Future”, „Back to the Future II”), „Pogromców duchów” („Ghostbusters”, „Ghostbusters II”), „Facetów w czerni” („Men in Black”, „Men in Black II”) i „Rodziny Addamsów” („The Addams Family”, „Addams Family Values”), a także „Świat według Wayne’a” („Wayne’s World”), „Lepiej być nie może” („As Good As It Gets”) z Helen Hunt i Jackiem Nicholsonem, „Barbarellę” i „Śniadanie u Tiffany’ego” („Breakfast at Tiffany’s” – w komediach, serio?). Na fanów telewizyjnych hitów czeka też „Krokodyl Dundee” („Crocodile Dundee”) i „Czy leci z nami pilot?” („Airplane!”) z Lesliem Nielsenem.
Kiepskie „Wanderlust”, nieskończenie cieplackie „Marley i Ja” („Marley and Me”), do bólu nijakie „Ilu miałaś facetów („What’s Your Number”) z Anną Faris, „Raj dla par” („Couples Retreat”), „Mój chłopak się żeni” („My Best Friend’s Wedding”), „Dziś 13, jutro 30” („13 Going On 30”), „Ślubne wojny” („Bride Wars”), „Moja super eksdziewczyna” („My Super Ex Girlfriend”) czy wręcz bardzo, bardzo złe „Córka mojego szefa” („My Boss’s Daughter”), „Zła kobieta” („Bad Teacher”) albo „Druhny” („Bridesmaids”) nie są bynajmniej powodami, które mogą kogokolwiek przekonać do Amazon Prime Videos. Filmy z Adamem Sandlerem to również ruletka: ci, którzy lubią ryzyko, mogą wybierać między „Super tatą” („Big Daddy”), „Billym Madisonem”, „Farciarzem Gilmore’em” („Happy Gilmore”) i „50 pierwszymi randkami” („50 first dates”). Pytanie, po co mieliby to robić?
Na otarcie łez zostaje musical „Mamma Mia!”, moje wielkie guilty pleasure, przyzwoita (ale nie jakoś przesadnie dobra) „Gra dla dwojga” („Duplicity”) z Julią Roberts i Clive’em Owenem, nieco przereklamowany, ale wciąż dobry „Fantastyczny Pan Lis” („Fantastic Mr. Fox”) i uwielbiany przez wiele osób „Scott Pilgrim kontra świat” („Scott Pilgrim vs. The World”). Istnieje szansa, że nigdy nie zrozumiem fenomenu tego ostatniego filmu, jako że udało mi się na nim trzykrotnie zasnąć w połowie, ale też nie muszę wszystkiego zawsze rozumieć. Ostatecznie każdy ma swoje małe zboczenia – ja się na przykład śmiałam na „Chłopaki też płaczą” („Forgetting Sarah Marshall”), chociaż sądzę, że gdy oglądałam ten film ponad 8 lat temu, miałam po prostu mniejsze wymagania i mniej pofałdowany mózg. Może być też jednak tak, że to po prostu zasługa Russella Branda, na punkcie którego szaleję mniej więcej od tamtego czasu. To wyjaśniałoby w sumie, dlaczego momentami nawet nieźle bawiłam się na „Idolu z piekła rodem” („Get Him to the Greek”). A jeśli już jesteśmy przy wstydliwych wyznaniach, to przyznam się od razu, że filmy „Jak stracić chłopaka w 10 dni” („How to Lose a Guy in 10 Days”) i „Hitch” też mi się podobały, kiedy oglądałam je dawno, dawno temu, będąc jeszcze młodą i piękną, a przynajmniej młodą. Ale chyba za bardzo boję się skonfrontować wspomnienia z rzeczywistością, żeby odpalić którykolwiek jeszcze raz. Dzisiaj nie zaryzykowałabym polecenia komukolwiek któregoś z tych filmów.
Zastanawiacie się być może, dlaczego obejrzałam w życiu tak wiele złych i przeciętnych filmów, a ja mogę powiedzieć jedynie, że zdarza mi się je oglądać jednym okiem podczas pracy lub sprzątania. Naprawdę, nie zasługują na więcej uwagi. I nawet kiedy daję im szansę, oczekując czegoś odrobinę więcej, jak w przypadku „Łatwej dziewczyny” („Easy A”) albo „Legendy telewizji” („Anchorman: The Legend of Ron Burgundy”) – na to namówił mnie były chłopak, po czym sam bezczelnie zasnął w połowie – zwykle się rozczarowuję; w najlepszym przypadku amerykańskie komedie bywają przyjemne i niewymagające, jak „To skomplikowane” („It’s Complicated”) z Meryl Streep i Alekiem Baldwinem czy „Seria niefortunnych zdarzeń” („Lemony Snicket’s A Series of Unfortunate Events”), rzadziej oferując cokolwiek więcej.
