Wygrzebki z sieci #25: Tim Burton i najlepsze plakaty kinowe 2016
Żyjemy w takim świecie, że przed sprawdzeniem porannych newsów najlepiej wziąć coś na uspokojenie. Dlatego najczęściej zaczynam od kultury – w kinie dzieje się tyle dobrego, że pomaga mi to przetwać kolejny dzień w świecie, który upadł na łeb. Zachęcam Was do tego samego!
Kolejna porcja dobrych linków do kawy już jutro rano!
1. Pamiętacie przezabawny nowozelandzki horror, a raczej horrorokomedię „Co robimy w ukryciu”? Jeśli polubiliście ten szalony film tak mocno, jak ja, na pewno ucieszy Was, że jego reżyser i jednocześnie odtwórca roli Viago pracuje nad kontynuacją. Przeczytajcie wywiad, w którym Taika Waititi opowiada o swoim ostatnim filmie „Hunt for the Wilderpeople” i zdradza co nieco na teamat nowego projektu.
2. Powiedzieć, że nie jestem fanką Tima Burtona, to mało – facet od dobrej dekady nie nakręcił niczego przyzwoitego, co dałoby się oglądać na trzeźwo, nie rozumie kompletnie idei grotestki i zamiast niej kompulsywnie serwuje cukieraski. Po gwałcie, którego dokonał na „Alicji” mam wręcz do niego obydzenie. To jednak nie oznacza, że unikam jego filmów, chociaż coraz częściej oglądam je tylko ze złośliwości.
Z niektórymi jednak zapoznać się warto, nawet jedynie w ramach ciekawostki: obejrzyjcie burtonowską wersję „Jasia i Małgosi” z 1982, czyli z czasów kiedy Burton jeszcze umiał kręcić filmy i nie był tylko nędznym efekciarzem. To pierwsze dzieło Burtona, przy który reżyser pracował z żywymi aktorami.
3. Rozdanie Oscarów już za kilka dni, ale na tych złotych ludzikach kinematografia się nie kończy: sprawdźcie, jakie ciekawe filmy z ubiegłego roku nie zostały wzięte pod uwagę podczas nominacji. Jeśli chcecie przeczytać więcej na ich temat, to obiecuję, że wkrótce podrzucę Wam „Czarownicę” („The Witch” – wyborne kino), to w moich starszych tekstach znajdziecie parę ciepłych słów ode mnie na temat „Człowieka-scyzoryka” („Swiss Army Man”), „Służącej” („The Handmaiden”), „American Honey” i „Patersona”. Resztę sama muszę nadrobić!
Jeszcze Wam mało? sprawdźcie także tę listę. Nie oglądałam jeszcze wszystkich wymienionych na niej pozycji, ale pisałam już wcześniej o „Tonim Erdmannie”, „Creative Control”, “Everybody Wants Some!!” i „Moonlight”.
Jeśli szukacie bardziej selektywnych zestawień, polecam Wam te przygotowane przez moich kolegów: u Sławka znajdziecie głównie kino azjatyckie (z tej listy wspominałam już na blogu o „Teraz dobrze, wtedy źle” – tutaj nasze gusta kompletnie się rozjeżdżają – oraz o „Cmentarzu wspaniałości”).
Sama co roku sugeruję się właściwie tylko jedną listą publikowaną w sieci – to ta tworzona przez drugiego z moich kolegów, Krzyśka: przejrzyjcie część pierwszą i część drugą jego zestawienia. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat tych filmów, na blogu pisałam już o „Aquariusie” i „Chevalierze”.
4. Plakaty filmowe to w wielu przypadkach dzieła sztuki. Nie w Polsce oczywiście, ale tak ogólnie. Przyjrzyjcie się najpiękniejszym plakatom z ubiegłego roku:
A jak jest w Polsce? Ano w Polsce jest tak, jak napisał w „Jak przestałem kochać design” Marcin Wicha:
Znakomity plakacista opowiadał, jak w latach siedemdziesiątych projektował dla Centrali Wynajmu Filmów. Kiedy panie urzędniczki od zamówień już go polubiły, wyciągnęły zza szafy swój największy skarb. Był to prawdziwy plakat z Ameryki, z dużymi twarzami, postaciami artystów i zachodem słońca. Rozwinęły rulon i spytały:
– Jak pan sądzi, czy w Polsce kiedyś do tego dojdziemy?
No i doszliśmy.
5. W sieci robi się od tekstów i publikacji zapowiadających najbardziej oczekiwane filmy roku 2017 – takie zestawienia możecie znaleźć na przykład tutaj, tutaj i tutaj.
Ale czy zastanawialiście się kiedyś, jakie są… najmniej oczekiwane filmy roku? Ten tekst przed kilkoma tygodniami zrobił furorę w sieci – i to zasłużenie. Jest naprawdę przezabawny. Przeczytajcie koniecznie!