Komedie to, rzecz jasna, również parodie – czasami nabijają się z całkiem niezłych filmów, jak seria „Straszny film” („Scary Movie”, „Scary Movie II”, „Scary Movie III”): sama nienajlepsza, ale do pewnego momentu dająca się oglądać bez przytłaczającego uczucia obrzydzenia do samego siebie. Innym razem jednak są bardziej jak kopanie leżącego, czego przykładem są „Wampiry i świry” („Vampires Sucks”), parodiujące przede wszystkim „Zmierzch”. Powyższe miewają jednak przynajmniej zabawne momenty, czego nie można powiedzieć o „Poznaj moich Spartan” („Meet the Spartans”) i „Wielkim kinie” („Epic Movie”) – ten duet wręcz redefiniuje pojęcie ostatecznego dna, którego można sięgnąć. Zaskoczeniem wśród tego typu filmów są natomiast „Jaja w tropikach” („Tropic Thunder”) – zadziwiająco zmyślna i raz po raz celnie uderzająca parodia, która dowodzi nie tylko tego, że dobrze napisany scenariusz to już połowa sukcesu, ale także potwierdza, że Ben Stiller sprawdza się za kamerą w roli reżysera, kiedy bardzo chce. Szkoda, że jako aktor grywa czasami w takich nieporozumieniach jak „Zoolander”.
Koniec końców z całej tej listy mam tak naprawdę ochotę obejrzeć tylko „American Graffiti” George’a Lucasa.
Pozostałe filmy w kategorii komedia: „Meet the Parents”, „Meet the Fockers”, „Little Fockers”, „Big Momma’s House”, „Big Momma’s House 2”, „Big Mommas: Like Father, Like Son”, „The Change-Up”, „She’s Out of My League”, „Last Action Hero”, „Talladega Nights: The Ballad of Ricky Bobby”, „The Breakfast Club”, „The Other Guys”, „Beverly Hills Cop”, „Coneheads”, „A Very Brady Sequel”, „Hot Rod”, „The Wood”, „Old School”, „Groundhog Day”, „Dazed and Confused”, „Step Brothers”, „Deck the Halls”, „He Said, She Said”, „Fast Times at Ridgemont High”, „Pootie Tang”, „Kindergarten Cop”, „Napoleon Dynamite”, „About a Boy”, „Superstar”, „Role Models”, „Oru Nalla Naal Paathu Sollrean”, „Pretty in Pink”, „Weird Science”, „School of Rock”, „Sixteen Candles”, „The Man Who Knew Too Little”, „Along Came Polly”, „White Chicks”, „Definitely, Maybe”, „You Don’t Mess With the Zohan”, „Not Another Teen Movie”.
Dzieje się! Światła, kamera, zbrodnia, akcja!
Jeśli na tapecie są filmy akcji, to należy zacząć od oczywistości: Amazon Prime Video oferuje dostęp do serii kultowych filmów z Tomem Cruise’em: „Mission: Impossible”, „Mission: Impossible II”, „Mission: Impossible III”, „Mission: Impossible – Ghost Protocol” (bez części 5.). W ofercie serwisu można znaleźć też „Jacka Reachera”, „Wybuchową parę” („Knight and Day”), „Ludzi honoru” („A Few Good Men”), „Wojnę światów” („A War of the Worlds”), „Vanilla Sky”, „Top Gun” i „Collateral”.
Niestety, poza powyższymi tytułami i paroma smaczkami dla fanów Angeliny Jolie („Wanted”, „Salt”, „Lara Croft: Tomb Raider”), Aniołków Charliego („Charlie’s Angels”, „Charlie’s Angels: Full Throttle”) i Indiany Jonesa („Indiana Jones and the Raiders of the Lost Ark”, „Indiana Jones and the Temple of Doom”, „Indiana Jones and the Last Crusade”, „Indiana Jones and the Kingdom of the Crystal Skull”) oferta Amazon Prime Video nie dostarcza emocji. A i te dostarczane są takie trochę z drugiej ręki, przemielone już wielokrotnie. I znowu – fajnie mieć miejsce, gdzie te wszystkie antyki filmowe są składowane, pytanie, czy warto opłacać comiesięczny dostęp do filmów, po które sięga się od święta, w ramach nostalgicznych wycieczek w przeszłość.
Ja co prawda z przyjemnością obejrzałam po raz n-ty „Kroniki Riddicka” („The Chronicles of Riddick”) i „Pitch Black”, ale ja się kocham w Vinie Dieselu i to mnie usprawiedliwia. Tego się już nawet nie leczy. Podobnie jak tego, że po raz niewiadomoktóry odświeżam sobie nową trylogię „Star Treka” (w serwisie dostępna jest pierwsza część).
Chociaż nie są to jakieś niebywałe okazje, to może przynajmniej fani ekranizacji komiksów trochę się zabawią: ci znajdą tu „Elektrę”, „Daredevila”, dwa filmy o Hulku – „The Hulk” z Erikiem Baną i Jennifer Connely z 2003 roku oraz „The Incredible Hulk” z 2008 roku z Edwardem Nortonem i Liv Tyler, „Ghost Ridera” z Nicholasem Cage’em, dwa filmy o Hellboyu – „Hellboy” i „Hellboy: Złota armia” („Hellboy: The Golden Army”) i trylogię Spider-Mana z Tobeyem Maguire’em („Spider-Man”, „Spider-Man 2”, „Spider-Man 3”). Tak że, jak widać, same perły, jest się o co zabijać. Gdyby komuś było mało tych emocji, można do puli dorzucić jeszcze zrealizowany na podstawie gry komputerowej (co, jak wiemy, zawsze zapowiada wysokogatunkowe kino) „Doom” oraz trzy pierwsze części „Transformersów” („Transformers”, „Transformers: Revenge of the Fallen”, „Transformers: Dark of the Moon”). Nie wiem jak Wy, ale ja już pędzę oglądać te wszystkie arcydzieła.
Żartuję. Na szczęście wszystkie (oprócz „Doom”) już oglądałam. We wspaniałej większości przypadków do dziś tego żałuję.
Pozostałe filmy w kategorii akcja: „The Net”, „S.W.A.T.”, „Repo Man”, „Once Upon a Time In Mexico”, „2 Guns”, „Anaconda”, „Anacondas: The Hunt for the Blood Orchid”, „Death Race”, „Waterworld”, „G.I. Joe: The Rise of Cobra”, „Wings.”, „Cowboys & Aliens”, „The Sum of All Fears”, „Jumper”, „Terminator Salvation”, „The Man with the Iron Fists”, „Godzilla”, „King Kong”, „Battleship”, „Serenity”, „2012”.
Amazon Prime Video: czy warto?
W kategoriach „filmy z polskimi napisami” i „filmy z polską ścieżką dźwiękową” znajduje się niecałe 150 pozycji. To niewiele, biorąc pod uwagę, jak wiele tu staroci i telewizyjnych evergreenów. Chociaż system na pewno kłamie i znajdziecie w serwisie o wiele więcej pozycji w polskiej wersji językowej, to wcześniej czy później na pewno natkniecie się na coś, co nie posiada napisów, lektora czy też dubbingu. Już samo to powinno dać Wam do myślenia: jeśli znacie angielski na tyle dobrze, żeby oglądać bez dodatkowych pomocy lub ew. z angielskimi napisami, droga wolna. Jeśli nie, za bardzo tutaj nie poszalejecie.
Zresztą nawet gdyby wszystko tu było spolszczone, nie byłoby jak szaleć: uderza, jak niewiele pozycji z ostatnich lat można znaleźć w serwisie przy dostępie z Polski. Niespecjalnie imponująca biblioteka (do której należy doliczyć jeszcze dosłownie kilka średnio interesujących lub powszechnie znanych i dostępnych dokumentów) skusić może jedynie filmowego archeologa. I koniec końców to najlepsze uzasadnienie wykupienia abonamentu na Amazon Prime Video: każdy, kto chce uzupełnić popkulturowe braki z zakresu wielkich filmowych hitów ostatniego trzydziestolecia czy nawet czterdziestolecia, może śmiało podpiąć swoją kartę płatniczą. Za tak niewielką kwotę (wspomniane 2,99 euro przez pierwsze 6 miesięcy) na pewno się to opłaci – zwłaszcza że filmy opatrzone są ciekawostkami na temat aktorów, samych produkcji i ich powstawania, które można wyświetlić sobie na ekranie podczas seansu.
Co do mnie – chociaż właśnie kończę oglądać „Event Horizon” i w ciągu ostatnich miesięcy nadrobiłam trochę zaległości, to nie zdecydowałabym się na pewno opłacać pełnej kwoty abonamentu, chociaż nie jest wysoka, porównywalna tak naprawdę z ceną pakietu Showmaxa. Jeśli zatem Amazon Prime Video nie stanie się serwisem przynajmniej w części darmowym, prawdopodobnie nieprędko tam wrócę.